Robert Manz, prezes Polskiego Stowarzyszenia Inwestorów Kapitałowych, podkreśla, że przyspieszenie niektórych procedur ułatwiłoby rozwój venture capital w Polsce.
„PB”: Jakie są różnice pomiędzy działalnością funduszy venture capital w Polsce i za granicą?
Robert Manz, Polskie Stowarzyszenie Inwestorów Kapitałowych: Fundusze funkcjonują generalnie na tych samych zasadach, różnią się jednak rynki. Fundusze aktywne w Polsce w większości inwestują w firmy z różnych branż i na różnym etapie rozwoju. Kilku graczy specjalizuje się w inwestycjach w firmy zaczynające działalność — z sektora zaawansowanych technologii, ochrony środowiska czy telekomunikacji. Takich specjalistycznych funduszy jest jednak znacznie mniej niż na Zachodzie. Kolejna różnica dotyczy źródeł kapitału. W zachodniej Europie większość środków, które płyną do venture capital, pochodzi z instytucji krajowych — firm ubezpieczeniowych, funduszy emerytalnych czy banków. W Polsce musimy ściągać kapitał z zagranicy. Mamy nadzieję, że sytuacja zmieni się po nowelizacji ustaw o funduszach inwestycyjnych i o funduszach emerytalnych.
Wyjście z inwestycji odbywa się tak, jak na Zachodzie, przede wszystkim przez sprzedaż inwestorowi branżowemu lub przez giełdę. Warto zwrócić uwagę, że procent wyjść z inwestycji poprzez likwidację spółki jest niewielki. Wyniósł on w Polsce w 2002 roku zaledwie 6 proc., podczas gdy w Europie wskaźnik ten wynosi 31proc.
Jakie są preferencje funduszy w Polsce, jeśli wziąć pod uwagę etap inwestycji, wielkość projektu czy branżę? Jaka oferta je interesuje?
— Jak już mówiłem, niewiele funduszy specjalizuje się w określonym typie przedsięwzięć. Niemniej większość pieniędzy z venture capital w Polsce trafia do firm na późniejszym etapie rozwoju, ponieważ są to większe projekty. Fundusze venture capital szukają czegoś unikalnego, wyjątkowej cechy przesądzającej o konkurencyjności firmy. Może to być wykorzystywana technologia, udział w rynku, sprzedaż na eksport. Firma musi mieć szanse, aby odnieść sukces w swojej branży.
Do funduszu mogą się zgłaszać ci przedsiębiorcy, którzy zaakceptują nas jako partnera. Nie jesteśmy bankiem ani firmą leasingową. Chcemy pracować z partnerem. Naszym zadaniem nie jest kierowanie firmą. To rola zarządu. My mamy do spełnienia zadania w radzie nadzorczej, doradzamy, przekazujemy doświadczenia i kontakty. To daje firmom dodatkowy atut.
Co może Pan doradzić przedsiębiorcom, którzy mają pomysł na biznes, dobre perspektywy i zastanawiają się nad pozyskaniem partnera, być może właśnie venture capital?
— Powinni zgłosić się do funduszu, abyśmy podyskutowali o ich biznesie. Muszą być jednak przygotowani, mieć wizję rozwoju firmy. Fundusze są zainteresowane perspektywą 3, 5 czy 7 lat. Przedsiębiorcy muszą mieć wizję, co chcą osiągnąć w takim okresie, jak wykorzystają kapitał i co stanie się, gdy wyjdziemy z firmy. Oczywiście przedsiębiorcy muszą wiedzieć, jakie są atuty ich produktu czy usługi, znać pozycję na rynku, przygotować biznesplan i projekcję finansową. Ale większość przedsiębiorców zna swój biznes, więc generalnie idzie o plan i wizję rozwoju.
Jak integracja z Unią zmieni rynek venture capital w Polsce? Co oznacza dla funduszy?
— Dalsza integracja polskiego rynku z zachodnim przyniesie liczne korzyści samym firmom. Weźmy choćby pod uwagę np. transfer środków na rozwój infrastruktury. Inna rzecz to integracja rynków finansowych, rozwój Giełdy Papierów Wartościowych i wzrost płynności. W grę wchodzi większe zainteresowanie inwestorów naszymi funduszami, ale i firmami, co stworzy nowe szanse wyjścia z inwestycji. Zatem bilans będzie pozytywny. Warto wspomnieć o niektórych unijnych rozwiązaniach prawnych, choćby tych otwierających drzwi do inwestycji w venture capital funduszom emerytalnym.
Jakie problemy napotykają fundusze w Polsce?
— Pierwsza kwestia, choć nie nazwałbym tego problemem, dotyczy tego, aby polskie instytucje rozpoznały szanse, które dają inwestycje w fundusze venture capital. Zwrot z kapitału jest tu generalnie lepszy niż na giełdzie.
Rozmawiamy m.in. z funduszami emerytalnymi na temat zmian części regulacji. W Europie lokują one w venture capital 6-7 proc. środków, w USA — nawet 8 proc. Inna sprawa to płynność giełdy. Rozmawiamy o problemach sektora z władzami GPW oraz Komisją Papierów Wartościowych i Giełd. Można rozważać zmiany w regulacjach, mogące przyspieszyć inwestycje. Dotyczy to np. przepisów antykoncentracyjnych, procedur Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów czy Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji. Można sobie wyobrazić szybką procedurę zezwoleń na inwestycje dla funduszy. W przypadku wielu umów bardzo pomogłoby to, nie tylko nam, ale gospodarce i przedsiębiorcom, którzy dostaliby szybciej pieniądze.
Okiem przedsiębiorcy
Pomysł na budowę call center urodził się w USA w 1995 r. Na początku chciałem stworzyć centrum obsługujące zamieszkujące tam narodowości słowiańskie — wszak samej Polonii amerykańskiej jest około 10 milionów osób. Brat namówił mnie jednak, abyśmy zrealizowali tę ideę w Polsce.
Gdy zaczynaliśmy, nasza oferta była czymś zupełnie nowym na tym rynku. Przez pół roku działaliśmy samodzielnie, jednak bardzo dynamiczny rozwój wymógł zaproszenie partnera do interesu. Usługi call center są niezwykle kapitałochłonne, a my potrzebowaliśmy środków na rozwój.
Po ośmiomiesięcznych negocjacjach w 1997 r. do firmy dołączył fundusz Renaissance Partners. Umowa została podpisana na korzystnych dla nas warunkach. Fundusz nie przejął pełnej kontroli nad firmą, co ostatnio zdarza się coraz częściej. Otrzymaliśmy silny zastrzyk finansowy. Pozwolił on na rozbudowę infrastruktury i sfinansowanie działalności operacyjnej.
Jan Motz, prezes Call Center Polska, spółka portfelowa Renaissance Partners