Menedżerowie szukają biznesów do kupienia

Marcel ZatońskiMarcel Zatoński
opublikowano: 2024-03-06 20:00

Search fundy, popularne w USA i na zachodzie Europy, w Polsce dopiero raczkują. Przybywa jednak doświadczonych menedżerów, którzy przekonują inwestorów do takiego modelu biznesowego.

Posłuchaj
Speaker icon
Zostań subskrybentem
i słuchaj tego oraz wielu innych artykułów w pb.pl
Subskrypcja

Producent suplementów diety, producent kosmetyków i kilku producentów oprogramowania - to polskie małe i średnie spółki, które w ostatnich kilku latach kupiły w Polsce search fundy. Fundusze tego typu powstają wyłącznie po to, by kupić jedną spółkę, a potem przez lata ją rozwijać. Na ich czele staje doświadczony menedżer, który chce „przejść na swoje", i zbiera kapitał od inwestorów na - czasem długotrwałe - poszukiwanie idealnego celu do przejęcia.

- Zebrałem 1,5 mln zł na dwa-trzy lata szukania firmy do kupienia. Grono inwestorów jest zróżnicowane, w dwóch trzecich pochodzą z zagranicy. Niektórzy to przedsiębiorcy, którzy sami prowadzą lub prowadzili firmy i szukają sposobów na dywersyfikacji majątku, inni to wyspecjalizowane fundusze, które wspierają takie inwestycje – w moim przypadku to np. fundusze z Hiszpanii i Włoch - mówi Przemysław Widacki z Odyssey Partners.

Raczkujące fundusze

Przemysław Widacki, z wykształcenia inżynier, karierę biznesową zaczynał w Decathlonie i Airbusie, pracował we Francji, w Chinach i Bangladeszu. Potem wrócił do Polski, gdzie najpierw doradzał funduszom w BCG, a potem pracował m.in. dla Coast2Coast. Ostatnie pół dekady spędził w Szwajcarii, gdzie zarządzał inwestycjami jednej z fundacji rodzinnych.

- Pomysł samodzielnego zainwestowania w biznes i zmiany roli z menedżera na przedsiębiorcę miałem już w 2018 r. Trudno mi było jednak wówczas uwierzyć, że znajdą się inwestorzy chętni na takie projekty. Ostatnie dwa lata udowodniły jednak, że są tak inwestorzy, jak i chętni do sprzedaży spółek search fundom – mówi Przemysław Widacki.

Pierwsi byli Wojciech Korpal i Andrzej Basiukiewicz, menedżerowie z doświadczeniem w takich firmach, jak Morgan Stanley i BCG. Na początku 2018 r. zebrali pieniądze od inwestorów z Polski, Niemiec, Włoch, Hiszpanii i USA, by pod szyldem Nextline szukać celu do przejęcia. Znaleźli go pod koniec 2020 r. - kupili wtedy spółkę MotionVFX, zajmującą się tworzeniem oprogramowania i szablonów wykorzystywanych przez twórców wideo - od youtuberów po stacje telewizyjne i ekipy filmowe.

– Zainspirowało mnie to, że jeden z moich byłych szefów po czterdziestce kupił firmę i zaczął życie przedsiębiorcy. Sami zastanawialiśmy się, jak to zrobić w wieku trzydziestu lat. Model search fundowy był całkiem dobrze opisany, wiele materiałów na ten temat opublikował Uniwersytet Stanforda. Zdecydowaliśmy się na założenie funduszu, a potem były trzy lata krwi, potu i łez - trzeba było edukować rynek i potencjalnych sprzedających, że nie urwaliśmy się z choinki, mamy pieniądze i możemy zrealizować taką transakcję - opowiada Andrzej Basiukiewicz.

Poszukiwania trwały, bo - jak mówią menedżerowie - chodziło o to, by znaleźć spółkę naprawdę dobrą, a nie „good enough”.

- Nie chodziło o jedną z wielu inwestycji portfelowych, tylko o firmę, z którą zwiążemy karierę i życie. Taką spółką jest MotionVFX. To firma z pozycją globalnego lidera w swoim segmencie, z powtarzalnymi przychodami i bardzo zdywersyfikowaną bazą klientów. Zmieniliśmy w niej sporo rzeczy - przede wszystkim przeszliśmy na model subskrypcyjny, weszliśmy też na nowe rynki i znacznie powiększyliśmy zespół. Gdy zaczynaliśmy pracowało 30 osób, teraz jest ich ponad 60 - mówi Wojciech Korpal.

Zarządzający MotionVFX podkreślają, że zaletą funkcjonowania w modelu search fundowym jest to, że nie ma presji na sprzedaż firmy i zwrot pieniędzy inwestorom.

- Przejęcie MotionVFX było zakupem lewarowanym, więc przez ostatnie trzy lata koncentrowaliśmy się na spłacie długu. Nie szukamy obecnie kupca na spółkę, ponieważ nasi inwestorzy, z których część zasiada w radzie nadzorczej to “cierpliwy kapitał”. My rozwijamy spółkę, przenieśliśmy się do Bielska-Białej, żeby nią zarządzać i bardzo nam się tu podoba - mówi Andrzej Basiukiewicz.

Rynek searchfundowy w Polsce szybko się profesjonalizuje. Aktywny zaczął być na nim np. szwajcarski Novastone Capital Advisors, prowadzący program rozwoju przedsiębiorczości poprzez akwizycje. Firma wsparła już Waldemara Pilcha w przejęciu produkującej suplementy diety spółki ForMeds.

Długie poszukiwania

Wśród pionierów są też Marek Jakubów i Paweł Malon. Pierwszy zajmował się wcześniej doradztwem strategicznym i nowymi technologiami w firmach konsultingowych Roland Berger i Oliver Wyman, drugi pracował m.in. w funduszu private equity Compass Partners International. Najpierw funkcjonowali pod szyldem search fundu Stability Capital, potem - w połowie ubiegłego roku - kupili firmę Velis i otworzyli biura w Niemczech i USA.

- Celu do przejęcia szukaliśmy ze wspólnikiem dwa lata. O search fundowym modelu biznesowym dowiedzieliśmy się na studiach MBA i uznaliśmy, że to bardzo ciekawy sposób na zostanie przedsiębiorcą. Im człowiek starszy i im wyżej stoi w hierarchii korporacyjnej, tym trudniej jest rzucić wszystko i wystartować od zera. Mieliśmy przekonanie, że umiejętności zarządcze możemy wykorzystać we własnym biznesie, i po długich poszukiwaniach - przeanalizowaliśmy ponad 350 spółek, zaawansowane rozmowy prowadziliśmy z kilkoma - w końcu znaleźliśmy cel akwizycyjny - opowiada Marek Jakubów.

Sukcesja nie działa

Krakowski Velis Real Estate Tech, który kupili Marek Jakubów i Paweł Malon, działa w modelu SaaS. Produkuje oprogramowanie dla branży nieruchomościowej, wykorzystywane m.in. w centrach logistycznych i restauracjach.

- W czasie szukania spółki negatywnie zweryfikowaliśmy jedną tezę inwestycyjną: że przedsiębiorcy w wieku emerytalnym z problemami z sukcesją szukają sposobu na wyjście z biznesu. Nie szukają, nie chcą sprzedawać firm, bo bez nich nie będą mieli co robić. Kupców szukają natomiast przedsiębiorcy, którzy założyli firmy kilkanaście lat temu i po ich sprzedaży mogą zacząć nową działalność. Velis pozytywnie zweryfikował natomiast inną naszą tezę: że w Polsce rynek jest głęboki i można znaleźć firmy generujące dobre marże, z topowym produktem i teamem, których skalę można zwiększyć za granicą, jeśli podejmie się takie ryzyko - mówi Marek Jakubów.

Pomysł nowych właścicieli na Velis zakłada szybką ekspansję poza Polską.

- Nie ujawniamy danych finansowych, ale spółka radzi sobie bardzo dobrze pod względem przychodów i marż, a sprawdzony produkt, który już jest numerem jeden w tej części Europy, możemy sprzedawać na większych rynkach. Wraz z Pawłem Malonem angażujemy się teraz w stu procentach w operacyjne zarządzanie firmą, a część naszych inwestorów jest w radzie nadzorczej i na bieżąco pomaga w ekspansji zagranicznej. Kapitał, który wchodzi w search fundy, jest bardzo cierpliwy, nie mamy więc presji na szukanie kupca czy wyciskanie zysków ze spółki, żeby jak najszybciej uzyskać zwrot. Priorytetem jest rozwój - podkreśla Marek Jakubów.

Sieci kontaktów

Pieniądze dla search fundu kończy zbierać Przemek Krempaszanka, który wcześniej pracował m.in. w AT Kearney, AstraZenece i Grupie OLX. Poważnie zaczął myśleć o takiej działalności niespełna pół roku temu.

- Model search fundu daje dużą niezależność, a jednocześnie wymaga dużej odpowiedzialności - i to mnie w nim zainteresowało. Co do zasady można samemu decydować, z kim się współpracuje i co chce się kupić. Przy tym trzeba sprawić, by inwestorzy w ciebie uwierzyli i dali niezależność, a przedsiębiorca sprzedający firmę zaufał, że przekazuje ją w dobre ręce. To jest bardzo motywujące. Polska społeczność search fundowa okazała się bardzo pomocna: ludzie, którzy zrealizowali już transakcje lub zebrali fundusze, dzielą się kontaktami i pomagają sobie nawzajem, co ułatwia start - mówi Przemek Krempaszanka.

Poszukiwania spółki do przejęcia zaczyna też Monika Wincel. Menedżerka po studiach pracowała w branży szkoleniowej i eventowej, a potem przeniosła się do Australii, gdzie m.in zarządzała dużą restauracją i własnym start-upem, importującym chińską herbatę. Później dołączyła do BCG, gdzie spędziła osiem lat w biurach w kilku krajach. Wreszcie trafiła do KKR, jednego z największych funduszy private equity na świecie, w którym zajmowała się współpracą ze spółkami portfelowymi na rynku australijskim. Dlaczego postanowiła odejść i założyć search fund?

- W KKR zajmowałam się dużymi spółkami z kilku branż. To był fundusz emerytalny, spółka SaaS, usługi z zakresu consumer beauty, dostawca usług finansowych i firma budująca maszty telekomunikacyjne. Oczywiście duże firmy mają swoje zalety, ale jednocześnie działają wolniej, procesy decyzyjne są dłuższe i funkcjonuje się w środowisku korporacyjnym. Wolę mniejsze biznesy, zresztą w rodzinie wszyscy są przedsiębiorcami prowadzącymi mniejsze i większe firmy. Jeśli ma się duszę przedsiębiorcy, to są tylko dwa wyjścia: otwarcie własnego biznesu albo zakup istniejącego. Budowanie czegoś od zera jest znacznie bardziej ryzykowne, jeśli nie ma się przełomowego pomysłu, na który obiektywnie warto postawić wszystko - mówi Monika Wincel.

Brak tłoku

Search fundy na zachodzie Europy i w USA najczęściej kupują firmy od przedsiębiorców, którzy chcą przejść na emeryturę. W Polsce, mimo problemów z sukcesją w wielu firmach, praktyka inwestycyjna wygląda inaczej.

- W Polsce przedsiębiorcy po sześćdziesiątce niechętnie rozmawiają z search fundami, nie znają tego modelu biznesowego i mu nie ufają. Większą otwartość na ten alternatywny model sukcesji widzę u czterdziesto- czy pięćdziesięciolatków, którzy po latach w biznesie są zmęczeni zarządzaniem rosnącą grupą ludzi i chcieliby albo odpocząć i zająć się czymś innym w życiu, albo pozostać udziałowcem, ale wrócić do zajmowania się tym, co lubią, czyli na przykład rozwojem produktu czy technologii. Z search fundem, czyli w praktyce z jedną osobą, łatwiej się w takiej sytuacji porozumieć niż z inwestorem finansowym – mówi Przemysław Widacki.

Z perspektywy menedżerów szukających spółek – i ich inwestorów – dużym atutem polskiego rynku jest to, że search fundowa moda dopiero się zaczyna, więc na rynku nie ma tłoku. Monika Wincel podkreśla, że zainteresowanie inwestorów finansowaniem takiej działalności znacznie przerosło jej oczekiwania.

- Zebrałam dwa razy więcej pieniędzy, niż potrzebuję, więc będę musiała odrzucić niektórych inwestorów. Wciąż jestem otwarta na rozmowy z potencjalnymi inwestorami z Polski, którzy poza pieniędzmi mogą wnieść know-how i sieć kontaktów. W przypadku search fundów większość doświadczonych inwestorów wywodzi się z zagranicy: USA, Meksyku, Australii, Wielkiej Brytanii czy Hiszpanii. To rozwinięte rynki, gdzie search fundy mają dłuższą historię i funkcjonuje ich więcej niż w Polsce. Przykładowo w Hiszpanii aktywnych jest około 30 searcherów - to już sporo i rynek jest dużo bardziej nasycony. W Polsce dopiero zaczyna się rozwijać, a konkurencja inwestorów o małe i średnie firmy jest mniejsza - mówi Monika Wincel.

Dżokeje na starcie

Search fundy mają standardowo dłuższy horyzont inwestycyjny niż inni inwestorzy finansowi (w przypadku zarządzającego może to być nawet całe życie), ale część ich inwestorów może po kilku latach oczekiwać wykupienia udziałów. Dlatego przejmowane przez nie firmy muszą od początku przynosić zysk.

- Szukam firmy generującej od 20 do 50 mln zł przychodów, przy marży operacyjnej na poziomie co najmniej 20 proc. To nie mogą być nierentowne biznesy – inwestorzy, którzy wykładają pieniądze na search fundy, na pewno nie szukają ryzyka, jakie jest związane z restrukturyzacjami czy ze start-upami. Mówiąc obrazowo: z ich perspektywy mają już dżokeja, któremu teraz potrzebny jest mocny koń – mówi Przemysław Widacki.

„Mocny koń” w tym przypadku oznacza zyskowną i stabilną firmę.

- W orbicie zainteresowań search fundów są firmy o ugruntowanej pozycji na rynku, z gronem lojalnych klientów, generujące powtarzalne wyniki. Najłatwiej takie znaleźć wśród firm obsługujących klienta biznesowego, rzadko przejmowane są firmy B2C, sprzedające bezpośrednio do konsumenta. To zresztą widać po dotychczasowych transakcjach search fundowych na polskim rynku – tłumaczy Przemysław Widacki.

Przemek Krempaszanka po podpisaniu umów z ostatnimi inwestorami daje sobie standardowe w przypadku search fundów dwa lata na znalezienie małego lub średniego przedsiębiorstwa w Polsce, którym będzie zarządzać.

- Spółki, którymi interesuje się search fund, muszą działać na rosnącym i rozdrobnionym rynku z niewielkim ryzykiem regulacyjnym i technologicznym. Nie mogą być też kapitałochłonne. Sam będę przyglądał się przede wszystkim branży usług dla biznesu, producentom oprogramowania dla przedsiębiorstw, a także wybranym spółkom z sektora ochrony zdrowia. Chodzi o spółki generujące 4-12 mln zł EBITDA rocznie przy co najmniej 15-procentowej marży, z niskim zadłużeniem i dodatnimi wolnymi przepływami pieniężnymi. Najlepiej, by notowały też historyczną dynamikę przychodów na poziomie 5-10 proc. z potencjałem dalszego wzrostu - mówi Przemek Krempaszanka.

Monika Wincel, podobnie jak inni searcherzy, patrzy raczej na bilans niż na branżę - podstawą jest zysk przekraczający 6 mln zł i historyczna marża EBITDA wynosząca ponad 15 proc.

- Mam mniej więcej dwa lata na znalezienie firmy, więc zamierzam systematycznie przeczesywać najciekawsze branże - od usług biznesowych przez oprogramowanie, opiekę nad seniorami, prywatną edukację, elektromobilność i transformację energetyczną po usługi dla branży logistycznej. Nie zamykam się jednak na inne firmy. Nawet teoretycznie wymagająca większych nakładów kapitałowych branża produkcyjna może być atrakcyjna, jeśli firma zajmuje się kreowaniem i dystrybuowaniem produktu, którego wytwarzanie w dużej mierze zleca poddostawcom, a nakłady na bazę produkcyjną przynoszą wysoką stopę zwrotu. Search fund zawsze ma sporo kryteriów inwestycyjnych, ale nie chodzi o to, by znaleźć idealną firmę, która spełnia wszystkie. Chodzi o znalezienie atrakcyjnego, stabilnego i rosnącego biznesu - tłumaczy Monika Wincel.