Od logo i seminariów biznes woli skuteczny lobbing
Tysiące polskich firm wzbogaciły się dzięki Unii. Przed nami jednak wiele pracy, zarówno nad wizerunkiem, jak i siłą argumentów.
Marian Owerko, współtwórca Bakallandu, polskie sukcesy w Unii dostrzega, a jakże. Ale zaraz przypomina żart, o tym, kto wymyślił triatlon.
— Zrobili to Polacy mieszkający w Niemczech, bo "biegiem na basen, a z basenu rowerem" — kwituje prezes spożywczej spółki.
Wniosek: zarabiamy w Unii miliony, ale nad wizerunkiem musimy jeszcze bardzo mocno popracować. Gdy Mariana Owerko zaczyna uwierać UE, to zaraz przypomina sobie Ukrainę, gdzie też prowadzi interesy i gdzie TIR-y odprawia się po kilkadziesiąt godzin.
— Tam m.in. strategia transportowa na Zachód jest skomplikowaną działką. A dziś w Polsce sprowadzamy dziennie około 20 kontenerów, eksportujemy kilka samochodów towaru i nikt się tym specjalnie nie emocjonuje, bo to kwestia minut — twierdzi Marian Owerko.
Grupa Bakalland dostanie w sumie 21 mln zł dofinansowania na trzy inwestycje.
Nie tylko rachunki
Anna Nietyksza, twórczyni i prezes giełdowego Eficomu, zapewne dokładnie wie, na co i za co Bakalland dostał wsparcie z UE. W końcu to jej chleb powszedni. Początki i wciąż główny biznes Eficomu to duże projekty na rzecz Komisji Europejskiej, jak i konsulting przy zdobywaniu finansowania z UE dla administracji i dużych korporacji. Anna Nietyksza zasiada też w Europejskim Komitecie Ekonomiczno-Społecznym, traktatowej instytucji opiniującej i doradzającej każdą z proponowanych unijnych dyrektyw.
— Liczę, że polscy przedsiębiorcy przez najbliższe pół roku mocno podciągną się w umiejętności lobbowania w Brukseli. Właśnie zaczyna się ostatnie pół roku na zgłaszanie rozwiązań, koncepcji do unijnej strategii do roku 2020 r., gdzie ważą się losy m.in. polskiego rynku telekomunikacyjnego i energetycznego. Tymczasem polskie firmy jakby nie zauważały tej szansy, jak i zagrożenia — podkreśla Anna Nietyksza.
I dodaje:
— Nie marzy mi się sytuacja, w której po naszym przewodnictwie zostaje tylko ładne logo i rachunki za seminaria.
PR i warzywa
Seminaria, konferencje, medialny show to jednak nieodłączny element każdej prezydencji. O to zadbają dwie spółki znane z giełdowych rynków. Częścią konsorcjum, które zajmie się obsługą spotkań i konferencji w trakcie przewodnictwa Polski w Radzie UE, jest m.in. Cam Media z GPW.
— Oznacza to dla nas dodatkowe przychody na poziomie ponad 10 mln zł. Marża, w jaką celujemy, to minimum 10-12 proc. — mówi Krzysztof Przybyłowski, prezes Cam Media.
Warszawska spółka zorganizuje w sumie 60 konferencji w pięciu miastach. Prace warte ponad 3,1 mln zł Cam Media zlecił już agencji public relations Magnifico, notowanej na NewConnect. Ten jeden projekt oznacza dla agencji pieniądze równe 65 proc. jej zeszłorocznych przychodów.
— Wejście do UE było dla Polski wielkim weselem. Dostaliśmy wiele prezentów i teraz te pieniądze krążą po naszej gospodarce. Przy czym musimy popracować nad kierunkiem wschodnim, nadać UE ton, który pozwoli choćby te warzywa do Rosji eksportować — przekonuje Wojciech Kruk, twórca potęgi jubilerskiej marki W. Kruk, dla którego największy postęp w biznesie dzięki UE to właśnie zniesienie utrudnień w obrocie towarami.
Podobny argument podnosi wielu przedsiębiorców parających się eksportem do UE.
— Nasze oddziały w nowych krajach Wspólnoty mogą się dynamicznie rozwijać, bo napędza je sprawna logistyka. Transport do Budapesztu jedzie tak samo, jak ten do Krakowa — zaznacza Robert Kierzek, prezes Inter Cars, handlującego częściami samochodowymi.
— Teraz okna śmigają po kontynencie aż miło. Nasi dealerzy za granicą mogą szybko uzupełniać zapasy, bez zbędnej biurokracji i straty czasu — przekonuje Leszek Gierszewski, prezes Drutexu, którego przychody w tym roku mogą dobić do 400 mln zł.
Garnitury i frykasy
Niektórzy twierdzą też, że po wejściu do Unii nie tyle słońce świeci jaśniej, co mleko smakuje jakby lepiej. Tak uważa m.in. Edmund Borawski, szef Mlekpolu, lidera branży mleczarskiej w Polsce.
— Mamy swobodny dostęp do technologii i wsparcie przy jej zakupie. Przez ostatnie lata dokonał się tu ogromny postęp. Kiedyś sprzedając na rynki unijne musieliśmy z założenia dać cenę 30 proc. niższą od lokalnych producentów. Teraz sprzedajemy po tych samych cenach, jesteśmy swoi — twierdzi Edmund Borawski.
Przekonuje, że bez inwestycji związanych z wejściem polski do UE, jego konglomerat byłby 10 lat do tyłu. Czyli być może nie byłoby go w ogóle. Takiej tezy nie można postawić w przypadku choćby biznesów Jerzego Mazgaja, prezesa spożywczej Almy i twórcy Paradise Group, zajmującego się głównie handlem luksusową odzieżą. Ale prezydencja to okazja do dobrych biznesów. Sporo zamówień na prezenty i konferencyjne frykasy z Krakowskiego Kredensu, części Almy, płynie od instytucji rządowych i ambasad. Zapewne nowe garnitury zamówił choćby Donald Tusk, tak lubiący markę Ermenegildo Zegna, której przedstawicielem w Polsce jest Paradise Group. Jednak to szczegóły. Bo ważniejsze dla Jerzego Mazgaja jest to, do czego uda się polskim notablom przez najbliższe pół roku przybliżyć. Mowa oczywiście o euro.
— Zapewne teraz nie każdy marzy o tej walucie w Polsce, ale na pewno jej wprowadzenie zmniejszyłoby znacznie ryzyko moich biznesów. Istotna będzie też praca nad wizerunkiem naszego kraju — przekonuje krakowski biznesmen.
Przedsiębiorcy nawołują więc: do roboty! Żadnego, jak to w kabarecie, "hartania w gałę". Na to będzie okazja już za rok.