Na świecie trwa cykl obniżek stóp procentowych. W środę do obniżki szykował się amerykański Fed (decyzja zapadła wieczorem polskiego czasu), ale banków centralnych redukujących koszt pieniądza jest więcej. W ostatnim kwartale roku 14 banków na świecie — z 40 monitorowanych przez Bank Rozliczeń Międzynarodowych — cięło stopy. To mniej niż w poprzednich pięciu kwartałach i może to jest sygnał, że cykl stopniowo dobiega końca.
Polska odeszła od bycia krajem z relatywnie wysokimi stopami. Jeszcze rok temu stopa referencyjna NBP była wyższa niż średnia dla rynków wschodzących, teraz jest znacznie niższa. Pod tym względem stopniowo zbliżamy się do średniej dla rynków rozwiniętych, choć raczej nie dobijemy do niej. Dziś różnica wynosi 1,7 pkt proc., podczas gdy przed 2020 r. premia wynosiła około 1 pkt proc. Dziś jesteśmy krajem płacącym wyższą premię za ryzyko geopolityczne, więc różnica w stopach też pewnie pozostanie większa niż w przeszłości.
Interesujące jest to, że coraz częściej mówi się o zatrzymaniu cyklu lub wręcz podwyżkach stóp procentowych. Rzeczywiście widać, że zasięg cyklu luzowania polityki pieniężnej jest coraz mniejszy. Ostatnio duży rozgłos wzbudziły słowa Isabel Schnabel, cżłonka zarządu Europejskiego Banku Centralnego, która powiedziała, że jeżeli bank miałby wykonać w przewidywalnej przyszłości jakiś ruch, byłaby to podwyżka. Rynek kontraktów terminowych wycenia około 20 proc. prawdopodobieństwo, że w przyszłym roku stopy w euro ruszą się w górę.
Podobna sytuacja jest w Czechach, gdzie na rynku również zaczyna się dyskutować o możliwych podwyżkach. Nie jest to scenariusz bazowy, ale kontrakty terminowe wyceniają takie prawdopodobieństwo w podobnej skali jak w strefie euro. O możliwych podwyżkach mówi się też coraz częściej w Australii czy Kanadzie, a pewne jest, że wkrótce ruch stóp w górę wykona Bank Japonii.
Rynek obligacji też szykuje się na przynajmniej zakończenie cyklu obniżek stóp na świecie. W środę Bloomberg pisał, że średnie rentowności obligacji skarbowych długookresowych w krajach rozwiniętych wzrosły do najwyższego poziomu od 2009 r. Mała wrażliwość rentowności obligacji na to, co robią banki centralne, oznacza, że polityka pieniężna ma dziś ograniczone przełożenie na realną gospodarkę. To rentowności, a nie krótkookresowe stopy mają bowiem największy wpływ na inwestycje przedsiębiorstw.
Czy idzie więc jakiś duży zwrot? Nie. Pomijając pojedyncze przypadki, jak np. Japonia, głosy o możliwych podwyżkach są zdecydowanie przedwczesne. Większość gospodarek rozwija się w tempie niższym od potencjału, a niektóre — np. Niemcy — nie rozwijają się w ogóle. Rynki pracy są schłodzone, popyt na pracę ograniczony, a przyrost płac stopniowo się normalizuje. Na większości rynków surowcowych dominuje nadpodaż, co ogranicza ryzyko zaburzeń cenowych z tego źródła.
Teoretycznie podwyższeniu stóp mógłby sprzyjać jakiś duży impuls popytowy związany z militaryzacją czy masywnym zwiększeniem produktywności pod wpływem AI. Na razie nie widać jednak realnych oznak tych zjawisk. Inwestycje są, ale odbywają się raczej kosztem relokacji aktywności z innych branż, a nie ogólnogospodarczego podniesienia popytu ponad zdolności wytwórcze.
