Nie chciała być trybikiem w korporacyjnej machinie. Przyjęła wiceprezesurę w zatrudniającej sto osób firmie informatycznej Lumena.
Jedni w korporacjach czują się jak ryba w wodzie. Inni wolą przedsiębiorstwa małe lub średnie, bo wszyscy się w nich znają, a kadra kierownicza ma dużo większą autonomię.
Jolanta Malak nie znosi anonimowości, uwielbia za to samodzielność. Głównie z tego powodu odeszła z wielkiej spółką, jaką jest Hewlett-Packard (HP) (była tam dyrektorem działu obsługującego tuzy sektora finansowego), by współzarządzać Lumeną, kameralną firmą z branży IT.
— Gdy 14 lat temu przyszłam do HP, spółka zatrudniała zaledwie 90 pracowników. Teraz oddziały warszawski i wrocławski mają mniej więcej po tysiąc ludzi! A bezpośrednie kontakty zastąpiły telefony i poczta elektroniczna — tłumaczy pani menedżer.
Ale najbardziej przeszkadzały jej ujednolicone procedury korporacyjne i globalne rozwiązania, paraliżujące kreatywność i inicjatywę. Przykład? Centrala w Kalifornii chciała, by oferowany przez HP software był po angielsku. A później dziwiła się, że wiele krajów w UE nie chce go kupować. Tymczasem dla niej było jasne, że amerykańskie koncepcje niekoniecznie sprawdzają się na rynkach europejskich czy azjatyckich.

Więcej powietrza
Propozycje przejścia do konkurencji dostawała już po kilku latach pracy w HP. Ale uważała to za rodzaj zdrady firmy, a jeszcze bardziej ludzi, z którymi się zżyła. Im trwalsze łączyły ich więzi, tym trudniej było jej uwierzyć, że może się z nimi rozstać.
— Z pewnością nie odważyłabym się na ten krok, gdyby nie to, że Lumena współpracuje z HP. Dzięki temu nadal będę się kontaktowała z kolegami i koleżankami z poprzedniej firmy — wyjaśnia Jolanta Malak.
Jej nowa misja?
— Lumena może się pochwalić kilkoma nowatorskimi projektami software’owymi, wiąże się ją często z marką HP, a jednocześnie nie ma produktu sztandarowego, z którym byłaby powszechnie kojarzona. Zamierzam to zmienić — deklaruje pani wiceprezes.
Nie ukrywa, że dla jej nowego zespołu może to oznaczać nowy styl pracy. Bo metody, które wczoraj się sprawdzały, niekoniecznie są tak samo skuteczne dzisiaj.
— Nie jestem zwolenniczką zasady: jak coś działa, to lepiej nie dotykać. Przeciwnie, lubię eksperymenty i rozwiązania nietuzinkowe, choćby wiązały się z pewnym ryzykiem — oświadcza Jolanta Malak.
Konsultant w domu
Jeśli potrzebuje rady, nie musi szukać daleko. Jej mąż jest konsultantem branży IT. Ale — zapewnia — sprawy zawodowe to tylko jedna z wielu płaszczyzn porozumienia.
— Michał jest kolarzem i startuje w wyścigach. A ja uwieczniam jego zmagania aparatem fotograficznym. Jeszcze nie zdołałam obrobić wszystkich zdjęć z ostatniego sezonu — opowiada.
Ale największą ich wspólną pasją jest dziesięcioletnia córka Kasia. Na razie dziewczynka nie wykazuje specjalnego zainteresowania informatyką. Rodzice wcale się tym nie przejmują.
— W jej wieku nawet nie wiedziałam, co to komputer. Ma czas na złapanie bakcyla — zauważa mama.
Poza tym liberalnie twierdzi, że dziecko nie powinno być kopią rodziców.
— Kasia ma inne pola samorealizacji, na przykład języki obce. Doskonale włada francuskim i angielskim — cieszy się Jolanta Malak.
Jej zdaniem każdy musi znaleźć swój pomysł na życie. Inaczej, choćby odnosił sukcesy, nie będzie spełniony.
Podpis: Mirosław Konkel