W giełdowej Calatravie Capital i jej otoczeniu dochodziło nie tylko do przestępstw gospodarczych. I także innych, w tym… narkotykowych
Kilka dni temu ujawniliśmy w „PB”, że Paweł Narkiewicz, były prezes Calatravy Capital (CC), ma na koncie prawomocny wyrok za wykorzystanie informacji poufnych, i że podobna sprawa Tomasza W., byłego członka rady nadzorczej CC, zakończyła się na jego wniosek warunkowym umorzeniem. Do obu przypadków bezprawnego insider tradingu doszło w październiku i listopadzie 2010 r. Dokładnie wtedy, kiedy rząd Donalda Tuska przeprowadzał spektakularną akcję wymierzoną w sklepy z tzw. dopalaczami, czyli substytutami narkotyków. Okazuje się, że oba te wydarzenia zaskakująco wiele łączy…
Paweł Narkiewicz to inwestor giełdowy, który w przeszłości rozdawał karty w kilku giełdowych firmach, choćby Mostostalu Export czy PC Guardzie. Najbardziej znany jest jednak z działalności w CC, którą przejął na wiosnę 2010 r. Pod jego rządami spółka, przedstawiająca się jako butik inwestycyjny, szybko zaczęła zalewać rynek komunikatami o przygotowywanych bądź zrealizowanych akwizycjach, planach upublicznienia kolejnych spółek zależnych, pozyskanych kapitałach czy dobrych wynikach.
Dość szybko okazało się, że sny o potędze rozwiały się, a rzekome zyski zamieniły się w gigantyczne straty. Co więcej — jak ujawniliśmy ostatnio — Paweł Narkiewicz, szef i największy akcjonariusz CC, wykorzystywał informacje poufne, by przy pomocy swego znajomego Roberta Boruszewskiego zarabiać na wzrostach kursów spółek, którymi interesowała się CC.
Pan od Optimusa
Tym samym, choć niezależnie od Pawła Narkiewicza, zajmował się Tomasz W., członek rady nadzorczej CC w latach 2010-2013. Co o nim wiemy? Zanim trafił do CC pracował w jednym z banków jako doradca klienta firmowego. Tam właśnie poznał dobrego znajomego Pawła Narkiewicza — Michała D. znanego na rynku kapitałowym głównie z tzw. sprawy Optimusa, jednej z najgłośniejszych afer w historii GPW, do dziś prawomocnie nie rozliczonej.
Michał D. kontrolował Optimusa w latach 2006-07. Zdaniem prokuratury, było to możliwe dzięki sfałszowaniu uchwały rady nadzorczej spółki, czego Michał D. miał dokonać wspólnie z ówczesnym prezesem Optimusa Piotrem L. W październiku 2016 r. nawet zapadł w tej sprawie wyrok skazujący ich obu oraz trzeciego z oskarżonych Michała L., ale rok później został uchylony i sąd drugiej instancji przekazał sprawę do ponownego rozpoznania. Michał D. na tyle zżył się ze swoim opiekunem bankowym, że dał mu pracę u siebie, opłacił kursy maklera giełdowego i członka rady nadzorczej, a wreszcie — zaproponował członkostwo w nadzorze CC. Mógł to zrobić, bo z Pawłem Narkiewiczem łączyła go nie tylko znajomość biznesowa i towarzyska, ale nawet… wspólny gabinet prezesa inwestycyjnego butiku. Choć bowiem formalnie Michał D. był jedynie doradcą zarządu CC, to uczestniczył w życiu firmy prawie na równi z jej prezesem.
Kolega ze studiów
Z akt sądowych wynika, że Tomasz W. do zarabiania na bezprawnym insider tradingu doprosił swego dobrego znajomego ze studiów w Białymstoku, Jacka S. To w tym mieście Jacek S. od 2008 r. prowadził… sklep z dopalaczami, handlując nimi także przez internet. Kiedy w październiku 2010 r. działalność tę ukróciła zarządzona przez Donalda Tuska ogólnokrajowa akcja policji i sanepidu, Jacek S., podobnie jak inni „królowie dopalaczy”, przeniósł się z biznesem do Czech.
Tam, przy pomocy chemika, będącego jednym z biegłych sądowych, zaczął produkować różne substancje psychoaktywne, m.in. mefedron. Handlował nimi przez internet — głównie kierując ofertę do klientów z Polski, ale też innych krajów europejskich, a nawet USA. W czeskiej firmie, zatrudniającej m.in. księgową, informatyka i prawnika, a także kilka osób, zajmujących się obsługą sprzedaży, można było kupić substytuty narkotyków w ilościach detalicznych i hurtowych. Te pierwsze, jak ustaliła prokuratura, przesyłano „w formie nie wzbudzającej podejrzeń i pozwalającej na zachowanie anonimowości”. Te drugie — ukryte w odkurzaczach, zabawkach, sprzęcie do snowboardu, czy kuchenkach mikrofalowych.
Narkotykowy gang
„Eldorado” skończyło się w kwietniu 2011 r., kiedy Jacek S. i jego konkubina Anna K. zostali zatrzymani przez organa ścigania i trafili do aresztu. W sierpniu 2017 r. Sąd Okręgowy w Warszawie skazał Jacka S. na 5 lat bezwzględnego więzienia, 200 tys. zł grzywny, przepadek 405 tys. zł pochodzących z przestępstwa i nawiązkę 45 tys. zł na Stowarzyszenie Monar. Wyrok dotkliwy, bo i lista przestępstw długa. Jacka S. skazano za założenie i kierowanie zorganizowaną grupą przestępczą, mającą na celu wytwarzanie i dostawę — wbrew przepisom ustawy o przeciwdziałaniu narkomanii — znacznej ilości substancji psychotropowych, produkcję, handel i przemyt znacznej ilości narkotyków, a także naruszenie ustawy o Państwowej Inspekcji Sanitarnej.
Ten wyrok Jacka S. jest wciąż nieprawomocny, w przeciwieństwie do drugiego, z kwietnia 2016 r. W tym wypadku znajomy członka rady nadzorczej CC poddał się dobrowolnie karze i został skazany na dwa lata więzienia w zawieszeniu na trzy oraz 43 tys. zł grzywny. Za oszustwa podatkowe, związane z handlem nielegalnymi substancjami chemicznymi, a także pranie pieniędzy z nich pochodzących (to ostatnie polegało na zdeponowaniu w dwóch skrytkach bankowych ponad 1,5 mln zł).
W pobocznym wątku tej sprawy nieprawomocny na razie wyrok usłyszał też Tomasz W. W grudniu 2017 r. były członek rady nadzorczej CC został skazany za przemyt z Czech zabronionego mefedronu. Na pół roku w zawieszeniu na dwa lata i 8 tys. zł grzywny.
„Słup” na problemy z KNF
To nie wszystkie bulwersujące informacje, jakie znaleźliśmy w aktach sądowych. Wynika z nich również, że na jesieni 2010 r. Jacek S. zawarł m.in. z Michałem D. i Pawłem Narkiewiczem, jako prezesem CC, szereg transakcji, dotyczących akcji i obligacji zamiennych na akcje CC, udziałów w spółkach cypryjskich, będących akcjonariuszami CC, a także przelewów wierzytelności między różnymi podmiotami. Umowy te opiewały każdorazowo na kwoty rzędu od kilkuset tysięcy do kilku milionów złotych. Jacek S. zeznał że przy części z tych transakcji „działał jako słup”, a Tomasz W. tłumaczył mu, że są one dokonywane „żeby nie było problemów” z Komisją Nadzoru Finansowego (KNF).
W tym samym okresie, kiedy Jacek S. m.in. handlował akcjami CC (przy czym on twierdzi, że robił to na jego rachunku maklerskim Tomasz W.), KNF miała podejrzenie, że duże skoki kursu CC to rezultat niedozwolonej manipulacji akcjami spółki. Ostatecznie postępowanie wyjaśniające w tej sprawie nie zakończyło się jednak żadnymi ustaleniami.
Podsłuch w przedłużaczu
Nieco wcześniej, bo latem 2010 r., Jacek S., korzystając z pośrednictwa Tomasza W., udzielił też Michałowi D. pożyczki wysokości 1 mln zł. Pieniądze miały zostać wykorzystane na zakup udziałów niedużej firmy farmaceutycznej, do czego jednak nie doszło. Na co więc poszedł ten 1 mln zł? Tego z akt sądowych nie można wyczytać. Pewne jest, że na tle rozliczenia tej pożyczki doszło do konfliktów: między Jackiem S. i Tomaszem W. oraz nim i Michałem D.
Ten ostatni oskarża też Tomasza W. o to, że jako członek rady nadzorczej CC „zainstalował w moim pokoju i pana Narkiewicza podsłuch w przedłużaczu i następnie nagrania z tej rejestracji rozdawał, czy próbował sprzedawać na mieście.” Zapytany o tę kwestię Tomasz W. uchylił się od odpowiedzi. Odbijając piłeczkę, zarzucał Michałowi D., że i on nielegalnie wykorzystywał informacje poufne, pozyskiwane w CC. Prokuratura nie przedstawiła jednak Michałowi D. żadnych zarzutów w tej sprawie.
Naboje i kradzieże
Skazany za insider trading został Paweł Narkiewicz. Okazuje się, że były szef CC już wcześniej miał problemy z prawem. W grudniu 2010 r. warunkowo umorzono wobec niego postępowanie karne o przestępstwo z art. 263 par. 3 kk, mówiącego o… udostępnianiu lub przekazywaniu broni palnej lub amunicji osobie nieuprawnionej. O co chodzi? Z naszych informacji wynika, że posiadający pozwolenie na broń Paweł Narkiewicz dał jeden z nabojów „na pamiątkę” poznanej na spotkaniu towarzyskim kobiecie. Ta została z nim zatrzymana na lotnisku i stąd wynikły problemy byłego szefa CC.
Galerię postaci z wyrokami na koncie uzupełnia wspólnik Pawła Narkiewicza w insider tradingu Robert Boruszewski. Z akt sądowych wynika, że ten znajomy Pawła Narkiewicza z czasów działalności w branży hazardowej, w przeszłości został skazany na 2 lata w zawieszeniu na 5. Z paragrafów mówiących o… usiłowaniu kradzieży z włamaniem i tzw. krótkotrwałym zaborem samochodu. A trzeba wiedzieć, że Robert Boruszewski, podobnie jak Jacek S., handlował akcjami CC. W transakcjach pakietowych kupował je od jednego ze znajomych Pawła Narkiewicza (Pawła Kwiatkowskiego) i sprzedawał innemu (Arturowi Jabłońskiemu). Po cenach znacznie niższych niż rynkowe.
Co na to wszystko Paweł Narkiewicz? Przed sądem, rozpatrującym oskarżenie o insider trading, mówił, że wokół Calatravy Capital było „wiele grup interesów” i ludzi takich jak Tomasz W., Jacek S., Michał D. czy Robert Boruszewski. Zapewniał, że o części ich działań i wzajemnych relacji w ogóle nie wiedział, bo działy się za jego plecami.
Spółka giełdowa, której… nie ma
Calatrava Capital (CC) pod rządami Pawła Narkiewicza w latach 2010-2013 chętnie chwaliła się planami kolejnych inwestycji. Te, które zrealizowała finansowała obligacjami, innym finansowaniem dłużnym i masowo dodrukowanymi akcjami. Zdecydowana większość projektów skończyła się jednak klapą. Na wiosnę 2013 r. rynek zareagował wielką wyprzedażą akcji CC, a jej największy akcjonariusz zrezygnował z fotela prezesa. Niedługo potem okazało się, że spółka, która wcześniej wykazywała spore zyski, w 2012 r. straciła na czysto aż 262 mln zł.
W kolejnych latach straty tylko rosły, aż wreszcie w lutym 2017 r. Komisja Nadzoru Finansowego nałożyła na CC 700 tys. zł kary i wykluczyła jej akcje z GPW za wielokrotne, długotrwałe i rażące naruszanie obowiązków informacyjnych. Decyzja do dziś nie uprawomocniła się, a to dlatego, że po złożeniu odwołania spółka… utraciła władze i w związku z tym nie ma kto jej reprezentować. O upadłość CC wystąpił ZUS, ale po tym, jak tymczasowy nadzorca sądowy ustalił że spółka de facto nie istnieje, wniosek wycofał. Formalnie CC wciąż więc jest spółką giełdową, choć od wielu miesięcy nie składa żadnych raportów, a jej notowania są zawieszone.
Podpis: Dawid Tokarz