Jak wynika z komunikatu LPP, dochodzenie jest nadzorowane przez Prokuraturę Okręgową w Warszawie.
Przestępstwo manipulacji miałoby polegać na rozpowszechnienie za pośrednictwem internetu informacji, które dawały lub mogły dawać fałszywe lub wprowadzające w błąd sygnały co do rzeczywistego popytu, podaży lub ceny instrumentu finansowego.
W marcu Hindenburg Research opublikował obszerny raport, w którym zarzucił LPP pozorne wycofanie się z Rosji. Powołując się m.in. na dokumenty oraz relację anonimowego byłego dyrektora LPP, stwierdził, że LPP ciągle nadzoruje i kontroluje sprzedaż w tym kraju, choć robi to nieoficjalnie. Korzysta przy tym rzekomo z fasadowych spółek oraz z Kazachstanu jako kraju pozwalającego omijać sankcje eksportowe.
W reakcji na te rewelacje kurs spółki na jednej sesji spadł o ponad 35 proc.
- Wbrew temu, co mówi ten raport [raport Hindenburg Research — red.], LPP nie prowadzi działalności operacyjnej w Rosji. Nie sprzedaje, nie zarządza, nie jest właścicielem bezpośrednim ani pośrednim żadnej ze spółek wymienionych w raporcie. Również fundacja, jaką założyłem, ani żaden z jej beneficjentów pośrednio ani bezpośrednio nie ma żadnych powiązań z transakcją sprzedaży spółki rosyjskiej. Fundacja nie zaciągała żadnych zobowiązań z tym związanych — zapewniał Marek Piechocki, prezes LPP.
Notowania LPP odrobiły już tamte straty.