FIRMY ZAPLECZA GÓRNICZEGO POSZUKUJĄ NOWYCH ODBIORCÓW

Małgorzata Zdunek
opublikowano: 1999-10-01 00:00

FIRMY ZAPLECZA GÓRNICZEGO POSZUKUJĄ NOWYCH ODBIORCÓW

Producenci maszyn wydobywczych dostarczają urządzenia przedsiębiorstwom budowlanym

Zakłady zaplecza górniczego nie mają wyjścia: muszą szukać odbiorców poza branżą wydobywczą. Brakuje im jednak pieniędzy na inwestycje. Z tego powodu najchętniej szukają szans w tych sektorach, w przypadku których nie muszą wykładać dużych pieniędzy na przeprofilowanie produkcji. Do takich branż zalicza się budownictwo.

Firmy, dla których głównymi odbiorcami były przedsiębiorstwa wydobywcze na Śląsku, znalazły się w zupełnie nowej sytuacji.

— Zdajemy sobie sprawę, że górnictwo polskie już nigdy nie wróci do dawnego poziomu wydobycia 200 mln ton węgla rocznie. Zmuszeni jesteśmy do podjęcia wielu działań restrukturyzacyjnych. Najważniejsze jest zróżnicowanie produkcji, obniżenie kosztów oraz eksport — wylicza Andrzej Pawlus, dyrektor ds. marketingu i akwizycji Fabryki Maszyn Famur z Katowic.

Firma prowadzi rozmowy z potencjalnymi inwestorami strategicznymi. Zostały z niej wydzielone zależne spółki córki, które otrzymują ryczałt na pokrycie części kosztów utrzymania. O resztę i zysk muszą troszczyć się same.

Szukanie wyjścia

Mimo trudności z windykacją należności, odbiorcami znacznej części produkcji przedsiębiorstw zaplecza górniczego są nadal spółki węglowe i kopalnie. Uniezależnienie się od nich wymaga dużych nakładów finansowych, firmom brakuje na to pieniędzy. Wszelkie zmiany profilu produkcji w dużych wyspecjalizowanych zakładach przeprowadzane są zwykle w ograniczonym zakresie, w oparciu o posiadany park maszynowy.

— Dawniej byliśmy monopolistą w produkcji kopalnianych wozów urobkowych. Wytwarzaliśmy ich do 40 tys. rocznie, teraz tylko 2 tys. Sześć lat temu na bazie wytwarzanych wówczas zgrzewanych siatek osłonowych dla kopalń zaczęliśmy produkcję zgrzewanych siatek ogrodzeniowych dla odbiorców krajowych. W 1998 r. zdecydowaliśmy się również na wyrób kompletnych systemów ogrodzeniowych. Park maszynowy i kadra pracownicza pozwala nam rozszerzyć produkcję o konstrukcje spawane dla budownictwa — opowiada Kazimierz Kulig, prezes zarządu Śląskiej Fabryki Urządzeń Górniczych Montana.

Obecnie tylko 35 proc. produkcji Montany trafia do odbiorców z branży górniczej. Również Fabryka Maszyn Famur miała w branży bardzo silną pozycję.

— Do 1989 r. byliśmy jedyną polską firmą produkującą kombajny ścianowe. Do dzisiaj aż 48 proc. tego typu maszyn używanych na 240 czynnych ścianach pochodzi właśnie z Famuru. Nasze obroty z górnictwem utrzymują się na poziomie 95-97 proc. Zamierzamy jednak ten udział zmniejszyć. Bierzemy pod uwagę skierowanie produkcji na rynek drogowych maszyn budowlanych, które wyposażone są w elementy podobne do tych, które obecnie wytwarzamy — wyjaśnia Andrzej Pawlus.

Nie dostrzega on innych nisz, w które firma może łatwo wejść bez dużych nakładów inwestycyjnych.

Cena restrukturyzacji

Firmy przeprowadzające restrukturyzację podkreślają, że jej ogromne koszty ograniczają ich możliwości inwestycyjne.

— Trzy lata temu zdecydowaliśmy się na prywatyzację. Pracownicy założyli spółkę, która wzięła w leasing majątek firmy. Obciążeniem dla przedsiębiorstwa są więc ogromne raty leasingowe. Posiadamy natomiast wiele nieruchomości, które są nie wykorzystane. Planujemy przeprowadzenie remontu i dzierżawę tych budynków oraz gruntów, które nie są związane z produkcją zakładu — informuje Kazimierz Kulig.

Bardziej mobilne są mniejsze firmy. Nie wszyscy przedsiębiorcy są pesymistami, jeśli idzie o losy branży górniczej.

— Od początku działalności Famag zajmuje się produkcją podzespołów i części zamiennych do przenośników zgrzebłowych. Naszymi odbiorcami są przede wszystkim spółki węglowe i kopalnie. W tym roku jednak obroty firmy zmniejszyły się o 20 proc. Powodem była mniejsza liczba zamówień i trudności z windykowaniem należności. Chcemy więc uniezależnić się od górnictwa. Planujemy rozpoczęcie sprzedaży wyrobów z granitu i piaskowca. Nie znaczy to jednak, że rezygnujemy ze współpracy z firmami z branży górniczej. Wciąż liczymy na polepszenie się sytuacji w tym sektorze — zapewnia Lech Zieliński, prezes zarządu PPUH Famag z Tychów.

Kolejnym posunięciem wielu firm zaplecza górniczego jest wzmacnianie pozycji na rynkach zagranicznych. Nie jest to niemożliwe, ale przedsiębiorstwom ze Śląska przeszkadza to samo, co innym polskim firmom: przede wszystkim zbyt wysoki kurs złotego. Przez lata Famur eksportował 25 proc. swych wyrobów, obecnie — około 20 proc.

— Naszymi największymi odbiorcami były, i mam nadzieję, że będą, kraje dawnego Związku Radzieckiego. Nasze wyroby wysyłamy również do Chin, Czech, na Słowację, do Rumunii, Indii, na Węgry i Ukrainę, a także do Hiszpanii i Kolumbii. Bardzo mocną pozycję mamy również na rynku białoruskim. W kraju tym nasze kombajny są stosowane do urabiania soli potasowej — opowiada Andrzej Pawlus.

— Połowę naszej produkcji stanowią siatki zgrzewane ogrodzeniowe, które eksportujemy do Niemiec i Holandii. Są to jednak produkty w stanie surowym. Wyroby finalne udaje nam się sprzedać tylko na rynku polskim, stanowi to 10 proc. produkcji. Przymierzamy się do wytwarzania na eksport elementów rusztowań. Obecnie jesteśmy na etapie rozmów końcowych z kontrahentem z Niemiec, w tym roku mamy wykonać serię próbną. Firmom nie opłaca się jednak opierać działalności na eksporcie. Na taką sytuację wpływa zmienny kurs walut i zbyt silna pozycja złotego — twierdzi Kazimierz Kulig.

Dodaje, że sytuację pogarsza wysoka cena polskich surowców hutniczych, używanych do produkcji. Tymczasem import komponentów nie jest opłacalny z powodu barier celnych i wysokiej stopy oprocentowania kredytów.

— Polskim producentom nie jest łatwo zaistnieć na obcych rynkach. Natomiast nasze granice są szeroko otwarte. Z powodu złych doświadczeń z firmami niemieckimi, których byliśmy poddostawcami, obecnie 100 proc. produkcji sprzedajemy na rynku polskim — dodaje Lech Zieliński.

Wołanie o ochronę

— Kryzys w górnictwie dotknął nie tylko Polskę, ale i inne kraje. Dlatego firmy zagraniczne często decydują się na wejście na polski rynek. Mają wsparcie swych rządów, siłę w postaci kapitału i doświadczenia. My jednak jesteśmy w stanie konkurować z nimi tak pod względem zaawansowania technologicznego, jak i warunków płatności, co daje nam pewność utrzymania się na rynku — zapewnia Andrzej Pawlus.

Firmy skarżą się jednak, że spółki górnicze decydują się na zakup urządzeń zagranicznych, mimo że na rynku dostępne są polskie maszyny porównywalnej jakości. Zaznaczają, że często zdarza się, że importowane urządzenia są nawet kilkakrotnie droższe, a terminy zapłaty za nie — krótsze.

— Państwo musi zacząć chronić rodzimy rynek przed niekontrolowanym importem urządzeń zagranicznych firm. W przeciwnym wypadku oprócz trudności z windykowaniem należności, będziemy mieli coraz większe kłopoty ze zbytem naszych towarów — uważa Czesław Szczepanek, prezes ds. produkcyjno-handlowych PPUH Famag.

Małgorzata Zdunek

JEST ŹLE: Sytuacja pogarsza się z roku na rok. Liczymy jednak, że uda nam się utrzymać na rynku — twierdzi Lech Zieliński, prezes zarządu PPUH Famag (na zdj. z lewej). Czesław Szczepanek, prezes ds. produkcyjno-handlowych firmy, zaznacza, że państwo powinno chronić polski rynek przed niekontrolowanym importem maszyn górniczych. fot. Andrzej Wawok

FORTEL: Jesteśmy ściśle i nierozerwalnie związani z branżą górniczą, która z powodu swej trudnej sytuacji jest źle odbierana przez instytucje finansowe i kooperantów — mówi Andrzej Pawlus, dyrektor ds. marketingu i akwizycji Fabryki Maszyn Famur. Firma zrezygnowała z nazwy Fabryka Maszyn Górniczych, aby nie kojarzyć się z upadającym sektorem. fot. Andrzej Wawok

JEST DOBRZE: Dzięki obecnie prowadzonej strategii firma nie zalega z płatnościami, osiągamy płynność finansową, a rentowność zakładu kształtuje się na poziomie 3-4 proc. — zapewnia Kazimierz Kulig, prezes zarządu Śląskiej Fabryki Urządzeń Górniczych Montana. fot. Andrzej Wawok