Pierwszy raz stanęła za ladą salonu optycznego niemal 20 lat temu. Nie dlatego, że marzyła o karierze w tej branży, ale zwyczajnie – po wyjeździe na studia potrzebowała pracy, która pozwoli jej się utrzymać we Wrocławiu. Ten – w zamierzeniu – epizod szybko okazał się jednak początkiem fascynacji, która po latach przerodziła się w markę.
– Widziałam twarz i od razu wiedziałam, jakie okulary sprawią, że ktoś będzie wyglądał świetnie. To było intuicyjne – wspomina Weronika Rokicka, właścicielka salonów Eyemazing.
W pierwszym salonie szybko stała się jedną z najlepszych sprzedawczyń, ale jej droga zawodowa skręciła w inną stronę. Zajmowała się różnymi branżami, pracowała u jednego ze stu najbogatszych Polaków, pełniła funkcje menedżerskie… Potem przeprowadzka z Wrocławia do Gdańska i własna cukiernia – to jej świat niemal przez dekadę. Dopiero wypadek, który ograniczył możliwości pracy fizycznej, zmobilizował ją do stworzenia projektu Eyemazing, a po dwóch latach wymusił zamknięcie cukierni i koncentrację na profesji poznanej w wieku dwudziestu paru lat.
– Każdy z nas ma kilka talentów. Możemy się nimi posługiwać w różnych momentach życia. Nie musimy się kurczowo trzymać jednego zawodu. Czasem dopiero okoliczności podpowiadają, gdzie powinniśmy być – mówi Weronika Rokicka.
Fascynacja okularami towarzyszyła jej jednak cały czas – podczas podróży, wizyt w butikach i spotkań z projektantami. Z czasem nabrała kształtu planu biznesowego. W 2021 r. otworzyła pierwszy butik Eyemazing w Gdańsku. Decyzja o jego powstaniu narodziła się… w Tokio.
Japonia uczy perfekcji
Odwiedziła tam pracownię Yoshinoriego Aoyamy, twórcy niszowych marek opraw okularów, m.in. Factory 900. Spotkanie z nim uświadomiło jej, czym naprawdę jest japońskie rzemiosło: obsesyjna dbałość o detal, niezwykła cierpliwość i praca nad produktem doprowadzona do perfekcji. Wtedy postanowiła, że kiedyś otworzy salon z oprawkami na tak wysokim poziomie jak tworzone przez Yoshinoriego Aoyamę w rodzinnej firmie z kilkudziesięcioletnią historią.
Japońskie oprawy są doskonałe nie tylko z powodu kulturowego przywiązania do perfekcji. Za ich jakością stoi 90 lat doświadczenia rzemieślników z miasta Sabae w prefekturze Fukui. Przekazują sobie z pokolenia na pokolenie wiedzę i techniki, które stanowią dziś punkt odniesienia dla całego rynku. Ich metody i umiejętności są niezrównane. Na przykład marka Factory 900 słynie z opatentowanej technologii szlifowania grubych płyt acetatu, dzięki której oprawy są wyjątkowo trwałe i trójwymiarowe, wycinane z jednego bloku materiału, bez klejenia.
– Japońskie oprawy są niesamowite jakościowo. Wiele światowych marek premium, dla których jakość jest priorytetem, zleca produkcję swoich opraw w Sabae, bo inżynieria i rzemiosło stoją tam na poziomie, którego nie da się powtórzyć nigdzie indziej – tłumaczy Weronika Rokicka.
Rynek, który dojrzewa
Uważa, że rynek opraw okularowych w Polsce wciąż jest niszowy i niedoszacowany.
– Ludzi potrzebujących korekcji wzroku jest znacznie więcej niż miejsc, które oferują coś więcej niż popularny standard – wskazuje właścicielka Eyemazing.
Za oprawy w jej salonach płaci się od około 1400 zł. Średnia cena na półkach to 2200–2500 zł, ale najdroższe modele na zamówienie mogą kosztować kilkanaście tysięcy, a wykonywane np. z czystego złota nawet 50 tys. zł.
Weronika Rokicka uważa, że okulary są jednym z najważniejszych elementów wizerunku, zwłaszcza w środowisku biznesowym. Menedżerowie dbają o zegarki czy buty, ale oprawki często kupują w pośpiechu. A to właśnie one są – dosłownie – na wysokości oczu rozmówcy i dają pierwszy sygnał o tym, z kim się rozmawia.
– Można mieć świetny garnitur, ale rozmówcy i tak zapamiętają okulary – mówi właścicielka Eyemazing.
Kreowanie wizerunku
Nawiązuje współpracę wyłącznie z markami rzemieślniczymi, często dopiero po złożeniu zamówienia przez klienta. To minimalizuje nadprodukcję i pozwala kontrolować jakość. W jej ofercie są produkty z Japonii, Belgii, Francji, Hiszpanii, Włoch i Wielkiej Brytanii. Obok japońskich Factory 900 czy Masahiro Maruyama jest belgijski Hoet z futurystycznymi oprawami z tytanu, a także francuski Tarian sygnowany przez Jeremy’ego Miklitariana, syna legendarnego w tej branży projektanta Alaina Mikliego.
Weronika Rokicka osobiście zna twórców wszystkich sprzedawanych w jej salonach produktów – regularnie odwiedza ich pracownie, budując relacje, które później przekładają się na unikatowy wybór dla polskiego klienta.
Dobór opraw w salonach Eyemazing bardziej przypomina konsultację wizerunkową niż sprzedaż. Rozmowa zaczyna się od pytań o styl życia, charakter pracy i tego, jaki rezultat klient chce osiągnąć. Dopiero później pojawia się estetyka – analiza proporcji twarzy, rozstawu źrenic, typu urody. Pod uwagę brana jest też oczywiście moc szkieł i specyfika korekcji, a także sposób, w jaki soczewka zmieni wygląd oka i to, jak oprawa będzie wyglądała na twarzy w różnych sytuacjach.
Każda wizyta trwa od 45 minut do czasem trzech godzin.
– Uczymy klientów, że okulary są jak garderoba albo raczej biżuteria. Nie mamy jednej pary butów na wszystkie okazje – dlaczego więc jedna para okularów miałaby wystarczyć? – pyta Weronika Rokicka.
W jej filozofii okulary to nie tylko przyrząd optyczny, lecz także narzędzie do kreowania wizerunku.
Ekspansja krok po kroku
W 2025 r. otworzyła drugi concept store, tym razem w Warszawie. W najbliższych latach planuje kolejne. Koncept butików okularowych wzbogaciła o elementy sztuki i biżuterię: na miejscu można zobaczyć rzeźby Tomka Radziewicza i biżuterię artystyczną Macieja Rozenberga. To przestrzeń łącząca świat optyki premium z dizajnem i sztuką użytkową – format popularny na Zachodzie, w Polsce dopiero zyskujący na znaczeniu.
– W Warszawie prezentuję marki okularowe, których nie ma nikt inny w Polsce – twierdzi właścicielka Eyemazing.
Zauważyła, że klienci coraz częściej wracają po kolejne oprawy, tworząc własną okularową garderobę. Rynek przesuwa się z jednorazowych zakupów w stronę kolekcjonowania, zależnie od sytuacji, stylu lub nastroju – podobnie jak w modzie, biżuterii czy sztuce użytkowej.
Poza pracą najchętniej wraca do Japonii – realnie lub symbolicznie, przez książki, filmy i codzienne rytuały. Podróżuje, odwiedza galerie dizajnu i miejsca związane z rzemiosłem, bo bezpośredni kontakt z dziełem pozwala jej zrozumieć jego jakość. Lubi też piec – po latach prowadzenia cukierni robi to już tylko dla siebie i najbliższych.
– Każda praca czegoś mnie nauczyła. Przede wszystkim odwagi, by iść za tym, co w konkretnym momencie jest dla nas najlepsze, nawet jeśli z boku wygląda to dziwnie – podsumowuje Weronika Rokicka.

