Polski przemysł odzieżowy kwitnie, ale nie dzięki ulicznej modzie, lecz ciężkiej pracy. Świetną koniunkturę mają specjaliści od ubrań ochronnych, uniformów korporacyjnych czy mundurów
Produkcja odzieży w Polsce wzrosła ostatnio do najwyższego poziomu od początku 2001 r. Co więcej, w długim okresie Polska jest jednym z zaledwie dwóch krajów UE, gdzie produkcja odzieży rośnie. Zasługi na tym polu ma odzież robocza, do której zaliczane są nie tylko wyspecjalizowane zestawy dla strażaków czy górników, ochronna odzież dla budowlańców, mechaników czy piekarzy, ale też stroje korporacyjne — dla pracowników drogerii, aptek czy salonów z telefonami komórkowymi. Co ciekawe, produkujemy rzeczy coraz droższe, a więc coraz lepszej jakości. Przykładowo, ubrania robocze męskie, których produkcja sięga 400 mln zł rocznie, są dziś w Polsce znacznie droższe niż średnio w UE, a przedstawiciele branży mówią o polskiej myśli technologicznej w tej części branży i chwalą się nagrodami za innowacje.




Nowa specjalizacja
— Trzy lata temu zaczął się boom. Od lat malał rynek detaliczny, handel przenosił się do internetu i to on stworzył wielu mniejszym firmom szansę dotarcia do klientów z konkretnej niszy — właśnie odzieży roboczej. Część firm przeszła właśnie na taką produkcję, a mówimy tu i o ubieraniu pracowników poczty, telekomunikacji, salonów sprzedaży i kierowców autobusów oraz bardzo wyspecjalizowanych wyrobach kierowanych na potrzeby wojska, służb ratowniczych, kopalni, hut itd., a więc o konkretnych parametrach przepuszczalności czy zatrzymywania wody, ochrony przed warunkami atmosferycznymi itp. — mówi Aleksandra Krysiak, dyrektor Związku Pracodawców Przemysłu Odzieżowego i Tekstylnego (ZPPOiT).
Ilu producentów działa w tej części odzieżowego rynku? Nie wiadomo.
— W samych zamówieniach publicznych przewija się około 250 przedsiębiorstw, ale to przecież nie wszystkie. Widać wiele małych firm lokalnych. To naprawdę duży rynek — twierdzi Aleksandra Krysiak. Roboczy boom to symbol wspięcia się Polski na kolejny poziom gospodarczego rozwoju. — Klienci mają coraz więcej pieniędzy — chcą, by ich pracownicy wyglądali ładnie albo byli lepiej chronieni. Europa Zachodnia przerobiła to wiele lat temu — przed laty miło było popatrzeć np. na niemieckich kolejarzy. Teraz nasza kolej — coraz więcej firm i instytucji zaczyna o to dbać — mówi dyrektor ZPPOiT.
— Po pierwsze, firmy się rozwijają — inwestują w budowę lub rozbudowę zakładów, zwiększają zatrudnienie, więc rośnie ich zapotrzebowanie na taką odzież. Po drugie, UE nakłada coraz ostrzejsze normy z zakresu ochrony pracowników, co też nakręca popyt na coraz bardziej wyspecjalizowaną odzież. My na te potrzeby odpowiadamy — dodaje Tadeusz Warzywniak, prezes Towarzystwa Akcyjnego Telimena (TAT), które ma w ofercie m.in. odzież korporacyjną, ochronną i mundurową.
Import i krajowa produkcja
Szef TAT zaznacza, że polska produkcja nie zdominowała rynku, bo w branży widać także import, np. z Azji.
— Można mieć zwykły biały fartuch lekarski, który będzie kosztował mało, ale można mieć taki, który będzie chronił przed wniknięciem mikroorganizmów. W pierwszym przypadku krajowa produkcja nie ma wielkich szans, w drugim jak najbardziej — tłumaczy Tadeusz Wawrzyniak.
Aleksandra Krysiak podaje przykład ubrań chroniących ogrodników przed promieniowaniem UV.
— To jeden z polskich wynalazków, który niedawno zdobył nagrody. Takich pomysłów jest więcej. Mamy naukowców, producentów i klientów — podkreśla Aleksandra Krysiak. Tadeusz Wawrzyniak przyznaje, że zaawansowanie technologiczne wymaga regularnych badań laboratoryjnych, uzyskiwania certyfikatów itd.
— Tu nikt nie może sobie pozwolić na wpadkę. Dlatego lepiej jest czuwać nad pełnym cyklem produkcyjnym na miejscu, co też ogranicza import — mówi szef Telimeny. To oznacza też wyższe koszty i ceny wyrobu gotowego. W 2016 r. komplet roboczy w Polsce kosztował średnio 32,4 EUR przy średniej unijnej na poziomie 17,6 EUR — wynika z analiz SpotDaty na podstawie danych Eurostatu. Aż tak zaawansowana technologicznie nie jest natomiast odzież korporacyjna. W tym segmencie jednak też widać Polaków.
— To trudne kontrakty, wymagające elastyczności i nadążania np. za fluktuacjązałogi. Jeśli np. koleje mówią, że szkolą właśnie 100 nowych członków załogi, która za miesiąc zaczyna pracę, to nie da się dla nich garniturów, żakietów czy kurtek kupić z importu — twierdzi Tadeusz Wawrzyniak.
Budżety i bezpieczeństwo
Poza popytem ze strony korporacji i firm, które chcą lub muszą odpowiednio zabezpieczyć pracowników, aby zapewnić wymagane prawem bezpieczeństwo pracy, rynek napędzają też służby mundurowe — wojsko czy policja. Zdaniem Marcina Struszczyka, dyrektora Instytutu Technologii Bezpieczeństwa Moratex, zajmującego się projektowaniem wyrobów dla nich, trudno mówić o rosnącej lub słabnącej dynamice produkcji. — Nie ma tu gry popytu i podaży czy dbałości o estetykę, są konkretne wymogi wynikające ze specyfiki technicznych służb mundurowych i budżetów, które są im przydzielane. Przetargi odbywają się cały rok. Gdy zdarzają się większe, widać ożywienie w produkcji — tłumaczy Marcin Struszczyk.
Współpraca: Ignacy Morawski
Podpis: Michalina Szczepańska