Na początku grudnia Łukasz Włodarczyk i Robert Jaś, aresztowani twórcy Metropolitan Investment (MI), przekonywali na łamach „PB”, że nie tylko są niewinni i nie oszukali prawie 1,5 tys. osób na ponad 250 mln zł, co zarzuca im prokuratura, ale też, że będąc na wolności byliby w stanie spłacić gigantyczne długi wobec inwestorów. W to ostatnie mocno powątpiewa Jan Hambura, zarządca przymusowy MI oraz kilkunastu innych spółek, powiązanych z Metropolitanem.
- Kiedy w sierpniu 2020 r., na podstawie decyzji prokuratury, obejmowałem zarząd nad 15 firmami z grupy MI, konta większości świeciły pustkami. Taki był rezultat wcześniejszego „planu naprawczego” autorstwa założycieli MI. Kolejny wydaje się tym bardziej niemożliwy do realizacji – twierdzi Jan Hambura.
Wątpliwa restrukturyzacja
Łukasz Włodarczyk i Robert Jaś przekonywali w „PB”, że ten wcześniejszy plan naprawczy pozwolił w pierwszej połowie 2020 r. zmniejszyć stan zobowiązań MI wobec klientów o 16 mln zł. A kolejny, rozłożony na lata 2020-24, miał umożliwić spłatę pozostałych aż około ćwierć miliarda złotych, które grupa MI jest winna inwestorom z tytułu obligacji, pożyczek i wpłat na udziały w poszczególnych firmach. Według wspólników MI wszystko zaprzepaściło ich aresztowanie w lipcu 2020 r.
- Byli pracownicy MI, w tym prawnicy obsługujący grupę, z którymi konsultowałem ten „plan naprawczy”, kwitowali go parsknięciem śmiechem. Uważali, podobnie jak ja, że jest całkowicie nierealny, głównie dlatego, że aktywa grupy są znacząco niższe niż jej zobowiązania – mówi Jan Hambura.
Co więcej, jego zdaniem pozostawienie władzy nad grupą MI jej twórcom dodatkowo zaszkodziłoby klientom.
- Przez około rok zarząd MI prowadził „działania restrukturyzacyjne“, które w dużej mierze polegały na przeniesieniu umów, pracowników, a również i pieniędzy z MI oraz innych firm grupy do nowo powstałej spółki Metro Services, należącej m.in. do twórców MI jako osób fizycznych. To zaś doprowadziło do dalszego krzywdzenia wierzycieli – ocenia Jan Hambura.
Nierówne traktowanie
Równocześnie, zdaniem zarządcy MI, w ciągu roku przed jego ustanowieniem dochodziło do „zbycia lub przeniesienia części majątku, znajdującego się w spółkach grupy, na osoby trzecie”.
- Klienci, którzy intensywniej domagali się pieniędzy ze swych inwestycji, otrzymywali je lub byli „przenoszeni” do firm z grupy, posiadających większy majątek. To wszystko działo się kosztem osób mniej aktywnych, często starszych i nieświadomych, czym w ogóle są obligacje, które już od 2019 r. nie były spłacane. Dziś te osoby mają wierzytelności wobec spółek nieposiadających żadnego realnego majątku, takich jak Projekt Sarmacka czy Metropolitan Outlet – mówi Jan Hambura.
Podkreśla, że w tym samym czasie, kiedy jedni inwestorzy nie byli już spłacani, grupa MI wciąż brała pożyczki od kolejnych klientów i emitowała kolejne obligacje.
- Te wszystkie co najmniej mocno wątpliwe działania obsługujący mnie prawnicy interpretują jednoznacznie jako przestępstwa na szkodę wierzycieli. Szczególnie w kontekście słów Łukasza Włodarczyka, który przyznaje, że MI utraciło płynność już w trzecim kwartale 2019 r. – podsumowuje Jan Hambura.
Zarządca zwraca też uwagę – co podkreślają i organa ścigania – że pieniądze, pozyskiwane w formie obligacji nie były wydatkowane zgodnie z celami licznych emisji. Dużym problemem były też „nieracjonalnie wysokie koszty” funkcjonowania MI, choćby utrzymania ekskluzywnych biur, „niejasne przepływy między spółkami grupy”, a także „liczne nietrafione inwestycje”, w tym zagraniczne (w tym kontekście mowa jest m.in. o nieudanych projektach w USA czy Dubaju)
- W rezultacie tego wszystkiego sytuacja zdecydowanej większości klientów MI jest dziś bardzo trudna, czego niestety często nie są oni świadomi. Mimo to podejmuję wszelkie działania, by doprowadzić do jak najpełniejszego zaspokojenia wszystkich wierzycieli – zapewnia Jan Hambura.
Misja niemożliwa?
Jaki jest jego plan dla inwestorów, którym grupa MI z tytułu obligacji, pożyczek i udziałów jest winna, od 50 tys. zł aż do 20 mln zł, czyli łącznie około ćwierć miliarda złotych?
- Twórcy MI sugerują, że moim zamierzeniem jest jak najszybsza, a tym samym niekorzystna dla udziałowców i wierzycieli, sprzedaż poszczególnych projektów. Tymczasem jest wręcz przeciwnie – mimo licznych nacisków, a nawet gróźb, nie mam takich planów. Zresztą ich realizacja byłaby niemożliwa, choćby dlatego, że aktywa grupy nie zostały przez szefów MI należycie wycenione – mówi Jan Hambura.

Podkreśla, że jeśli dojdzie do sprzedaży jakichkolwiek nieruchomości, to odbędzie się to w formie jawnego, otwartego przetargu.
- Podejmuję próby rozwinięcia trzech potencjalnie najlepszych projektów, którymi zarządzam, by wygenerować z nich jak najwyższą wartość, a w konsekwencji jakąkolwiek nadwyżkę nad zobowiązaniami. Taka „górka” pozwoliłaby bowiem na próbę „uszlachetnienia” kolejnych projektów lub dałaby jakąkolwiek nadzieję na choć częściowe zaspokojenie wierzycieli najgorszych firm, de facto wydmuszek. Nie ukrywam, że realizacja tego planu to piekielnie trudne zadanie – mówi Jan Hambura.
Sytuacji z pewnością nie ułatwia fakt, że prowadząca śledztwo w sprawie MI Prokuratura Regionalna w Poznaniu ustanowiła zarządcę przymusowego w zaledwie piętnastu z kilkudziesięciu spółek z grupy MI. Stało się tak, choć łączyło je wiele relacji gospodarczych (w tym liczne "wewnątrzgrupowe" pożyczki), a Paulina Kolowca, jeden z pełnomocników poszkodowanych inwestorów, już kilka miesięcy temu wniosła o rozszerzenie zarządu przymusowego na 29 kolejnych firm.
Prokuratura do dziś nie rozpatrzyła jej wniosku, na co wpływ miał zapewne fakt, że ze względów formalnych pod koniec wakacji sąd odmówił zatwierdzenia decyzji śledczych o ustanowieniu zarządcy. Od tego rozstrzygnięcia odwołali się pełnomocnicy inwestorów MI oraz prokuratura, a ich zażalenia mają zostać rozpatrzone dopiero 7 stycznia 2021 r. Do tego czasu Jan Hambura może działać, jednocześnie mając jednak spore wątpliwości, czy może podejmować decyzje „nieodwracalne” w imieniu reprezentowanych firm.
Korzystne dla prokuratury rozstrzygnięcie sądu drugiej instancji może ułatwić śledczym podjęcie decyzji o rozszerzeniu zarządu przymusowego na inne spółki z grupy MI. Niekorzystne może natomiast zwiększyć chaos i sprawić, że sytuacja bardziej aktywnych inwestorów, którzy już teraz przejmują udziały w poszczególnych spółkach z grupy i zarządzanie nimi, jeszcze bardziej się poprawi. Oczywiście stanie się to kosztem innych, mniej zorientowanych klientów MI.