W Warszawie i Frankfurcie specjalne zespoły pracują nad projektem utworzenia paneuropejskiego banku na bazie mBanku — pod opieką Commerzbanku
Projekt nazywa się Kopernik. Pracuje nad nim kilkadziesiąt osób pod kierownictwem Jakuba Fasta, dyrektora zarządzającego w mBanku, ale całość podlega bezpośrednio prezesowi Cezaremu Stypułkowskiemu. W warszawskim biurze, które mieści się poza bankiem, pracownicy spędzają tyle samo czasu, ile we Frankfurcie, w centrali Commerzbanku, gdzie również działa specjalny zespół ds. utworzenia paneuropejskiego banku. Pogłoski, że mBank po cichu przygotowuje się do wyjścia za granicę, krążą na rynku od kilku miesięcy. Zaczęło się od wzmianki w niemieckiej prasie, że nad takim projektem pracuje spółka matka — Commerzbank.

Wieść przeszła jednak bez większego echa, a obie strony, polska i niemiecka, zbyły pytania ogólnikami. Znany z ezopowych wypowiedzi Cezary Stypułkowski niejednokrotnie mówił publicznie, że w Europie, niby zjednoczonej, nie ma paneuropejskiego banku, działającego ponad granicami państw, i że przy obecnym poziomie technologii oraz akceptacji klientów dla innowacyjnych rozwiązań być może nastał czas na powołanie takiej instytucji. Wydawało się, że to czysto akademickie rozważania. Okazuje się jednak, że stał za nimi pomysł.
Pozbieraliśmy z rynku rozmaite informacje i fakty, z których połączenia powstaje spójny projekt wyjścia mBanku za granicę. Nasi rozmówcy zastrzegają wprawdzie, że prace mają charakter studialny, bo żadne decyzje nie zapadły, i w każdej chwili mogą zostać zawieszone. Muszą być jednak zaawansowane, skoro mBank powołał oddzielny zespół i w połowie maja wynajął dla niego 4,5 tys. mkw. w biurowcu Zebra. Z naszych ustaleń wynika, że żadne korporacyjne decyzje nie zapadały, co świadczy o tym, że strona niemiecka i polska podchodzą do sprawy z powagą.
Z gwarancją spółki matki
Nie wiadomo, kto wyszedł pomysłem, ale można podejrzewać, że Warszawa, która w sprawach technologii bankowych ma daleko większe rozeznanie niż Frankfurt. Przed rokiem mBank sprzedał francuskiemu Banque Postale licencję na korzystanie z jego platformy technologicznej i know-how z zakresu oferowania klientom bankowości internetowej i mobilnej. Żaden Francuz tego głośno nie powie, ale usługi bankowe we Francji są znacząco zapóźnione wobec oferty w Polsce. Zresztą nie tylko we Francji — przy okazji umowy z Banque Postale mBank zrobił przegląd różnych europejskich rynków.Okazało się, że to, co my uważamy za standard i oczywistość, w Europie urasta do rangi innowacji technologicznej. Zapóźnienie bankowych rynków w różnych krajach dostrzegły fintechy, jak niemiecki bank N26 czy głośny start-up Revolut, które śmiało zaczęły rozwijać transgraniczną działalność z zakresu usług finansowych na kontynencie. mBank uznał, że moment jest właściwy, żeby ruszyć w Europę. Pomysł spodobał się we frankfurckiej centrali i kilka miesięcy temu w mBanku i Commerzbanku powstały zespoły, które mają przeanalizować możliwe scenariusze wyjścia na paneuropejski rynek bankowy.
— mBank ma unikatową, sprawdzoną od lat, bardzo dobrą platformę transakcyjną, know-how w zakresie zdalnej obsługi klienta i doświadczenie w prowadzeniu inwestycji za granicą, gdyż od 11 lat jest obecny w Czechach i na Słowacji, gdzie obsługuje klientów rozliczających się w euro — mówi jeden z naszych rozmówców, zbliżony do projektu, zastrzegając sobie anonimowość.
Pomimo kompetencji i świadomości własnych mocnych stron, zmierzywszy siły na zamiary, mBank doszedł do wniosku, że sam na taką eskapadę jest za słaby. To jedno z pierwszych ustaleń dotyczących zagranicznej ekspansji — jeśli do niej dojdzie, będzie odbywać się pod marką mBanku i patronatem Commerzbanku.
— Mówimy o wieloletniej inwestycji, rzędu kilkuset milionów złotych — co prawda, z dużą szansą powodzenia, ale też obarczonej ryzykiem porażki i straty. mBank samodzielnie nie poradzi sobie z takim przedsięwzięciem — słyszymy od ludzi zaangażowanych w projekt.
Słabość „made in Poland”
Siła kapitałowa to jedno, ważne są jednak inne ograniczenia, jak kwestia obsługi klientów rozliczających się w euro z kraju, który posługuje się egzotyczną dla nich walutą. Pytanie, czy będą chcieli korzystać z numeru bankowego IBAN z „PL” na początku. Kolejna sprawa to nadzór finansowy: trudno prowadzić działalność z kraju niepodlegającego regulatorowi w strefie euro. Last but not least to kwestia percepcji Polski za granicą.
Niestety, nie mieliśmy i nie mamy mocnej marki wśród cudzoziemców. mBank przekonał się o tym wiele lat temu, kiedy zaczął działalność w Czechach, gdzie musiał mocno wspierać się brandem Commerzbank Group. Czesi nas zbytnio nie poważają i nasze przewagi technologiczne niewiele zmienią. Na stare uprzedzenia nakładają się nowe — związane ze sporem Warszawy z Brukselą w ramach UE.
— Wydaje się, że klient z Francji czy Niemiec mocno się zastanowi, czy założyć depozyt w kraju, którego rząd rozgonił Sąd Najwyższy, a taka jest percepcja naszych politycznych sporów za granicą — mówi jeden z bankowców.
Wstępne ustalenia są takie, że zagraniczną ekspansję muszą mocno wspierać niemiecka solidność i wiarygodność, czyli Commerzbank. Eskapada w Europę będzie zatem organizowana na niemieckiej licencji bankowej, z centrum operacyjnym w Warszawie.
Model wchodzenia do obcych krajów? Wszystko wskazuje na to, że — podobnie jak w przypadku inwestycji w Czechach i na Słowacji — optymalne będzie notyfikowanie obecności w lokalnym nadzorze i otwieranie oddziałów. Pomimo wspólnego rynku i waluty istnieje tyle różnic między nadzorami, że procedura licencyjna zajęłaby lata. Kierunki ekspansji też wydają się dość oczywiste. W pierwszej kolejności mBank „powered by Commerzbank” wyszedłby z ofertą do klienta niemieckiego. Następna, ze względu na język, mogłaby być Austria, a później Francja, Beneluks i pozostałe kraje. Docelowo mBank działałby w całej strefie euro.
Znaki zapytania
mBank lubi wyzwania, więc projekt wyjścia za granicę powinien przypaść mu do gustu. Poza tym na krajowym rynku, dociążonym podatkami i opłatami regulacyjnymi, rentowność działalności bankowej mocno spadła, więc pomysł zlewarowania polskiego wehikułu podoba się Commerzbankowi. Sukces mBanku to w zasadzie jedyne osiągnięcie, jakim spółka matka może pochwalić się w ostatnich latach.
Commerzbank ciężko przeżył kryzys 2008 r. i nigdy w pełni nie doszedł do siebie, o czym najlepiej świadczy fakt, że do dzisiaj nie pozbył się z akcjonariatu niemieckiego rządu, który go uratował. Budowa paneuropejskiego banku to idea, która powinna spodobać się rynkowi i inwestorom, bo potencjalnie może z niej wyjść dochodowy biznes. Żeby mieć zyski, najpierw trzeba jednak wydać pieniądze, a Frankfurt musi liczyć się z kosztami. Poza tym spodziewane profity pojawią się nie wcześniej niż za pięć lat. Co prawda, Commerzbank wykazał się w przeszłości ogromną cierpliwością wobec mBanku, który przez siedem lat nie wychodził nad kreskę, były to jednak inne czasy. Obecna sytuacja Commerzbanku jest niepewna, co jakiś czas pojawiają się pogłoski o jego sprzedaży, a ostatnio o fuzji z Deutsche Bankiem.
— Jest wiele znaków zapytania, jeśli chodzi o przyszłość tego projektu. Z dużą dozą prawdopodobieństwa można założyć, że taki bank spotkałby się z pozytywnym przyjęciem klientów. Mamy dobrą technologię. Teraz trzeba odpowiedzieć sobie na pytanie, czy z tym potencjałem można odnieść sukces rynkowy i finansowy — mówi jeden z naszych rozmówców.
Paneuropejska bankowość
W Europie działa kilka potężnych grup finansowych o międzynarodowym zasięgu: BNP Paribas, Deutsche Bank, Santander, ING z bankami w wielu europejskich krajach, ale każdy z nich jest samodzielną instytucją, działającą na lokalnej licencji. Nie ma banku sieciowego, który obsługiwałby klientów według jednego standardu, niezależnie od jego miejsca zamieszkania — w Paryżu czy pod Madrytem. Warto odnotować, że przed kilkoma laty taki pomysł miał Sławomir Lachowski, który utworzył markę Bank Simple z rachunkiem w euro dla Polaków pracujących na saksach. Próżnię na rynku ponadnarodowych usług bankowych próbują zapełnić fintechy. Powstały dwa lata temu niemiecki, całkowicie mobilny bank N26 prowadzi obecnie operacje w kilkunastu krajach Europy. Od niedawna na tym samym rynku mocno próbuje zaistnieć inny fintech — Revolut.
Pomimo dużego zainteresowania, jakim cieszą się na rynku PE i VC, są to firmy niewielkie, którym daleko do osiągnięcia masy krytycznej. Możliwe, że zostaną kupione przez banki, tak jak kiedyś inne fintechy — Fidor z Niemiec czy Simply z USA. Wśród grup bankowych niemałe doświadczenia w rozwijaniu zagranicznego biznesu ma ING, który w kilku europejskich krajach (w Niemczech, we Francji i w Hiszpanii) zbudował mocne internetowe platformy bankowe pod brandem ING Direct. Każda jest jednak osobną instytucją. Transgranicznej działalności próbuje BNP Paribas z mobilnym Hello Bankiem. Obsługuje on klientów we Francji, w Beneluksie i we Włoszech.
Podpis: Eugeniusz Twaróg