Firmy wyróżnione przez „Puls Biznesu” i radiową Trójkę w konkursie Huzar Europy (wyniki i nagrodzonych zaprezentowaliśmy w piątek) podkreślają, że aby zdobyć zagraniczne rynki, trzeba mieć atrakcyjny produkt. Jednak atrakcyjny nie znaczy tani, ale innowacyjny pod względem technologicznym.
— Jesteśmy laureatem wielu nagród. Ostatnio uznane autorytety w branży informatycznej i teleinformatycznej nasze oprogramowanie okrzyknęły przełomowym. Z takim produktem można podbić świat — podkreśla Henryk Klimek, wiceprezes Logotec Engineering Group.
Oprogramowanie Logotecu znane jest w Unii Europejskiej, Ameryce Północnej i Azji. Początki nie były jednak proste. Gdy na początku lat 90. Logotec opracował oprogramowanie na rynek niemiecki, specjaliści mówili, że to się nie sprzeda, bo nie ma na to zapotrzebowania. I tak było rzeczywiście, ale po krótkim czasie produkt stał się hitem.
Podobną receptę daje Irena Osiak, prezes Med & Life.
— Aby zaistnieć na rynkach międzynarodowych, trzeba po pierwsze, stworzyć dobry, nowoczesny, innowacyjny produkt, po drugie — spełnić wymogi formalne. Dysponujemy kompletem certyfikatów od 2000 r. Uzyskanie ich jest konieczne dla wszystkich, którzy chcą prowadzić działalność w nowoczesnej Europie. Już niedługo będzie to również Polska — mówi Irena Osiak.
Podkreśla, że synergia nauki i przedsiębiorczości są drogą do sukcesu. Przy Med & Life funkcjonuje rada naukowa, która wspiera jej działania.
Nazwy niemal wszystkich kandydatów na Huzara Europy miały międzynarodowe brzmienie.
— To nie była megalomania, że jak nie będziemy mieli polskiej nazwy, to produkt będzie się lepiej sprzedawał. Nasze produkty najpierw pojawiają się na rynkach międzynarodowych, a potem w Polsce. Pod względem zastosowania najnowszych technologii nasz kraj jest kilka lat do tyłu w porównaniu z UE, a my nie oferujemy produktu na zamówienie rynku, ale z wyprzedzeniem potrzeb. Nazwy były więc niejako wymuszone przez rynek — mówi Henryk Klimek.
Nawet obco brzmiąca nazwa może jednak promować Polskę.
— Nasza nazwa jest sformułowana w języku angielskim, ale jej stałym członem jest „Poland”. Traktujemy to trochę jako wkład w budowanie nowoczesnego wizerunku Polski. Liczymy, że dzięki takim firmom jak nasza, Polska nie będzie już się kojarzyła tylko z agroturystyką, ale i z nowoczesnymi technologiami —podsumowuje Artur Dyro z zarządu Young Digital Poland.
Polscy eksporterzy ostrzegają, że wchodząc na rynki zagraniczne wiele czasu trzeba poświęcić na zaprezentowanie siebie jako firmy „cywilizowanej”. Niestety, nawet w krajach europejskich, wiedza na temat Polski jest bardzo zafałszowana przez stereotypy. A im dalej, tym gorzej.
— Podczas negocjacji w Chinach mieliśmy bardzo komiczną sytuację. Cały czas rozmawialiśmy z naszymi partnerami po angielsku. W pewnym momencie do jednego z moich kolegów zadzwonił telefon komórkowy. Odebrał po polsku. Pamiętam do dziś zdziwione miny naszych chińskich partnerów, którzy nie chcieli nam wierzyć, że Polska... ma swój język narodowy — wspomina Artur Dyro.
Takie sytuacje zdarzają się również w Europie.
— W połowie lat 90. Jerzy Dryndos, prezes Logotec Engineering Group, pojechał do naszego biura w Szwajcarii, przeprowadzić szkolenie. Na lotnisku wsiadł do taksówki. Kierowca pytał, skąd i po co przyjechał. On na to, że przyjechał z Polski, na szkolenie. Taksówkarz : Tak, wy z Polski, to się tak dużo uczycie. Szef sprostował: To ja przyjechałem prowadzić szkolenie. Taksówkarz złapał się za głowę i krzyknął: Koniec świata. Polacy przyjeżdżają do Szwajcarii Szwajcarów uczyć! — opowiada Henryk Klimek.