Wtorkowy regionalny szczyt polityczny w Helsinkach ma dość nietypowy format – pierwszy raz bałtyccy sojusznicy należący do Organizacji Traktatu Północnoatlantyckiego spotykają się z oficjalną pieczęcią kwatery głównej z Brukseli.
Współgospodarzami są Alexander Stubb, prezydent Finlandii oraz Kristen Michal, premier Estonii, natomiast uczestniczą pozostałe państwa NATO otaczające Bałtyk, czyli Dania, Niemcy, Szwecja, Polska – reprezentowana przez premiera Donalda Tuska – Litwa i Łotwa. Obecni będą Mark Rutte, sekretarz generalny NATO, oraz Henna Virkkunen, jedna z wiceprzewodniczących Komisji Europejskiej, która w swoim portfolio ma bezpieczeństwo, suwerenność technologiczną i demokrację.
Czytaj też o:
Rosnącej roli przeładunków na Bałtyku: Polska została unijnym liderem handlu na Bałtyku
Znaczeniu morza dla polskiej energetyki: Bałtyk jest newralgiczny dla energetyki
Perspektywie inwestorów: Bałtyk przestał być bezpieczny
Rosnących zamówieniach z sektora obronnego: Ochrona Bałtyku przez statki i drony
Kablach leżących na dnie Bałtyku: Przecinanie światłowodów to nie przypadek
Premier przedstawia polską propozycję patrolowania: Tusk chce zwiększenia bezpieczeństwa na Bałtyku
Państwa NATO z naszego regionu dotychczas tworzyły inną podgrupę. Bukaresztańska Dziewiątka (B9) to spotykająca się od 2015 r. wschodnia flanka sojuszu w składzie: Estonia, Łotwa, Litwa, Polska, Czechy, Słowacja, Węgry, Rumunia i Bułgaria. Geograficzną częścią wspólną obu zbiorów są poradzieckie republiki bałtyckie i Polska. Niestety dla spójności B9, coraz bardziej rozsadza ją dwulicowy stosunek rządów Węgier i Słowacji do napastniczej wojny Rosji z Ukrainą.
Nowa inicjatywa bałtycka na starcie wydaje się bardziej spójna. Oczywiście zawsze trzeba zastrzec, że dalsza postawa np. Niemiec zależy od rozstrzygnięcia wyborczego 23 lutego. Generalnie, im bliżej granic Rosji, tym reakcja państw czujących zagrożenie również morskie jest bardziej nastawiona na zwieranie szyków.
Notabene w ostatnich latach nastąpiła istotna zmiana roli Bałtyku. Od dwóch dekad było to morze wewnętrzne Unii Europejskiej, zaś jedyny „obcy”, czyli Rosja, traktowany był jako trudny w relacjach, ale jednak partner. Po dokonaniu nakazanej przez cara Kremla 24 lutego 2022 r. agresji Rosji na Ukrainę to postrzeganie radykalnie się zmieniło – trudny partner stał się nie tylko hipotetycznym, lecz całkiem realnym przeciwnikiem. Po stronie państw zagrożonych nastąpiła jednak reakcja całkowicie zaskakująca Moskwę – rządy oraz społeczeństwa Finlandii i Szwecji odrzuciły wyglądającą na wieczystą neutralność, bardzo szybko przystępując do NATO. Dzięki temu mapy sojuszu militarnego oraz unii gospodarczo-społecznej w naszym regionie się pokryły, zaś Bałtyk stał się morzem wewnętrznym również NATO. Naturalnie z niezmiennym rosyjskim wyjątkiem, lecz o zupełnie innym charakterze.
Na takich strategicznych fundamentach opierają się wtorkowe rozmowy w Helsinkach. Oczywiście poruszone zostaną liczne wątki szczegółowe, albowiem współczesna konfrontacja przenosi się w sfery, o których jeszcze niedawno teoretykom wojen się nie śniło. Społeczeństwa państw nadbałtyckich ostatnio bardzo poruszyły powtarzające się uszkodzenia krytycznej infrastruktury przesyłowej i komunikacyjnej, ułożonej na dnie Bałtyku. Napastnicy – notabene z różnych stron – mają do niej stosunkowo łatwy dostęp ze względu na płytkość naszego morza, które w znacznym procencie jest po prostu zalanym wodą szelfem. Akwenu pogłębić się nie da, ale lepiej chronić – jak najbardziej.