Ostatni kaprys rosyjskiego niedźwiedzia

Marek WierciszewskiMarek Wierciszewski
opublikowano: 2014-02-07 14:00

W dniu inauguracji igrzysk w Soczi kondycja gospodarki rosyjskiej coraz bardziej przypomina stan Związku Radzieckiego z 1980 r., kiedy olimpiadę urządzano w Moskwie.

Rozmach, z jakim zapanowano otwarcie igrzysk, pokaże potęgę Rosji, dla której gospodarki ostatnie półtorej dekady było czasem nie widzianej od dawna prosperity. W ciągu sześciu lat poprzedzających kryzys finansowy z 2008 r. PKB rósł przeciętnie w tempie blisko 8 proc., co było jednym z najlepszych wyników na świecie, a dynamika konsumpcji była nawet dwukrotnie wyższa.



Wystarczy jednak rzut oka na podstawowe wskaźniki makroekonomiczne, by ten imponujący z pozoru obraz prysł jak bańka mydlana. Od przyznania Rosji w 2007 r. organizacji igrzysk, jej pierwotnie szacowany koszt wzrósł czterokrotnie. Zdaniem Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego jedną trzecią z przeznaczonych na ten cel 50 mld USD po prostu ukradziono. Soczi urasta do rangi symbolu, bo cała rosyjska potęga gospodarcza coraz bardziej przypomina kolosa na glinianych nogach.

Tempo wzrostu gospodarczego, które od 2003 r. do jesieni 2008 r. ani razu nie spadło poniżej 5 proc., spowolniło w dwóch ostatnich kwartałach do zaledwie nieco ponad 1 proc. Inflacja utrzymuje się tymczasem powyżej progu 5 proc. Dotychczas ekipa Władimira Putina próbowała radzić sobie ze spowolnieniem, stymulując gospodarkę dodatkowymi wydatkami budżetowymi. Teraz jednak przedstawiciele władz otwarcie przyznają, że polityka zwiększania wydatków budżetowych wyczerpała swoje możliwości, bo krajowi grozi stagflacja, czyli kombinacja ślamazarnego wzrostu gospodarczego z przyspieszonym wzrostem cen.

Jak zauważa tygodnik „The Economist”, sytuacja pogarszała się wraz z natrafieniem przez hossę w cenach ropy naftowej na barierę w postaci rosnącej podaży surowca z amerykańskich łupków. Właśnie ceny ropy mogą z powodzeniem służyć za wyrocznię tego, co w kolejnych latach będzie się działo w gospodarce wschodniego sąsiada Polski. Wszystko dlatego, że paliwa kopalne odpowiadają za 75 proc. całego eksportu kraju, a tymczasem gospodarka jest uzależniona od importu podstawowych dóbr (z zagranicy pochodzi aż 45 proc. dóbr konsumowanych przez Rosjan).

Obecnie ceny ropy utrzymują się 28 proc. poniżej historycznego rekordu sprzed 5,5 roku (za baryłkę płacono wtedy ponad 147 USD), a prognozy mówią o spadku cen o kolejne 15 proc. w ciągu następnych 6 lat. Jak jednak ostrzega „The Economist”, o ile jeszcze w 2005 r. rząd był w stanie zbilansować budżet przy cenach ropy sięgających 20 USD za baryłkę, o tyle teraz wydatki rozrosły się do takich rozmiarów, że do utrzymania równowagi w finansach publicznych potrzeba cen ropy powyżej 103 USD.

Rosyjskie władze mogą obudzić się z ręką w nocniku, bo okresu dobrej koniunktury nie wykorzystały na reformy, ale na umocnienie własnej pozycji. Funkcjonowanie kraju utrudnia fatalny stan instytucji, a przedsiębiorstwa nie inwestują ze względu na wszechogarniającą niepewność, której przykładem są nieuregulowane kwestie własnościowe. Za około połowę gospodarki rosyjskiej odpowiadają firmy kontrolowane przez państwo, a zamiast wolnej konkurencji decydują powiązania na szczytach władzy.

Dotychczas kluczowym atutem Rosji była tania siła robocza, jednak i to się zmienia. Będące odpowiedzią na kryzys zwiększenie wydatków publicznych wywołało wzrost płac, bez wzrostu produktywności, która jest dwukrotnie niższa niż w Unii Europejskiej. Tymczasem dostęp do siły roboczej coraz bardziej ogranicza zapaść demograficzna oraz ucieczka wykwalifikowanych i przedsiębiorczych Rosjan z kraju.

„Bliższe przyjrzenie się Rosji pokazuje, że kraj jest niemal tak podatny jak w czasie olimpiady z 1980 r., kiedy Związek Radziecki osiągnął szczyt swojej stabilności ekonomicznej. Kiedy w Moskwie były rozgrywane igrzyska, to Zachód przechodził przez kryzys, jednak w ciągu kilku lat ceny ropy spadły i reżim w Moskwie zaczął się chwiać – przypomina The Economist.

Cena euro w rublach od wprowadzenia unijnej waluty: