Małe i średnie firmy często nie upominają się o pieniądze u swoich kontrahentów – wynika z badania „Cierpliwość przedsiębiorców w oczekiwaniu na zapłatę”, przeprowadzonego na zlecenie firmy windykacyjnej Kaczmarski Inkasso.
Powody interwencji
Badanie pokazuje, że gdy termin zapłaty wyznaczony na fakturze minął, 30 proc. badanych zwraca się z przypomnieniem do kontrahentów często, a 29 proc. robi to tylko czasami. Natomiast 40 proc. badanych interweniuje za każdym razem, gdy kontrahent nie zapłaci im w wyznaczonym terminie.
Przekroczenie terminu widniejącego na fakturze to najczęstszy powód mobilizujący firmy do reakcji, ale prawie jedna trzecia z nich interweniuje też wtedy, gdy transakcja opiewa na dużą kwotę, a 28 proc., gdy dotychczasowa współpraca z klientem budziła zastrzeżenia, np. zapominał o zapłacie lub gubił faktury. Duży wpływ na dochodzenie należności ma również to, że przedsiębiorstwu zaczyna brakować pieniędzy na zapłacenie podatków i zobowiązań wobec urzędów. Co piąta firma bierze wtedy sprawy w swoje ręce i przypomina klientowi o przelewie. Niemal tyle samo, bo 19 proc., interweniuje, gdy znajdzie się pod ścianą, czyli nie ma z czego zapłacić swoim kontrahentom za kupiony towar czy usługę. Inne powody reagowania to m.in. brak pieniędzy na zakup kolejnych produktów, wstrzymanie inwestycji czy pierwsza transakcja z nowym kontrahentem.
– Budujące jest to, że spora część firm upomina się o płatność w każdym przypadku, gdy tylko minął termin podany na fakturze, niezależnie od okoliczności. Wysyłają w ten sposób sygnał, że poważnie traktują swoją pracę i nie będą finansować działalności kontrahenta - zwraca uwagę Jakub Kostecki, prezes firmy Kaczmarski Inkasso.
45 proc. badanych firm upomina się o zapłatę już tydzień po terminie. Ponad jedna czwarta badanych przedsiębiorstw odczekuje dwa tygodnie i dopiero wtedy ponagla klientów, a 22 proc. firm wstrzymuje się z reakcją przez miesiąc. Całkiem spory odsetek, bo 7 proc., zwleka z upomnieniem ponad miesiąc. Najszybciej po zaległe płatności do kontrahentów zwracają się przedsiębiorstwa z sektorów transportowego i usługowego. Największą powściągliwość zachowują firmy przemysłowe.
Brak reakcji oznacza problemy
Najmniej aktywne, jeśli chodzi o upominanie się o swoje pieniądze, są mikrofirmy – 36 proc. z nich tylko czasami domaga się zapłaty należności.
– Przedsiębiorcy nie zawsze podejmują kroki zmierzające do odzyskania pieniędzy zamrożonych w fakturach u niesolidnych kontrahentów, ponieważ nie mają odpowiednich umiejętności, zasobów, czasu, a także obawiają się popsucia relacji z klientami – zwraca uwagę Jakub Kostecki.
Przestrzega jednak, że brak reakcji w takiej sytuacji, albo wybiórcze upominanie się o zapłatę przyzwyczaja klientów, że mogą lekceważyć kontrahenta.
– Wtedy trudno się dziwić, że pieniądze raz wpłyną na konto, a innym razem nie. A w takich niepewnych warunkach trudno prowadzić działalność gospodarczą – mówi Jakub Kostecki.
Brak zapłaty może być dużym utrudnieniem szczególnie dla małych i średnich przedsiębiorców. Im mniejsza firma, tym boleśniej odczuwa brak wpływów na konto. Podmioty z tego sektora zwykle nie posiadają zaplecza finansowego - aby regulować zobowiązania, muszą odczuwać bieżący dopływ gotówki. Bez tego nie są w stanie płacić pensji, rat kredytów czy leasingu, podatków, składek ZUS, a nawet regulować faktur swoim kontrahentom. W ten sposób firma będąca wierzycielem sama staje się dłużnikiem.
– Dlatego bardzo ważne jest, żeby przedsiębiorcy reagowali, gdy ich partnerzy handlowi zwlekają z zapłatą i dyscyplinowali ich do zwrotu należności – podkreśla Jakub Kostecki.