Jeśli ktoś zwątpił w Amerykę jako kontynent nieograniczonych możliwości, winien zwrócić uwagę na dwa doniesienia, które burzą utrwalone stereotypy. "Financial Times" odnotował karierę Stanów Zjednoczonych pośród atrakcyjnych lokalizacji inwestycji. Atrakcyjnych, bo tanich. Wydawało się, że ani wydajność, ani bliskość rynku nie zatrzyma ucieczki kapitału na inne kontynenty. A tu okazuje się, że Volkswagen celuje w Tennessee, a Thyssen Krupp wybiera Alabamę. Oprócz niskiego kursu dolara, tajemnica tej popularności kryje się w zachętach finansowych, oferowanych przez poszczególne stany, konkurujące o zdobycie nowych miejsc pracy. Kusząc bonusami wartymi setki milionów dolarów, dorzucają jeszcze inwestycje w infrastrukturę i szkolenie pracowników, by uatrakcyjnić rachunek inwestora.
Innym zaprzeczeniem obiegowych prawd o Stanach Zjednoczonych jest nacjonalizacja dwóch gigantów tamtejszego rynku nieruchomości — Fannie Mae i Freddie Mac. Do tego bowiem sprowadza się operacja, przewidująca m.in. rządowy zastrzyk 100 mld dol. dla każdej firmy, która ma na celu zatrzymanie kryzysowej spirali na rynku kredytów hipotecznych, opanowującej cały amerykański system finansowy.
Takie są realia roku 2008 w kraju, postrzeganym jako symbol wolnej amerykanki w gospodarce. Burzeniem stereotypu zajęła się widzialna ręka władzy zarówno stanowej, jak i federalnej. Wolna od ograniczeń, jakie w Unii Europejskiej narzucają rygory pomocy publicznej. Jakże dotkliwe dla polskich stoczni.
Janusz Lewandowski
europoseł Platformy Obywatelskiej