LEKTURY
Strach e-commerce
Nowe prawo o podpisach sprawia, że miliony Amerykanów mogą za pośrednictwem komputera załatwiać tak ważne i brzemienne w finansowe skutki sprawy, jak np. kupno domu, samochodu czy uzyskanie w banku pożyczki hipotecznej. Wprawdzie kongresmani wyrażali wątpliwości co do zabezpieczeń cyberprzestrzeni przed agresją oszustów hakerów, górę wziął jednak entuzjazm. Załatwianie transakcji w Internecie oznacza fantastyczne udogodnienie dla setek milionów ludzi, bo już w setkach milionów liczy się użytkowników sieci. Zagrożenia istnieją, ale da się je wyeliminować. Nie wiemy, czy istnieje jakiś centralny sztab internetowych terrorystów, ale gdyby istniał, to zapewne wydałby swym wrażym siłom rozkaz przeprowadzenia akcji, jaka w rzeczywistości miała miejsce. Hakerzy wdarli się do baz danych America Online (AOL) i niemal na pewno mieli dostęp do numerów kart kredytowych subskrybentów największego z internetowych sklepów. A przynajmniej do danych jej 500 wybranych klientów. Oznacza to w praktyce, że mogą oni dysponować kontami i na koszt klientów dokonywać zakupów.
AOL niejeden raz był atakowany przez hakerów, już w październiku przyłapano nastolatka, który przyznał się do buszowania w systemie firmy. Wtedy był to jednak wybryk bez większych konsekwencji. Teraz — prawdziwa katastrofaÉ
Katastrofa, bowiem wszelkie transakcje odbywające się w przestrzeni cybernetycznej opierają się na fundamencie zaufania do mechanizmów zabezpieczających. Miliony ludzi zrezygnują z e-commerce, jeśli ich pieniądze nie będą bezpieczne. Nie chodzi więc o interes 500 klientów AOL, którym grozi wyczyszczenie kont, a o rzesze użytkowników Internetu. Jeśli się przestraszą — padną dziesiątki internetowych firm, przede wszystkim handlowych, operujących bilionami dolarów.
„Supermarket News”