Rok 2022 r. upłynął pod znakiem zmian kadrowych w państwowych bankach. Ze stanowiska odszedł też legendarny prezes Getinu.
Przez wiele lat PKO BP był odporny na kadrowe zawieruchy, które regularnie wietrzyły gabinety prezesów spółek skarbu państwa. Kiedy wiatr zmian dotarł wreszcie na ul. Puławską, uderzył z siłą huraganu. W ubiegłym roku doszło do trzech wymian prezesa. W tym roku do jednej, choć prób wysadzenia z fotela szefa banku było więcej.

W lipcu tego roku do mediów poszedł przeciek, że prezesem PKO BP przestanie być Iwona Duda, powołana na stanowisko w październiku 2021 r., a na schedę po niej jest trzech chętnych. Ujawniono personalia dwóch: Maksa Kraczkowskiego i Marcina Eckerta – obu z zarządu PKO BP. Po spaleniu dwóch nazwisk przedpole dla tajemniczego kandydata zostało oczyszczone. Był nim Paweł Gruza, dyrektor z KGHM, bardziej znany jako wiceminister finansów, ekspert podatkowy i specjalista od karuzel vatowskich - bez doświadczenia w bankowości i finansach, nie licząc epizodu współpracy z Fiat Bankiem. Glejtem uprawniającym do uzyskania zgody KNF na objęcie posady prezesa ma być doświadczenie na stanowisku wiceministra. Dwa lata temu nadzór poluzował restrykcyjne zasady dla kandydatów na kluczowe posady w bankach, umożliwiając ubieganie się o nie wysokim urzędnikom. Dzięki temu Leszek Skiba, kolega Pawła Gruzy z resortu finansów, dostał placet na objęcie prezesury w Pekao. Oprócz pracy dla fiskusa może on również wylegitymować się wyksztalceniem ekonomicznym. Paweł Gruza jest prawnikiem, specem od podatków - i to dobrym. Kiedy i czy dostanie błogosławieństwo nadzoru, dowiemy się w przyszłym roku.
Prezes bez swoich ludzi
Wymiana prezesa w spółkce skarbu państwa zazwyczaj pociąga za sobą ruchy kadrowe w zarządzie. Nie inaczej było tym razem. Pogłoski o dymisjach w zarządzie pojawiły się wkrótce po tym, jak rada nadzorcza namaściła na prezesa Pawła Gruzę. Zarząd banku działa w pełnym, 9-osobowy składzie. Wprowadzenie kogoś do kierownictwa wymaga uprzedniego wręczenia dymisji jednemu z członków kierownictwa. Problem w tym, że większość menedżerów najwyższego szczebla jest mniej lub bardziej ustosunkowana i politycznie umocowana, a więc trudna do usunięcia. Jesienią pogłoski o dymisjach przybrały na sile. Z naszych informacji wynika, że swojego człowieka w zarządzie chciał mieć Paweł Gruza. Jedyną osobą w kierownictwie względnie łatwą do wymiany był Bartosz Drabikowski, CFO - menedżer bez większych koneksji.

Sytuacje skomplikował fakt, że ze resortowi aktywów państwowych zaczęło bardzo zależeć na wprowadzeniu do banku fachowca, Andrzeja Kopyrskiego, specjalisty od bankowości korporacyjnej. Kandydat uzyskał poparcie wpływowych osób w partii rządzącej. Według naszych informacji wynikało to z potrzeby zatrudnienia fachowca, który potrafiłby poukładać finansowanie dużych projektów infrastrukturalnych i tworzyć konsorcja wokół nich.
Problem w tym, że dla Andrzeja Kopyrskiego trzeba było znaleźć miejsce w zarządzie. Trafiło na Mieczysława Króla, odpowiedzialnego za operacje. Jest nieźle umocowany, bo ma kontakty na Nowogrodzkiej jeszcze z dawnych czasów PC. Nie na tyle jednak mocne, żeby nie można go było usunąć. Kiedy już wszystko było gotowe do dymisji, w „Polityce” ukazał się artykuł o sprzeciwie Mieczysława Króla wobec koncepcji utworzenia wokół spółek skarbu państwa firmy zajmującej się konwojami pieniędzy i ochroną. Miał ją forsować Jacek Sasin, minister aktywów. Ujawnienie tajnego projektu wywołało zamieszanie i w celu wyciszenia sprawy dymisja szefa operacji została odwołana.
Efekt był taki, że do zarządu wszedł tylko Andrzej Kopyrski. Dla człowieka Pawła Gruzy zabrakło miejsca.
Rok na posadzie
Kadrowa zawierucha dosięgła w tym roku Wojciecha Hahna, prezesa BOŚ Banku, choć i tak wytrwał na stanowisku dłużej, niż można było oczekiwać. Pierwsze pogłoski o szykowanej dymisji pojawiły się już latem. Pozycja szefa BOŚ stała się na tyle słaba, że rozmaici interesariusze nie umawiali się już z nim na spotkania, bo wiedzieli, że ma pojawić się następca. Według niepotwierdzonych informacji nie układała się współpraca Wojciecha Hahna z Janiną Goss, nazywaną przez media „przyjaciółką Kaczyńskiego”. To faktycznie ważna postać w PiS i osoba bliska prezesowi partii. Zasiada w zarządzie spółki Srebrna (było o niej głośno m.in. w związku z planami budowy tzw. Twin Towers) i w radach nadzorczych różnych spółek skarbu państwa.
Kierowanie bankiem do czasu wyboru nowego szefa rada nadzorcza powierzyła jednemu z jej członków - Emilowi Ślęzakowi. Menedżer już drugi raz zmienił stołek w nadzorze na fotel prezesa. Poprzednim razem niechętnie się z nim rozstał - startował w konkursie na posadę prezesa, który ostatecznie wygrał Wojciech Hahn.
Warto dodać, że w miesiąc po zdymisjonowaniu prezesa BOŚ z rady nadzorczej odeszła Janina Goss.
Na straconej pozycji
Ważna dymisja, która jednak przeszła bez większego echa - pewnie dlatego, że dotyczyła banku, na którym i tak wszyscy postawili krzyżyk - to czerwcowe odejście Artura Klimczaka ze stanowiska prezesem Getin Noble. Mówiło się o nim, że jest menedżerem do zadań specjalnych, w czym kryje się pewien podtekst, bo jego pierwszy zawód wyuczony to żołnierz elitarnej formacji zielonych beretów US Army. W 2016 r. Leszek Czarnecki przekonał go, żeby przyszedł ratować Getin. Artur Klimczak miał za sobą piękną kartę w Millennium, który postawił na nogi i w którym uczynił wzorowym pion detaliczny.

Początkowo wydawało się, że z Getinem się uda. Można zaryzykować tezę, że gdyby klimat polityczny był inny, to może by się udało. Niestety mimo wysiłków - i prezesa, i całej załogi, której prace dobrze podsumowują dwie statuetki Złotego Banku za najwyższą jakość obsługi - misja ratunkowa się nie powiodła.
Gdyby nie sprawy osobiste, Artur Klimczak pewnie zostały na pokładzie do końca, który nastąpił cztery miesiące po jego dymisji. W październiku wobec Getinu została wdrożona procedura uporządkowanej upadłości. Bank zmienił nazwę na Velobank. Prezesem został Adam Marciniak, wcześniej wieloletni szef IT PKO BP. To dość zaskakujące, że menedżer kojarzony ze Zbigniewem Jagiełłą, byłym prezesem PKO BP, dostał taką fuchę. Z drugiej jednak strony, tajemnicą poliszynela jest, że to właśnie jego ludzie stali za uporządkowanym i sprawnie przeprowadzonym procesem likwidacji Getinu. Poza tym PiS dość trudno byłoby znaleźć lepszego kandydata w swoim dość wąskim zapleczu bankowym.
Powrót z Ukrainy
Ne jest to zmiana kadrowa w polskim sektorze bankowym, ale warta od odnotowania, bo może mieć wpływ na rodzimy rynek. W październiku przestał kierować Alfa Bankiem na Ukrainie Rafał Juszczak. W ciągu dwóch lat udało mu się go wprowadzić go do czołówki ukraińskiego rynku i zmienić w sprawny, mobilny bank. Wojna przerwała jednak jego misję. Wrócił do kraju. Na razie odpoczywa. Biorąc pod uwagę jego temperament, nie potrwa to długo.