W piątek 18 listopada 2016 r. akcje Alior Banku kosztowały na zamknięciu sesji 42,2 zł. To historyczne minimum notowań instytucji, która zadebiutowała na warszawskiej giełdzie w grudniu 2012 r. Od przełomu maja i czerwca 2016 r., kiedy bank wyemitował nowe akcje, kurs spadł o 19 proc. Tylko w listopadzie — o 11 proc. Najważniejszy powód przeceny to rozmowy o przejęciu Raiffeisen Banku Polska. W zeszłym tygodniu Karl Sevelda, szef Raiffeisen Bank International, poinformował, że negocjacje w sprawie sprzedaży polskiej odnogi biznesu mają się ku końcowi i decyzji należy oczekiwać w ciągu kilku tygodni, a może nawet kilku dni. Jeśli do transakcji dojdzie, Alior będzie potrzebował około 3 mld zł. To zaś oznacza pewną emisję nowych akcji. Jak na skalę Aliora dużą — bank jest obecnie wyceniany na 5,5 mld zł. — Nikt nie spodziewał się kolejnej emisji w tak krótkim czasie. Takie rozwodnienie to cios dla inwestorów — komentuje Jerzy Kosiński, analityk Wood & Company. Prawo uniemożliwia sfinansowanie przejęcia banku długiem. Emisja mogłaby być jednak mniejsza, gdyby Austriacy sprzedali część akcji polskiego Raiffeisena, a za część objęli czasowo akcje Aliora. To scenariusz przetestowany w 2012 r. podczas wchłaniania Kredyt Banku przez Bank Zachodni WBK. Wycofujące się z polski KBC miało czasowo 16,4 proc. akcji banku zdominowanego przez Santandera. — Austriakom zależy na tym, by zmniejszyć polskie aktywa ważone ryzykiem. Rezygnacja z kontroli nad obecnym polskim Raiffeisenem, na rzecz pakietu mniejszościowego w nowym Aliorze, częściowo załatwiałaby ten problem. Na razie nie ma jednak mowy o takiej formie transakcji. Jest to tylko potencjalny scenariusz, w którym Alior mógłby wyjść na rynek z mniejszą emisją — wyjaśnia Kamil Stolarski, analityk Haitong Banku. Kursowi Aliora ciąży jednak nie tylko przyszła emisja, ale również to, że nie widać jeszcze efektów poprzedniej, czyli przejęcia Banku BPH.

Marcin Materna, dyrektor departamentu analiz Millennium DM, uważa, że Alior będzie się starał zmieścić wszystkie koszty fuzji w wynikach 2017 r., tak by w 2018 r. pokazać już efekty synergii. Jego zdaniem, skutki takich operacji widać jednak najwcześniej po dwóch latach, a i tak są one obarczone wpływem sytuacji ogólnorynkowej. — Biorąc pod uwagę fuzje innych banków, na efekty przejęcia BPH trzeba będzie poczekać 2-3 lata. Może na przełomie 2017 i 2018 r. pojawią się w wynikach jakieś pierwsze wskazówki dotyczące efektów fuzji, ale nie wyciągałbym z nich zbyt daleko idących wniosków — wtóruje mu Kamil Stolarski. Niewiadomą pozostają nie tylko wyniki działań samego Aliora, ale również jego głównego akcjonariusza — kontrolowanego przez państwo PZU. Alior negocjuje przejęcie jednego banku, a jego właścicieldrugiego — Banku Pekao. Nie wszystkich przekonują zapewnienia PZU, że Alior i Pekao będą działać niezależnie. — Nie wiadomo, gdzie w strukturze całej grupy znajdzie się Alior — podkreśla Jerzy Kosiński.
Kredytowy problem
Poza planowanym przejęciem polskiego Raiffeisena i państwową kontrolą Kamil Stolarski widzi jednak również inną przyczynę niskich notowań Aliora. Zysk netto banku był w pierwszych dziewięciu miesiącach 2016 r. niższy niż w tym samym okresie 2015 r. i niewiele wyższy niż w latach 2013 i 2014. — W Aliorze można zaobserwować słaby przyrost kredytów gotówkowych. Inne banki wróciły do tego segmentu rynku i Aliorowi trudniej budować biznes, na który się nastawiał. W efekcie wyniki nie są szczególnie dobre. Gdyby spółka broniła się wynikami, to i kurs wyglądałby inaczej — twierdzi Kamil Stolarski. — W segmencie kredytów gotówkowych jest duża konkurencja, bo poza leasingiem samochodów jest to jedyny ciekawy segment rynku, w którym banki mogą zarabiać w środowisku niskich stóp procentowych. Gdyby jednak przyszło pogorszenie sytuacji makrokonomicznej, to będzie to główny powód tworzenia rezerw — dodaje Marcin Materna.