W projekcie umowy koalicyjnej trzech niemieckich partii kwestie związane z klimatem i ekologią znalazły się wysoko – na drugim miejscu listy tematów, wyprzedzone jedynie przez koncepcję nowoczesnego państwa.
Idealny rok 2030
Największy kaliber ma znajdująca się w dokumencie zapowiedź odejścia od spalania węgla w energetyce już w 2030 r., czyli o osiem lat wcześniej, niż dotychczas zapowiadano. Wskazanie tej daty zmiękczono określeniem, że byłaby ona „idealna”. Na pewno jest ambitna.

Poza tym podtrzymano plan wyłączania jednostek jądrowych, dodając, że rząd będzie pracował nad tym, by „ryzykowne reaktory”, znajdujące się w pobliżu granic, były zamykane. Gaz jest traktowany w dokumencie jako paliwo przejściowe.
Dokument koalicyjny przewiduje też wspieranie i promowanie technologii zielonego wodoru, w której Niemcy chcą być liderem. Podobnie ma być z elektromobilnością i autonomicznymi pojazdami. Do 2030 r. po niemieckich drogach jeździć ma 15 mln aut w pełni elektrycznych.
Minimum 60 EUR za tonę CO2
Warto zwrócić uwagę na zapowiedzi dotyczące systemu handlu uprawnieniami do emisji dwutlenku węgla. Podczas gdy premier Mateusz Morawiecki po raz kolejny powtórzył w czwartek, że polski rząd pragnie zabiegać o reformę tego systemu, gdyż jest za drogo, niemiecka koalicja idzie w stronę przeciwną. W dokumencie znajdziemy zapowiedź mówiącą, że „cena uprawnień nie spadnie poniżej 60 EUR/t”, natomiast jeśli jednak spadnie, a jednocześnie Unia nie uzgodni wspólnie minimalnej ceny takich uprawnień, Niemcy sami ją sobie ustalą. Będzie to właśnie minimum 60 EUR/t.
Ponadto koalicjanci piszą o pomyśle stworzenia międzynarodowego klubu klimatycznego, otwartego dla wszystkich państw, nakierowanego na wspólne ustalenie minimalnej ceny dla emisji CO2 i wspólnego granicznego podatku od emisji.
Eksperyment w laboratorium
Zdaniem Aleksandry Gawlikowskiej-Fyk z analitycznego think tanku Forum Energii energetyczno-klimatyczne pomysły koalicji są bardzo ambitne.
- Niemcy wchodzą na ścieżkę eksperymentu, nie boją się być laboratorium transformacji energetycznej i operować na żywym organizmie – uważa ekspertka.
Co ten eksperyment oznacza dla Polski? Aleksandra Gawlikowska-Fyk formułuje trzy główne wnioski.
- Po pierwsze - regulacyjny. Jeśli Niemcy wprowadzają u siebie nowe pomysły, to w kolejnym kroku będą się starali je europeizować. Taki scenariusz można więc kreślić dla regulacji wodorowych, ułatwień dla OZE oraz dla elektromobilności. Wystarczy przypomnieć, że opłaty za emisję dla budownictwa i transportu Niemcy zaproponowali u siebie około dwa lat temu, w tym roku zaczęli pomału je wprowadzać, a jednocześnie jest to już temat dyskutowany w ramach europejskiego pakietu Fit for 55 – podkreśla Aleksandra Gawlikowska-Fyk.
Drugi wniosek jest rynkowy, bo jeśli w dokumencie jest mowa o minimalnej cenie za uprawnienia do emisji CO2, to – zdaniem ekspertki Forum Energii - bez wątpienia wpłynie to na cały rynek uprawnień.
- Wreszcie po trzecie - wniosek przemysłowy. Polska jest dużym poddostawcą dla przemysłu niemieckiego, zwłaszcza dla motoryzacji. Transformacja niemieckiej motoryzacji wpłynie więc na polskie zakłady produkcyjne – uważa Aleksandra Gawlikowska-Fyk.
Węglowi outsiderzy
Inny think tank, Ember, zwraca uwagę, że jeśli Niemcy rzeczywiście zdołają odejść od węgla do 2030 r., to Polska będzie wówczas odpowiadała aż za 63 proc. unijnej produkcji energii z węgla. Z kolei ponad 95 proc. unijnego węgla będzie wtedy w zaledwie trzech krajach - Polsce, Czechach i Bułgarii.
„W całej UE odchodzenie od węgla nabiera tempa. Jednak podczas gdy reszta państw UE-27 w latach 2015-30 zmniejszy produkcję energii z węgla o 99 proc., Polska, Czechy i Bułgaria przewidują łączny spadek zaledwie o 42 proc.” – czytamy w komentarzu.