Statystyki są niemal jednoznaczne: kredytobiorcy frankowi wygrywają obecnie 97 proc. spraw w pierwszej instancji i 98 proc. w drugiej (dane za pierwsze półrocze 2022). Żeby jednak pójść do sądu trzeba zainwestować w usługi prawnika.
– Stosuję stawki minimalne od wartości sporu, bo kancelarii jest bez liku i konkurencja jest spora – mówi Paweł Przybyłowski, adwokat.
W przypadku frankowiczów wartość sporu zazwyczaj przekracza 200 tys. zł, a w tym przedziale minimalna stawka zgodnie z rozporządzeniem wynosi 10,8 tys. zł netto (do tego należy doliczyć 23 proc. VAT) za pozew i sprawę przed pierwszą instancją. W drugiej instancji jest to 8,1 tys. zł netto, tyle samo przed Sądem Najwyższym, co łącznie dawałoby 33 tys. zł, wliczając VAT. To stawki, z których korzystają sądy, aby orzekać o kosztach, którymi obciążają przegraną stronę sporu. Prawnicy nie do końca są nimi związani. Zazwyczaj pierwsza instancja kosztuje około 10 tys. zł, a druga połowę tej sumy. Podobnie sprawa w Sądzie Najwyższym. Dodatkowo płatne bywają pojedyncze rozprawy.
– 600 zł brutto płaci się za rozprawę w pierwszej instancji, a w drugiej 1100 zł. Tych rozpraw jest coraz mniej – maksimum dwie w pierwszej instancji, jedna w drugiej, a w Sądzie Najwyższym rozprawy są bardzo rzadko – mówi Mariusz Korpalski, radca prawny.
Taka kwota czasem wystarczy, aby złożyć pozew przeciwko bankowi. W ostatecznym rozrachunku sprawa jest jednak kosztowniejsza.
Opłata za sukces
Poza kosztami prowadzenia sprawy prawnicy liczą sobie też tzw. success fee, które jest jednak uiszczana dopiero po wygraniu sprawy i ściągnięciu pieniędzy z banku.
– Zwykle koszty usług prawnych w sprawach frankowych wahają się od kilku do kilkunastu tysięcy złotych za pierwszą instancję oraz połowę tej stawki za drugą. Do tego dochodzą koszty rozpraw na poziomie od 300 do 1200 zł, a także wynagrodzenie za sukces w postaci przejęcia zasądzonych i płatnych przez bank kosztów zastępstwa procesowego oraz prowizji od wygranej. To od kilku do kilkunastu procent, tyle że różnie kancelarie podchodzą do ustalenia podstawy obliczenia takiej prowizji – mówi Tomasz Konieczny, radca prawny.
Votum ma kilka opcji cenowych, w którym opłata wstępna waha się od 4 do 22,5 tys. zł, a tzw. succes fee wynosi od 2 do 10 proc. (a przy kredytach poniżej 100 tys. zł nawet 17 proc.) liczonych od kwoty udostępnionej przez bank. Przy kredytach w przedziale 200-500 tys. zł daje to od 22 do 32,5 tys. zł, o ile stać nas, żeby określoną opłatę wstępną zapłacić od razu. Adwokaci i radcowie prawni bywają bardziej elastyczni.
– Zdarza się, że rozkładam tą stawkę na raty miesięczne np. po 1 tys. zł – mówi Paweł Przybyłowski.
– 90 proc. spraw to są kredyty od 150 do 500 tys. zł. Jeżeli jest spoza tego przedziału, to podchodzę do opłat bardziej indywidualnie – mówi Mariusz Korpalski.
Radcowie prawni i adwokaci nie mogą się umawiać z klientem na samo success fee, bo taka umowa stanowi w świetle zasad etyki delikt dyscyplinarny.
Inaczej liczona jest też opłata za sukces – częściej jest to stała kwota wynosząca od kilkunastu do ponad 20 tys. zł, co pozwala na uniknięcie ewentualnych sporów z klientem, gdy zapadnie wyrok nie do końca po myśli kredytobiorcy.
– Zazwyczaj rozliczam się, gdy klient dostanie pieniądze od banku. Czasami zdarza się, że jest zarzut potrącenia i klient musi dołożyć z własnej kieszeni. Wtedy umawiamy się inaczej – mówi Mariusz Korpalski.
– Radcowie prawni i adwokaci nie mogą się umawiać z klientem na samo success fee, bo taka umowa stanowi w świetle zasad etyki delikt dyscyplinarny. Spotykając tego typu oferty trzeba mieć świadomość, że albo kancelaria tylko podaje się za taką, a tak naprawdę nie jest prowadzona przez radców czy adwokatów, lecz przez osoby bez tego typu uprawień zawodowych i w efekcie bez obowiązkowego ubezpieczenia OC za błędy w sztuce prawniczej, albo nasz prawnik na już od początku działa niezgodnie z regułami gry, co nie wróży dobrze na przyszłość. Może to być np. zapowiedzią kolejnych naruszeń, w tym w relacjach z klientami – przestrzega Tomasz Konieczny.
Stawki mogą być także zróżnicowane w zależności od stopnia skomplikowania sprawy i skali trudności, ale to zdarza się już coraz rzadziej.
– Wychodzę z założenia, że nie ma sprawy trudniejszej czy bardziej skomplikowanej, tylko każda ma swój koloryt. Mógłbym zrobić wyższą stawkę za Deutsche Bank, czy Fortis, ale czasem w pozornie łatwiej sprawie wychodzą trudne kwestie – działalność gospodarcza, wynajem, negocjacje w trakcie umowy. Nie da się tego przewidzieć, bo klient o tym często nie powie – mówi Paweł Przybyłowski.
O ile adwokaci i radcowie prawni z pewnością dokładniej zbadają naszą umowę i przygotują się na wszystkie możliwe zaskoczenia, to najbardziej doświadczeni z nich będą także bardziej wymagający finansowo.
– Różnice między oferowanymi stawkami wynagrodzeń są znaczne. Zwykle wyżej cenią się pełnomocnicy posiadający kilku- lub nierzadko 10-letnie już doświadczenie w sprawach tego typu, notujący sukcesy w sądach oraz z licznymi publikacjami, zaś kancelarie wchodzące na ten rynek i zgłębiające tematykę siłą rzeczy – nie mogąc się pochwalić takim dorobkiem – muszą konkurować niższą ceną usług. Klient ma z czego wybierać – mówi Tomasz Konieczny.
Dodatkowe koszty
W trakcie sprawy lub po prawomocnym wyroku niemal na pewno dostaniemy pozew od banku za wynagrodzenie za korzystanie z kapitału. Aby reprezentował nas prawnik, trzeba będzie dopłacić. Na szczęście nie tak dużo jak za prowadzenie samej sprawy bankowej – to zwykle koszt kilku tysięcy złotych.
– Jeśli jest pozew z banku o wynagrodzenie albo pozew o uzgodnienie treści księgi wieczystej, bo bank nie chce wydać listu mazalnego po prawomocnym przegranej, to wtedy pracuję za zwrot kosztów, który sąd zasądzi. Biorę zaliczkę od klienta 2-4 tys. zł i po zakończeniu sprawy się z tego rozliczamy – mówi Mariusz Korpalski.
Poza prawnikiem trzeba także zapłacić 1 tys. zł do sądu – to niewiele w porównaniu z tym, co musi zapłacić bank, który wpłaca 5 proc. wartości sporu.
- Czasem jak są dwie umowy, to sąd chce podwójną opłatę. Jeśli składamy wniosek o zawieszenie spłaty rat razem z pozwem, to nic się nie płaci, ale gdy robimy to w trakcie rozprawy, to trzeba zapłacić 100 zł – wskazuje Paweł Przybyłowski.
W ostateczności sprawę może nam sfinansować bank, dzięki zasądzeniu kosztów, jak również odsetek.
– Wartość przedmiotu sporu pozwala na ściągnięcie 18,9 tys. zł od banku. Do tego dochodzą odsetki za opóźnienie – najczęściej od wszystkich rat, choć orzecznictwo jest tutaj rozchwiane. To pozwala klientowi na sfinansowanie prawnika – mówi Mariusz Korpalski.