Górnictwo w defensywie mimo światowej koniunktury

DI, PAP
opublikowano: 2007-11-12 13:34

Pogarszająca się sytuacja finansowa, rosnące koszty i presja płacowa, braki kadrowe, olbrzymie potrzeby inwestycyjne oraz problemy z zaspokojeniem popytu na węgiel, mimo dobrej koniunktury na ten surowiec na świecie - to zdaniem fachowców aktualny obraz polskiego sektora węglowego.

O kondycji i przyszłości górnictwa dyskutowali w poniedziałek w Katowicach szefowie spółek węglowych i energetycznych, eksperci i związkowcy. Niemal wszyscy zwracali uwagę na niepewność co do przyszłości górnictwa, związaną ze zmianą rządu. Nowy gabinet stanie m.in. przed decyzją, czy, w jaki sposób i w jakim tempie prywatyzować spółki węglowe.

Uczestniczący w spotkaniu związkowcy podkreślali, że dopuszczają jedynie częściową prywatyzację przez giełdę, przy zachowaniu większościowego pakietu akcji dla Skarbu Państwa, z gwarancją, że tak pozostanie. Zgodę na upublicznienie spółek węglowych związki uzależniają od akceptacji załóg (Katowicki Holding Węglowy wkrótce zapyta o to górników w ankiecie), przekazania części akcji dla pracowników, gwarancji socjalnych itp.

Górnicze związki stanowczo stawiają także żądanie podwyżek płac, wskazując na wieloletnie zapóźnienia w tym zakresie, związane z odgórnym ograniczeniem wzrostu wynagrodzeń w ostatnich latach. Jak mówił szef górniczej "Solidarności" Dominik Kolorz, początkowe płace rzędu 1,2-1,3 tys. zł zniechęcają młodych ludzi do podejmowania pracy; odchodzą też inni pracownicy, pogłębiając i tak dokuczliwe braki kadrowe.

Z opinią, że dla utrzymania i pozyskania nowych pracowników potrzebny jest w bliskiej perspektywie znaczący wzrost płac górników, zgadza się prezes zatrudniającej ponad 60 tys. osób Kompanii Węglowej, Grzegorz Pawłaszek. Jak mówił, obecnie średnia płaca w Kompanii to blisko 4,5 tys. zł brutto; górnik dołowy zarabia średnio 3.881 zł brutto, pracownik dozoru ok. 5.300 zł.

Według nieoficjalnych informacji przedstawicieli spółki, zarząd Kompanii, ograniczany dotąd oficjalnym wskaźnikiem wzrostu wynagrodzeń (w tym roku jest to w tej firmie 4,8 proc., w innych górniczych spółkach 5-6 proc.), jest skłonny rozmawiać ze związkami o podwyżce sięgającej w przyszłym roku nawet ok. 10 proc. Chciałby jednak kierować te pieniądze tak, aby poprawić efektywność i lepiej wynagradzać głównie górników na stanowiskach produkcyjnych.

Liczymy się z tym, że w przyszłym roku nastąpi kilkunastoprocentowy wzrost kosztów, na który składa się nie tylko wzrost płac, ale także mediów, materiałów i usług (chodzi głównie o energię i wyroby stalowe - PAP). Stąd konieczność przede wszystkim urealnienia ceny węgla dla energetyki" - podkreślił Pawłaszek.

Według prezesa Kompanii, gdyby wziąć pod uwagę wszystkie rosnące koszty, energetyka powinna płacić za węgiel nawet ponad 50 proc. więcej niż dziś. W rozmowach z elektrowniami Kompania zażądała dotąd wzrostu o 15 proc. od przyszłego roku. Zdaniem szefa Południowego Koncernu Energetycznego, Jana Kurpa, w tym roku trudno będzie o porozumienie na takim poziomie, jednak docelowo rachunek kosztów trzeba będzie postrzegać przez pryzmat ceny energii dla finalnego odbiorcy, a to oznacza wzrost cen prądu.

Górnictwo zabiega o wzrost cen węgla nie tylko po to, aby pokryć rosnące koszty i sprostać presji płacowej; branża potrzebuje też środków na olbrzymie inwestycje (w skali sektora ich wartość szacuje się nawet na 20 mld zł). Przede wszystkim chodzi o udostępnianie nowych złóż węgla - budowę nowych poziomów i uruchamianie nowych ścian wydobywczych, a w przypadku Jastrzębskiej Spółki Węglowej (JSW) - także warte kilka miliardów zł udostępnianie nowych pól wydobywczych.

Wytwarzająca węgiel koksowy JSW już rozpoczęła odwiert badawczy w miejscu, gdzie ma powstać szyb otwierający dostęp do pola Bzie- Dębina. To pierwsza taka inwestycja od ok. 30 lat. Prezes spółki, Jarosław Zagórowski ocenia, że najważniejsze inwestycje JSW będzie w stanie sfinansować z własnych środków, natomiast na dalszy rozwój potrzebowałaby środków z zewnątrz, np. z giełdy.

Ograniczony dostęp do węgla, wynikający z niewystarczających inwestycji przygotowawczych i zdarzeń losowych w kopalniach, najbardziej dotknął Kompanię Węglową (mimo trudności spółka chce zamknąć rok niewielkim zyskiem, także na sprzedaży węgla). Zmniejszyła ona w tym roku zarówno sprzedaż krajową, jak i eksport, nie mogąc w całości sprostać zapotrzebowaniu.

Prezes Pawłaszek przyznał, że firma ma takie problemy, choć zaznaczył, że część eksportu, po doliczeniu kosztów transportu, jest nieopłacalna. Problemem jest jednak to, że Kompania nie jest w stanie wydobyć odpowiedniej ilości dobrych gatunków węgla, które mogłaby korzystnie sprzedać. Prezes zapewnił, że obecne moce Kompanii wystarczają, aby zaspokoić potrzeby krajowego rynku, choć oraz wyraźniej zaznacza się na nim import węgla (głównie z Rosji), który w tym roku sięgnie ok. 6 mln ton, trzy razy więcej niż w 2004 r. Z importu korzysta przede wszystkim północno-wschodnia Polska.

Prezes Węglokoksu, największego polskiego eksportera węgla, Piotr Kozioł uważa, że aby wykorzystać dobrą koniunkturę na węglowych rynkach, kopalnie powinny rozwijać swój potencjał tak, aby sprostać zapotrzebowaniu. Jak mówił, w ciągu minionego roku światowe ceny węgla wzrosły średnio o 30-35 proc. i nadal rosną; szacuje się, że w ciągu najbliższych 10-15 lat światowy obrót węglem podwoi się z ok. 850 mln ton do 1,5-1,6 mld ton.

"Już dziś nie jesteśmy w stanie zabezpieczyć dostaw dla zgłaszających się do nas klientów, a z analiz wynika, że potrzeby będą rosły. Polski węgiel ma szansę, tym bardziej, że inni europejscy producenci wydobywają coraz mniej. Dziś mamy do czynienia z sytuacją, w której jest popyt, jest rynek, jest dobra cena, a nie ma węgla" - mówił Kozioł. Przypomniał, że w ciągu minionych siedmiu lat polski eksport węgla zmalał o połowę, do ok. 11 mln ton w tym roku.

Uczestnicy konferencji zwracali też uwagę, że przyczyny niewystarczającej efektywności kopalń tkwią częściowo w strukturze górnictwa (grupa ekspertów postuluje np. połączenie Kompani Węglowej i Katowickiego Holdingu Węglowego) oraz w relacjach wewnętrznych; szefowie spółek węglowych przyznali, że po ubiegłorocznej katastrofie pojawiło się zjawisko nazwane "syndromem Halemby", polegające na unikaniu podejmowania decyzji przez dozór i średnią kadrę zarządzającą w kopalniach, w obawie przed konsekwencjami. Bywa, że prowadzi to do paraliżu robót.