W opinii ekspertów, przyczynami niskiej frekwencji w niedzielnych wyborach parlamentarnych są m.in. brak zaufania Polaków do polityków i procedur wyłaniania rządu oraz brak wiary, że głos obywateli coś zmieni.
Państwowa Komisja Wyborcza wstępnie oszacowała frekwencję w wyborach na niewiele ponad 40 proc. W poprzednich wyborach parlamentarnych w 2001 r. wzięło udział ponad 46 proc. uprawnionych Polaków, a w 1997 r. - 59 proc. Dużo większa była frekwencja w wyborach prezydenckich: w 2000 r. wyniosła ponad 61 proc., a w 1995 r. - ponad 68 proc. Bardzo niska była frekwencja w ubiegłorocznych wyborach do Parlamentu Europejskiego - wzięło w nich niecałe 21 proc. uprawnionych.
Według dyrektora programowego Instytutu Spraw Publicznych Jacka Kucharczyka, niska frekwencja to m.in. skutek "braku wiary w politykę" i braku zaufania do procedur wyborczych. Jego zdaniem, nie mniejsze znaczenie miały też skandale korupcyjne z udziałem polityków SLD.
Podobną opinię prezentuje socjolog Ireneusz Krzemiński. W rozmowie z PAP podkreślił, że do niskiej frekwencji przyczynili się sami politycy, szczególnie rządzący w ostatnich latach. Według niego, wpłynęła na to również mentalność Polaków, którzy - jak ocenił - Krzemiński, lubią "żyć na własną rękę" i "omijać władzę" oraz nie angażują się w sprawy ogólnopaństwowe.
Zdaniem politologa Kazimierza Kika, przekraczająca niewiele ponad 40 proc. frekwencja jest wynikiem świadomego wyboru Polaków, a winni tego są politycy, którzy nie zmieniają się od 15 lat i nie spełniają obietnic przedwyborczych. Jak mówi, skutkiem jest brak zaufania wyborców do całej klasy politycznej. Kik podkreślił, że w rankingach wiarygodności politycy zajmują ostatnie miejsca.
Według Krzemińskiego, rekordowo niska frekwencja oznacza duże wyzwanie dla przyszłego rządu i wspierającej go koalicji Platformy Obywatelskiej oraz Prawa i Sprawiedliwości. Według socjologa, władze będą musiały włożyć sporo pracy, by spróbować zmienić nastawienie społeczeństwa do udziału w wyborach.
Krzemiński uważa, że należałoby zmienić m.in. stosunek urzędników do obywateli, aby Polacy poczuli, że ich opinia ma znaczenie. Jego zdaniem, duża odpowiedzialność ciąży też na mediach, szczególnie publicznych, których zadaniem jest prezentowanie społeczeństwu sytuacji na scenie politycznej. Według niego, nie robią one tego odpowiednio.
Dyrektor programowy Instytutu Spraw Publicznych mówi też o przyczynach "technicznych" niskiej frekwencji. Zalicza do nich sam system głosowania, który - jego zdaniem - nie odpowiada współczesnym wyzwaniom. Kucharczyk postuluje wydłużenie godzin głosowania, umożliwienie niepełnosprawnym głosowanie poprzez pełnomocnika oraz wykorzystanie nowych technologii, np. internetu.
Z kolei w opinii Kika, aby zachęcić Polaków do udziału w wyborach należy zastanowić się nad zmianą systemu wyłaniania parlamentarzystów, co oznacza zmianę ordynacji wyborczej. Jego zdaniem, obecna ordynacja proporcjonalna "przedkłada ilość nad jakość".