Wrażenie, że Szkarłatny Płomień zdecydowanie nie brzmi jak element inwestycyjnego portfela, okazało się ostatnio pozorne — na początku grudnia rubin o tej nazwie wyznaczył na aukcji w Hongkongu światowy rekord na poziomie 1,2 USD (4,8 mln zł) za karat, czyli za okruch o masie 0,2 g. Cały kamień, oszlifowany w tzw. poduszkowy kształt, kupiony został w pewnym sensie w zestawie, bo w ciasnym otoczeniu podobnie oszlifowanych diamentów, które wspólnie z rubinem osadzone zostały w bazę złotego pierścionka o stosunkowo małym rozmiarze.

Cena 18 mln USD (72 mln zł) musi się jednak wiązać z jakąś specjalną cechą — tym razem mamy więc przykład wyjątkowo rzadkiego w tak dużym rozmiarze rubinu z birmańskiego okręgu Mogok, który słynie z kamieni najwyższej jakości i barwy oznaczanej w handlu jako odcień gołębiej krwi, czyli intensywnie czerwonych z delikatnądomieszką niebieskiego. Ekspertyza potwierdza również, że nie podgrzewano rubinu w celu sztucznego ulepszenia jego właściwości, a widoczne pod mikroskopem inkluzje — czyli zanieczyszczające wrostki minerałów — są znakiem rozpoznawczym dla okręgu wydobycia.
Początkującym kolekcjonerom, których wiadomość o jakichkolwiek wadach mogłaby zaskoczyć, warto przy tym przypomnieć, że idealnie czyste rubiny tej wielkości — owszem — są w obrocie popularne, ale bardziej niż do portfela inwestora swoją syntetycznością pasują do taniego sygnetu rodem z minionego ustroju.