Polska coraz szybciej traci główny atut przyciągający inwestorów zagranicznych — niskie koszty pracy. Jak podał Eurostat, przez rok praca podrożała aż o 13,9 proc. To najwyższy wzrost od początku 2000 r., kiedy unijni statystycy pierwszy raz opublikowali dane na nasz temat. Na pierwszy rzut oka na tle krajów Europy Środkowo-Wschodniej wypadamy nieźle. Koszty pracy rosną szybciej (i to często kilkakrotnie) w pięciu krajach — Bułgarii, Rumunii, Estonii, na Litwie i Łotwie. Jednak powodów do zadowolenia nie mamy. W najbardziej porównywalnych krajach — Czechach, na Węgrzech i Słowacji — koszty pracy rosną wolniej niż w Polsce.
— Najszybciej słabnie konkurencyjność wobec Słowacji. Sytuacja w dwóch pozostałych krajach też jest nieco lepsza niż w Polsce — wyjaśnia Karolina Sędzimir-Domanowska, ekonomistka PKO BP.
Rosnące koszty pracy w innych krajach działają na naszą korzyść tylko nieznacznie.
— Kraje bałtyckie są tak niewielkie, a ich gospodarki rozchwiane, że nie są dla nas groźną konkurencją. Natomiast koszty pracy w Bułgarii i Rumunii — mimo że rosną szybko — są nadal bardzo niskie — mówi Maja Goettig, ekonomistka Banku BPH.
Nominalna pensja brutto w obu krajach jest około dwukrotnie niższa niż w Polsce.
— Różnica w kosztach jest tak duża, że nawet gdyby utrzymywała się tam wysoka dynamika, rynek pracy obu nowych członków UE jeszcze długo będzie dla inwestorów bardziej atrakcyjny niż nasz — twierdzi Karolina Sędzimir-Domanowska.
Na szczęście koszty pracy to niejedyne kryterium wyboru lokalizacji inwestycji.
— Na tle regionu pozytywnie wyróżniamy się stabilną sytuacją makroekonomiczną
— mówi Maja Goettig.