Jeśli nie akcje, to co?

Przemysław Kwiecień
opublikowano: 2017-06-22 22:00
zaktualizowano: 2017-06-22 19:38

Wydaje się, że fundamentalnie najbardziej atrakcyjne są rynki surowcowe, z wyłączeniem metali przemysłowych.

Pierwsza połowa 2017 r. przyniosła wyraźny wzrost na warszawskiej giełdzie i w końcu zaczęło się mówić o długo wyczekiwanej hossie. Teraz jednak rynki akcji wydają się być na zakręcie. Niby nie widać na horyzoncie powodów do obaw, ale paliwa do dalszych zwyżek jakoś też brakuje. Co to oznacza dla portfeli inwestorów?

Przemysław Kwiecień
ARC

Drugi kwartał nie zakończył się sezonową korektą, która zazwyczaj występowała w jego trakcie, ale trzeba też przyznać, że dla rynków niemal wszystko ułożyło się dobrze. Przede wszystkim duża część ryzyka politycznego z wyborami we Francji na czele zniknęła. Dane makroekonomiczne w Europie również okazały się bardzo dobre. Dlatego zamiast tradycyjnej majowo-czerwcowej korekty mieliśmy konsolidację, tak w Warszawie, jak i na wielu europejskich rynkach. Nie zmienia to faktu, że akcje są drogie. Trudno nie zgodzić się z oceną legendarnego zarządzającego Billa Grossa, który stwierdził niedawno, że zazwyczaj kupuje się tanio, zaś sprzedaje drogo, dziś zaś kupuje się drogo i trzyma kciuki, aby cena wzrosła jeszcze bardziej. Na rynkach nie ma ceny, z poziomu której dalszy wzrost nie jest niemożliwy (przykład roku 2000), ale z punktu widzenia inwestora portfelowego istotna ekspozycja na rynek akcji może przełożyć się niekorzystnie na przyszłe stopy zwrotu.

Jaką zatem alternatywę mają inwestorzy? Naturalną przeciwwagą dla rynku akcji są rynki dłużny i pieniężny. Ten ostatni jednak od dawna oferuje śmiesznie niskie stopy zwrotu, więc alokacja zbyt dużej części portfela w tym segmencie przekreśla szansę na uzyskanie pozytywnej stopy zwrotu po odjęciu inflacji. Obligacje też nie rozpieszczają rentownością, nawet w Polsce, a trzeba pamiętać, że w przypadku dużej zawieruchy możliwy jest znaczny spadek cen tych walorów, tak jak stało się w 2008 r. Jednak perspektywy niskiej inflacji w naszej gospodarce oznaczają, że obligacje długoterminowe pozostają względnie atrakcyjne.

Gdzie zatem szukać stopy zwrotu? Wydaje się, że fundamentalnie najbardziej atrakcyjne są rynki surowcowe, z wyłączeniem metali przemysłowych szczególnie narażonych na ewentualną dekoniunkturę w Chinach. Ceny surowców rolnych, takich jak soja, pszenica, kukurydza czy kawa, pomimo wzrostu w niektórych przypadkach nadal pozostają dość blisko poziomu minimum dekady i w średniej perspektywie przynajmniej część z tych rynków powinna odnotować zwyżkę, szczególnie że rynki te są mocno wyprzedane przez spekulantów. Trzeci kwartał może też być przełomowy dla cen ropy, które bardzo mocno spadły pomimo decyzji kartelu OPEC. W tym przypadku winowajcą byli również inwestorzy spekulacyjni, którzy kupowali kontrakty na ropę w oczekiwaniu na posiedzenie, zaś następnie je upłynniali. Wydaje się jednak, że fundamentalnie nie ma powodów do trwałego spadku ceny surowca poniżej 40 USD za baryłkę, a determinacja kartelu powinna powoli bilansować rynek i prowadzić do nieco wyższych cen. Wreszcie warto zwrócić uwagę, że pomimo powszechnie wysokich poziomów indeksów relacja indeksów europejskich (jak np. Euro Stoxx 50) do amerykańskich (np. S&P500) jest cały czas w okolicach minimum dekady.