Na giełdowych forach internetowych gorąco. Inwestorzy, jak co roku, skarżą się na pazernego fiskusa. Trzeba mu oddać 19 proc. ubiegłorocznego i – co warto zaznaczyć – zrealizowanego zysku.
„Muszę zapłacić aż 20 tys. zł. podatku” – narzeka jeden z internautów.
„Jak ja bym chciał mieć taki podatek. I taki zysk – odpowiada mu inny inwestor.
2010 rok był nadzwyczaj udany dla inwestorów. WIG rósł drugi rok z kolei – tym razem o 19 proc. Wiele osób zrealizowało zapewne wiele zyskownych transakcji. Zwłaszcza, że na rynku pierwotnym miały miejsce ciekawe, a przede wszystkim dające zarobić duże prywatyzacyjne oferty publiczne (PZU, Tauron, GPW).
ZOBACZ ODPOWIEDZI NA NAJTRUDNIEJSZE PYTANIA Z OSTATNICH 3 LAT>>
Teraz najwyższy czas, by ubiegłorocznymi zyskami podzielić się z fiskusem. Tylko do 2 maja trzeba przesłać do urzędu skarbowego wypełniony PIT-38 i ewentualnie zapłacić należny podatek. Pomocny do tego będzie przysłany wcześniej szacunek przychodów i kosztów biura maklerskiego, czyli tzw. PIT-8C. W tym roku takich dokumentów rozesłano ponad pół miliona.
Z reguły rozliczenie się z podatku giełdowego ogranicza się do przepisania przychodów i kosztów wyliczonych przez biuro maklerskie w PIT-8C do naszego PIT-38. Sytuacja może się skomplikować, jeśli ponieśliśmy dodatkowe koszty, o których broker nie wiedział, zaciągnęliśmy kredyt na zakup akcji czy przenieśliśmy portfel do innego biura maklerskiego. Wtedy to inwestor musi zdecydować, czy i kiedy uznać dany koszt za podatkowy. Ale po kolei.
Wielu inwestorów dokształca się nie tylko w różnego typu specjalistycznych kursach czy szkoleniach. Kupuje także książki o inwestowaniu czy prenumeratę fachowych gazet. Według ekspertów uznanie takich wydatków za koszty podatkowe przez inwestorów jest możliwe, ale niesie pewne ryzyko. Fiskus może je zakwestionować lub przynajmniej poprosić o wyjaśnienie. W takiej sytuacji inwestor będzie musiał „uprawdopodobnić” fiskusowi, że koszt został poniesiony w celu uzyskania przychodu na giełdzie. W przypadku prenumeraty gazety finansowej pomocna może się okazać pozytywna wykładnia resortu finansów czy urzędów skarbowych.
Problemy mogą sprawiać kredyty zaciągnięte na zakup akcji – zarówno na rynku pierwotnym, jak i wtórnym. Nie zawsze wrzucimy bowiem w koszty podatkowe całą prowizję i wszystkie odsetki od kredytu (biuro maklerskie raczej nie uwzględnia tego rodzaju wydatków w PIT-8C). Według fiskusa inwestor na własną rękę może to robić, ale jedynie do wysokości (w proporcji) udziału, jaki przypada na papiery wartościowe nabyte faktycznie z kredytu. W przypadku wysokiej redukcji w ofercie publicznej fiskus uważa więc, że kredyt nie został tak naprawdę wykorzystany i kwestionuje jego koszty w rozliczeniu podatkowym. Inna sprawa, że aby myśleć o rozliczeniu jakichkolwiek kosztów kredytu, trzeba wcześniej sprzedać „lewarowane” akcje (szczegółowy komentarz na ten temat Roberta Morawskiego, eksperta CDM Pekao znajdziesz we wtorkowym "Pulsie Biznesu").
W przypadku zmiany biura maklerskiego ważne jest, aby nowemu brokerowi dostarczyć dokument świadczący o koszcie nabycia akcji (trzeba go wziąć od „starego” brokera). Tylko w ten sposób będzie on mógł uwzględnić ten wydatek przygotowując później (po sprzedaży papierów) informację podatkową PIT-8C. Na wszelki wypadek lepiej jednak upewnić się, że biuro maklerskie rzeczywiście uwzględniło koszt nabycia papierów, bo zdarza się, że trzeba to zrobić samemu wypełniając dopiero PIT-38 (trzeba mieć podkładkę w postaci twardego dowodu zakupu akcji).
A co, jeśli nasze ubiegłoroczne saldo giełdowych zysków i strat jest
ujemne? Stratą też koniecznie trzeba się „pochwalić” fiskusowi w zeznaniu
PIT-38. Dzięki temu będzie można wykorzystać ją w przyszłości, czyli pomniejszyć
ewentualny dochód w kolejnych latach. W jednym roku można odpisać maksymalnie
połowę straty z danego roku. Z tzw. tarczy podatkowej można korzystać
maksymalnie pięć lat.