W ubiegłym tygodniu ceny złota zanurkowały o 2,1 proc., najmocniej od grudnia, spadając pierwszy raz od początku roku poniżej pułapu 1300 USD za uncję. Do wyprzedaży kruszcu walnie przyczynili się profesjonalni zarządzający, wynika z danych amerykańskiego regulatora CFTC. W tygodniu zakończonym 15 maja (czyli w dzień największej wyprzedaży) długie pozycje skurczyły się o 9,2 proc., sięgając najniższego poziomu od lutego 2016 r. Różnica między pozycjami długimi i krótkimi zmniejszyła się o 40 proc. i była najniższa od 10 miesięcy. Z jednej strony wyjątkowo negatywne pozycjonowanie inwestorów może oznaczać, że dołek w notowaniach jest już bliski, z drugiej zarządzający faktycznie mają powody, by wobec złota zachowywać sceptycyzm.
- Na rynkach nie widać spirali strachu. Czynniki ryzyka rzeczywiście się utrzymują, jednak nie napędza to napływów na rynek złota, ze względu na umacnianie się dolara oraz wzrost stóp procentowych w USA – komentuje w rozmowie z Bloombergiem Walter "Bucky" Hellwig, dyrektor w towarzystwie BB&T WM.
Inwestorzy stronią od złota pośród oczekiwań czerwcowej podwyżki stóp procentowych w USA – przekładają się one na zwyżki rentowności obligacji, przez co papiery dłużne stają się bardziej atrakcyjne na tle nie oferującego odsetek złota. Tymczasem słabnie zainteresowanie fizycznym kruszcem – w pierwszym kwartale globalny popyt zmniejszył się o 7 proc. i był najniższy od 2008 r., oblicza Światowa Rada Złota. Do wzrostu zainteresowania kruszcem dotąd doprowadzić nie zdołały napięcia geopolityczne. Z jednej strony wydają się one słabnąć wraz z osiągnięciem porozumienia handlowego między Chinami a USA, z drugiej powodem do nowych obaw jest niepewność co do polityki populistycznej koalicji zawiązanej we Włoszech.
- Kluczowe dla inwestujących w złoto są notowania dolara. Jednak w średnim i dłuższym terminie paliwem dla złota okazać się może nasilenie napięć politycznych oraz obawy o wzrost na rynkach wschodzących – komentuje Chad Morganlander, zarządzający towarzystwa Washington Crossing Advisors.
