We wtorek rentowność obligacji 10-letnich USA spadła do zaledwie 1,372 proc. Oznacza to pobicie rekordu z lipca 2012 roku, kiedy spadała do 1,387 proc. z powodu obaw o skutki kryzysu w Grecji i pogarszający się stan finansów Hiszpanii.

- Nastroje znów się pogorszyły – powiedział Kit Juckes, strateg Societe Generale.
Zwrócił uwagę, że na tle innych „bezpiecznych” obligacji, jak papiery Japonii i Niemiec, oferowane rentowności w USA wydają się „niesamowicie szczodre”.
- Rzeczywistość jest taka, że jeśli jesteś europejskim inwestorem czy szukasz rentowności w Europie, nasze rentowności wydają się atrakcyjne, jak to by szalenie nie brzmiało – skomentował Tim Anderson, trader z MND Partners.
Rośnie jednocześnie grupa osób mających wiedzę o rynku, które ostrzegają, że obecna sytuacja może być niebezpieczna.
- Obawiam się, że kupuję w bańce inwestycyjnej – powiedział Anderson.
Zwrócił uwagę, że niskie rentowności obligacji mogą pompować także wzrosty kursów na rynkach akcji. Anderson wskazuje, że wiele spółek, które mocno drożeją w ostatnim czasie, oferuje wysokie dywidendy. To może sygnalizować, że inwestorzy, którzy kupiliby obligacje, kupują zamiast nich bardziej ryzykowne akcje w poszukiwaniu rentowności. Jeśli to prawda, to rynek akcji może otrzymać cios jeśli stopy procentowe zaczną rosnąć.
Innym negatywnym skutkiem wzrostu popytu na obligacje USA jest umocnienie dolara. Już jest mocny wobec euro i jena, nie mówiąc o brytyjskim funcie. Mocny dolar szkodzi handlowi USA.
Eksperci uważają jednak, że pomimo zagrożeń ceny obligacji USA będą nadal rosły. Jim Vogel z FTN Financial przekonuje, że inwestorzy powinni być gotowi na rentowność „dziesięciolatek” na poziomie 1,25 proc.