Popularne we Francji fundusze inwestujące w europejskie nieruchomości komercyjne przyczyniły się do nadmuchania bańki spekulacyjnej, ostrzega Adrian Benedict, odpowiedzialny w Fidelity za inwestycje w nieruchomości. Tylko w ubiegłym roku do takich funduszy nad Loarą napłynęło 5,6 mld EUR, a za napływami stoją niedoświadczeni inwestorzy indywidualni, szukający wyższych stóp zwrotu. Między innymi oni pomagają podbijać wyceny nieruchomości komercyjnych w Europie, a skutkiem jest wyjście cen powierzchni w Berlinie, Paryżu, Madrycie czy Zurychu powyżej szczytów z 2007 r., zauważa specjalista. Tymczasem tego rodzaju fundusze mogą nie dysponować odpowiednią płynnością, jeśli koniunktura się popsuje, a klienci zechcą jednocześnie zamknąć swoje inwestycje.
„Wielu inwestorów może nie zdawać sobie sprawy ze specyfiki tej grupy aktywów i wierzyć, że można z niej wyjść w dowolnie wybranym momencie. Jednak to wyobrażenie może zderzyć się z rzeczywistością, gdy tylko kierunek, w którym podąża rynek, odwróci się” – zauważał w raporcie Adrian Benedict.
Jego zdaniem w przypadku pogorszenia koniunktury fundusze mogą stanąć przed koniecznością pospiesznej wyprzedaży aktywów, która obniżyłaby stopy zwrotu, a nawet wstrzymania wypłat. Przykładem, co może się stać, było wstrzymanie wypłat z niektórych brytyjskich funduszy nieruchomości, po tym jak w referendum na Wyspach nieoczekiwanie zapadła decyzja o opuszczeniu Unii Europejskiej. Zdaniem specjalisty moment pęknięcia bańki jeszcze nie nadszedł, jednak zdecydowanie zaleca on ostrożność.
„Rynek ma wszelkie cechy bańki, a kupujący działają na własną odpowiedzialność” – ostrzegał specjalista.
