Ponad 530 mld EUR rocznie przeznacza się w krajach UE na transport towarów. Nie dziwi więc fakt, że branża TSL w wielu krajach, w tym Polsce, jest jednym z największych sektorów gospodarki. Blisko 80 proc. produktów eksportowych na świecie jest przewożonych transportem drogowym. Rodzimi przedsiębiorcy posiadają 24 proc. udziału w tym obszarze pod względem przewożonego tonażu na terenie Europy. Największym dla Polski rynkiem już od kilku lat są Niemcy. To właśnie za naszą zachodnią granicę najczęściej delegowani są kierowcy ciężarówek z polskimi tablicami rejestracyjnymi. Nic dziwnego, że obserwowane za Odrą spowolnienie wzbudza zaniepokojenie polskich transportowców. Coraz częściej pytają, jak i czy wpłynie ono na ich kondycję.

Ważny kierunek
Polska dla Niemiec pozostaje siódmym najważniejszym dostawcą towarów. Utrzymując swoją mocną pozycję na rynku, niedługo wyprzedzi gospodarki Włoch czy Wielkiej Brytanii. W ubiegłym roku wartość eksportowanych przez nas towarów za zachodnią granicę wyniosła 264 mln zł. I choć eksport rośnie z roku na rok, to polscy przedsiębiorcy powinni bacznie obserwować sytuację na rynku niemieckim.
— Obecnie w Polsce działa blisko 5 tys. firm z udziałem kapitału niemieckiego, czyli ponad 22 proc. wszystkich firm o wkładzie zagranicznym. Kluczową rolę w tym przypadku odgrywają inwestycje realizowane w naszym kraju, takie jak m.in. lokowanie u nas niemieckich centrów logistycznych. Pod tym względem Polska jest atrakcyjnym miejscem tranzytowym ze względu na swoje położenie geograficzne, niskie koszty magazynowania czy dostęp do wykwalifikowanych pracowników, co przekłada się bezpośrednio na rozbudowę łańcuchów dostaw między oboma państwami — mówi Bartosz Najman, wiceprezes Ogólnopolskiego Centrum Rozliczania Kierowców.
To właśnie nasz zachodni sąsiad odpowiada za blisko 30 proc. polskiego eksportu. Z uwagi na tak ścisłą współpracę handlową między krajami niepokojące są doniesienia o recesji na rynku niemieckim i spowolnieniu gospodarczym. Jak podaje Destatis (odpowiednik polskiego GUS), udział Niemiec w eksporcie obniżył się o 0,5 pkt proc. i wyniósł 27,5 proc., a w imporcie spadł o 0,5 pkt proc. do 22,3 proc. Jest to według ekspertów skutkiem warunków przejściowych, jak np. zmiany regulacji w przemyśle motoryzacyjnym czy problemów w sektorze farmaceutycznym, a także czynników środowiskowych, jak niski poziom wody w Renie, ale i zewnętrznych — spowolnienie gospodarcze w Chinach.
Logistyczny hub
Według raportu Klubu Jagiellońskiego dynamiczna rozbudowa potencjału produkcyjnego naszego kraju stała się impulsem do wzrostu wymiany usług logistycznych między Polską a RFN. Niemieckie centra logistyczne, które powstają w Polsce, przekładają się bezpośrednio na rozwój branży przewozowej, ponieważ wzrasta efektywność łańcucha dostaw.
— Trzeba zauważyć również, że w Niemczech, mimo zagrożenia recesją i obniżonej produkcji, stopa bezrobocia nadal utrzymuje się na niskim poziomie. Oznacza to, że pozostaje dosyć wysoki popyt na usługi i towary, a tych za zachodnią granicę polscy przewoźnicy transportują zdecydowanie najwięcej. To właśnie gotowe produkty, takie jak: żywność, meble, odzież czy sprzęt AGD, obejmują blisko 30 proc. polskiego eksportu — mówi Łukasz Włoch, ekspert OCRK.
Jeszcze na początku 2019 r. dane o niskim PKB Niemiec, a co za tym idzie realne zagrożenie zmniejszeniem popytu na dobra importowe wpływały na niepokoje i obawy właścicieli firm w Polsce, że przełoży się to silnie na sytuację polskiej gospodarki, w tym sektora TSL.
— Jednak odnotowany na poziomie 4,6 proc. wzrost PKB naszego kraju pozwala twierdzić, że niemiecki regres odczujemy, ale z opóźnieniem i być może mniej dotkliwie — uspokaja Bartosz Najman.
Przewoźnicy mogą co prawda odczuć mniejsze zapotrzebowanie na frachty do Niemiec. Jednak nawet jeśli to nastąpi, będzie rozłożone w czasie i z pewnością nie postawi na szali polskiego transportu drogowego.
— Warto dodać, że znaczny odsetek polskich firm współpracuje ze zleceniodawcami zza Odry od dawna. To relacje długoterminowe, wieloletnie. Dlatego kontrakty na eksport zawarte są między przedsiębiorstwami na co najmniej dwa lata w przód. Oznacza to, że wiele firm posiada umowy i zamówienia z przynajmniej kilkumiesięcznym wyprzedzeniem — uzupełnia Bartosz Najman.