10 maja, pierwsza tura wyborów prezydenckich. Głosuję w Wilnie, w wydziale konsularnym, bo ambasada na Starym Mieście jest w remoncie. Kolejki do urny, ambasador Jarosław Czubiński zagadujący wyborców i załoga ORP „Mewa”, która przyjechała na wybory specjalnie z Kłajpedy. Inna sytuacja – Ostra Brama na wileńskim Starym Mieście. Przyglądam się wnętrzu zabytkowej kaplicy, do której wchodzi ksiądz i ze śpiewem na ustach rozpoczyna polską mszę. Śpiewają wszyscy zgromadzeni wierni. Polacy nie zapominają o swojej ojczyźnie.

Polacy są najliczniejszą mniejszością narodową na Litwie. Jeszcze według spisu ludności z 2001 r. mieszkało tam prawie 235 tys. rodaków, choć w ciągu dekady liczba ta zmniejszyła się do ok. 200 tys. Spadek liczby ludności dotyczy jednak całej Litwy, której ubyło 440 tys. mieszkańców.
Relacjom Polaków i Litwinów daleko do przyjaźni. Według litewskiego instytutu badań opinii społecznej Spinter Tyrimai 26,8 proc. ankietowanych uznało Polskę za kraj nieprzyjazny.
- Niestety, po raz pierwszy Polska w oczach Litwinów stała się wrogiem numer 2, zaraz po Rosji. Z partnera w NATO zrobiliśmy wroga i zawdzięczamy to konsekwentnym działaniom pewnych naszych działaczy i polityków - powiedział portalowi LRT Virginijus Savukinas jeden z czołowych litewskich publicystów.
Rosję jako nieprzyjazną wskazało trzech z czterech ankietowanych. Rosjanie są drugą pod względem liczebności mniejszością narodową na Litwie – jest ich tylko o 25 tys. mniej niż Polaków. Wsparcie ze strony Rosji mają jednak o wiele większe.
- Polskie media prawie nie istnieją. Mamy jedną gazetę, i jeden kanał telewizyjny — TV Polonia, którego prawie nikt nie ogląda. Co innego Rosjanie. Nawet Litwini wolą oglądać rosyjską telewizję, bo jest lepsza od krajowej – mówi mi jeden z polskich studentów na Litwie.
Kiedyś nad Wilią można było oglądać TVP1, ale koszty zakupu dodatkowych koncesji przerosły możliwości stacji. W kiosku po polsku jest tylko Angora, a wydawnictw rosyjskojęzycznych naliczyłem 10. Podobnie jest w przypadku wydarzeń kulturalnych, bo te choć są organizowane z nieprzeciętnym rozmachem (w Wilnie koncertowali m.in. Maryla Rodowicz czy Enej), to cieszą się nienadzwyczajną popularnością, a bilety są dotowane.
Nie inaczej jest z ofertą edukacyjną, choć tu należy się krótkie wprowadzenie. Polacy są najsłabiej wykształconą mniejszością narodową. Po wojnie na Wileńszczyźnie ostali się przeważnie chłopi i robotnicy, gdyż inteligencja albo wyjechała do Polski, albo na Zachód. Dlatego według spisu sprzed czterech lat tylko 138 na 1000 Polaków na Litwie (powyżej 10. roku życia) ma wyższe wykształcenie, podczas gdy w przypadku Litwinów jest 216, Rosjan 246, a Ukraińców 283.
W poprawie sytuacji pomaga niewątpliwie założony w 2007 r. Wydział Ekonomiczno-Informatyczny w Wilnie uniwersytetu w Białymstoku. Obecnie studiuje na nim 456 studentów. Filia nie może jednak się rozwijać przez brak własnej siedziby.
Zdecydowanie dotkliwsze dla miejscowej ludności jest jednak szykanowanie ich praw. W 2013 r. Bolesław Daszkiewicz, dyrektor administracji samorządu rejonu solecznickiego, został przez wileński sąd skazany na 12,5 tys. EUR grzywny za nieusunięcie dwujęzycznych - w językach polskim i litewskim - tablic z nazwami ulic na prywatnych posesjach.
Język polski nie jest także lokalnym językiem urzędowym, choć w rejonach solecznickim i wileńskim Polacy stanowią większość mieszkańców. Nie chroni ich ustawa o mniejszościach narodowych, a w dowodach nie mogą zapisać swoich nazwisk według oryginalnej pisowni.
W Polsce ustawowo chroni się mniejszości narodowe. W gminach, gdzie osoby o innych narodowościach stanowią ponad 20 proc. populacji, język mniejszości jest lokalnym językiem urzędowym, oznakowanie ulic jest także dwujęzyczne. Ponadto polski rząd dotuje media mniejszości narodowych, a ich partii politycznych nie obowiązuje próg wyborczy. Na Litwie czegoś takiego nie ma.
Niestety, sami Polacy również wpływają na pogorszenie relacji pomiędzy oboma krajami. Kiedy do Poznania przyjechał Żalgiris Wilno na mecz z miejscowym Lechem, jego kibice wywiesili na trybunach ogromny napis: „Litewski chamie, klęknij przed polskim panem!”. Kibice tłumaczyli później, że w Wilnie nasz hymn był wygwizdywany, a oni sami obrzuceni butelkami.
Dobrze nie jest także w relacjach wyższego szczebla. Do niedawna ministrem litewskiej energetyki był Polak – Jarosław Niewierowicz, absolwent warszawskiej SGH, który zarządzał projektem budowy mostu energetycznego między Polską a Litwą oraz pełnił obowiązki wiceministra spraw zagranicznych Litwy. W grudniu 2012 r. stanowisko to było ceną, za jaką Akcja Wyborcza Polaków (AWPL) na Litwie zgodziła się na wejście w skład koalicji rządzącej.
Niecałe dwa lata później, we wrześniu 2014 r. Dalia Grybauskaitė, prezydent Litwy, podpisała wniosek o zdymisjonowanie Niewierowicza. Jako oficjalny powód podano mianowanie przez AWPL Renaty Cytackiej na stanowisko wiceministra energetyki. Miało jej brakować kompetencji do pełnienia tak wysokiego urzędu.
Serwis Wiadomości znad Wilii zwraca jednak uwagę, że prawdziwym powodem dymisji mogła być krytyka władz, na jaką zdecydowała się Cytacka. W liście otwartym oskarżyła ona Dalię Grybauskaitė o kłamstwa w kwestii sytuacji mniejszości polskiej na Litwie. Nie wywiesiła także litewskiej flagi narodowej 11 marca, w dniu święta narodowego Litwy, a polską flagę wywiesiła 11 listopada.
Promocję Cytackiej krytykował także sam Niewierowicz, co pokazuje, jak skomplikowane i niejednowymiarowe są stosunki polsko-litewskie.
- Próbowałem wyjaśnić AWPL negatywne skutki takiego posunięcia dla interesów państwa, dla wizerunku samej partii, jednak moje argumenty odbijały się od ściany. AWPL będzie musiała zdać sprawozdanie z ostatnich wydarzeń i wytłumaczyć, jak pewne posunięcia pomogły w realizacji przedwyborczych obietnic - mówił Jarosław Niewierowicz w wywiadzie dla „Lietuvos rytas”.
Po półtora roku współpracy koalicyjnej rząd opuściła także sama AWPL.
- W programie 16. rządu Republiki Litewskiej znalazło się postulowanie rozwiązań poszczególnych problemów, na które społeczność polska liczy od ponad dwóch dziesięcioleci. Niestety, byli partnerzy koalicyjni AWPL nie potrafili stanąć na wysokości zadania i zdobyć się na realizację niektórych założeń programu rządowego, np. przyjęcie ustawy o mniejszościach narodowych – mówi Edward Trusewicz, działacz społeczności polskiej na Litwie i sekretarz Związku Polaków na Litwie.
W ogień krytyki trafia również Waldemar Tomaszewski, szef AWPL, któremu Wprost sugerował rusofilizm. Magazyn podpierał się faktami o obecności Tomaszewskiego na rosyjskich obchodach dnia zwycięstwa nad faszyzmem, a także jego wypowiedziami dotyczącymi krytyki rewolucji na Ukrainie i propozycjami zbombardowania Kijowa. Posłowie AWPL w wielu sprawach głosowali tak, jakby chcieli się przypodobać putinistom, zyskując sympatię części Litwinów, posługujących się przeważnie językiem rosyjskim.
Postępowanie AWPL jest jednym z czynników oddalania się polityki zagranicznej Litwy od Polski w kierunku krajów skandynawskich. Na cel swojej pierwszej zagranicznej wizyty Dalia Grybauskaitė wybrała Łotwę i Szwecję, gdzie w pierwszej kolejności spotkała się z kierownictwami banków. W miejscowej prasie zaczął pojawiać się zaś termin „Bałtoskandia”, określający koncepcję zacieśnienia współpracy pomiędzy krajami nordyckimi i bałtyckimi. Polski nie obejmuje.
- Na dobre relacje pomiędzy oficjalnym Wilnem a Warszawą należy zaczekać do upływu kadencji obecnej litewskiej przywódczyni kraju. Litewscy politycy są przeczuleni w kwestiach „polskich problemów”. Tajemnicą poliszynela jest, że atmosfera nacjonalistyczna — niestety, to bliższe szowinizmu niż patriotyzmu — jest podsycana przez kancelarię prezydenta. Litewscy narodowcy chyba byliby gotowi od jutra pozamykać polskie szkoły i wykorzenić każdy inny przejaw polskości – mówi Edward Trusewicz.
Polacy mieszkający na Litwie odczuwają antypolskie nastroje.
- Kiedy jestem na jakimś spotkaniu czy w szkole i ludzie dowiadują się, że jestem Polką, to zachowują się z rezerwą. Nie wytykają palcami, ale też nie są przyjaźni – mówi Basia, polska studentka.
- Niektórzy próbują uprawiać antypolską propagandę, np. w sklepach przekonują ludzi, aby patrzyli na etykiety i nie kupowali polskich produktów, bo „jeśli coś jest polskie, to gorsze” – mówi Waldemar, polski student.
Statystyki pokazują jednak, że zaleta niższej ceny przekonuje Litwinów do polskich wyrobów, zwłaszcza przemysłów chemicznego, elektromaszynowego oraz artykułów rolno-spożywczych.
W latach 2009-12 eksport z Polski na Litwę wzrósł o 63 proc. i w 2012 r. wyniósł 2,2 mld EUR, przy dodatnim bilansie handlowym dla Polski wynoszącym 1,4 mld EUR. Litwinów można także bardzo często spotkać w dużych centrach handlowych w Suwałkach czy Białymstoku. Choć ceny na Litwie wzrosty jedynie nieznacznie po wprowadzeniu euro, to w Polsce jest taniej.
Powoli zmienia się także myślenie samych Litwinów, których nie można traktować jako antypolski monolit — to całe spektrum nastroju, także po w pełni entuzjastyczne.
- Polacy to ludzie jak wszyscy. Ani gorsi, ani lepsi. Wożę ludzi z wielu krajów, także miejscowych, i nie spotkałem się jeszcze, by ktoś na kogoś narzekał tylko ze względu na narodowość. Staramy się tu żyć za pan brat z Polakami, bo jest ich dużo – mówi wileński taksówkarz.
Ocieplenie w stosunkach pomiędzy oboma krajami pokazuje także reakcja na postępowanie kibiców Lecha. Pod petycją przepraszającą za ich gest podpisało się 15 tys. osób, a Litwini z zamian spontanicznie fotografowali się z kartkami „Poland, we love you”, czy „Lithuania loves Poland”.
Pamiętać jednak należy, że takie gesty nie zmieniają sytuacji dyskryminowanych Polaków na Litwie, bo choć przeprosiny za zachowanie kiboli są w dobrym tonie i odpowiednie byłoby także wystąpienie w obronie rodaków, którzy nie mogą korzystać z przywileju mieszkania we własnej ojczyźnie.
- Relacje między Polską a Litwą będą tak dobre, jak dobre są relacje państwa litewskiego z polską mniejszością – mówił Donald Tusk podczas wizyty w Wilnie w 2011 r.