Po wyjątkowo słabym wrześniu, indeks S&P500 odrodził się w zeszłym tygodniu dzięki lepszym od oczekiwania analityków wynikom kwartalnym producentów samochodów, spółek przemysłowych i detalicznych. “Uklepanie“ dołka przez inwestorów zaskoczyło strategów z Wall Street, którzy prognozowali kontynuację wyprzedaży i pogłębienie korekty.
Ale co się odwlecze, to nie uciecze - uważa Mike Wilson, dyrektor inwestycyjny w banku Morgan Stanley, który przesunął termin oczekiwanej przez niego 10-procentowej korekty S&P500 na najwcześniej początek przyszłego roku. Jeszcze w sierpniu ekspert przewidywał, że korekta nastąpi jesienią 2021 r. i wyniesie nawet 20 proc. Powodem miało być zakończenia cyklu zwiększonej konsumpcji, wywołanej pandemią.
- To nie był dla nas dobry rok, jeśli chodzi o przewidywania ruchu S&P500, nie ukrywamy tego. Natomiast nasza teza może się jeszcze obronić, gdyż w okresie między cyklami inwestorzy ukierunkowują się na najwyższej jakości akcje. Faktem jest, że indeks S&P500 jest najwyższej jakości indeksem na świecie. Uważamy więc, że korekta została tylko trochę opóźniona - mówi Mike Wilson.
Symptomy się zgadzały
Fed po ostatnim spotkaniu publicznie przyznał, że między listopadem a grudniem bieżącego roku rozpocznie stopniowe ograniczanie wsparcia popandemicznego dla gospodarki. W międzyczasie do opinii publicznej podano dane dotyczące inflacji, która uporczywie utrzymuje się powyżej prognoz. Obie informacje wpłynęły na spadek cen amerykańskich obligacji (a tym samym wzrost rentowności), a także - co było zaskakujące - na wzrost cen akcji.
Zgodnie z trendem, rozpoczętym po wybuchu pandemii koronawirusa, wyniki finansowe spółek za III kwartał 2021 r. okazały się być antidotum na pesymizm inwestorów, związany ze skutkami zmian w polityce fiskalnej, wysoką inflacją i zawirowaniami na chińskim rynku. Nic dziwnego, bo aż 83 proc. ze spółek z S&P500, które już pochwaliły się wynikami, przebiło prognozy analityków. To poziom niespotykany przed 2020 r.
Zgodne “kupuj”
Analitycy, do niedawna ostrożnie podchodzący do jakichkolwiek długoterminowych prognoz i obawiający się zmiany koniunktury na mniej przychylną rynkowi akcji, teraz przyznają, że giełdowa pogoda będzie lepsza niż oczekiwali.
Stratedzy z bank Goldman Sachs kilka dni temu w nocie skierowanej do klientów podkreślili, że mimo niepewności w krótkim terminie, w najbliższych miesiącach oczekują dużych zwyżek na rynku akcji, bo ich zdaniem inwestorzy “kupią” narrację Fedy o przejściowym charakterze inflacji.
Podobnego zdania są analitycy z JP Morgana, którzy uważają, że obawa o stagflację w gospodrce zdaje się odchodzić w niepamięć. Ich zdaniem 5 proc. spadku na indeksie S&P500 we wrześniu jest niczym innym jak dobrą okazją na kupno walorów, ponieważ pierwszy miesiąc po wakacjach historycznie obfitował w tego typu spadki.
“Po 330 dniach mocnych zwyżek byliśmy świadkami pierwszego spadku o więcej niż 5 proc. na głównym indeksie. Nie uważamy, żeby był on długotrwały i radzimy kupować “dołek” póki jest jeszcze okazja“ - uważają specjaliści z JP Morgana.
Nie obędzie się bez turbulencji
Zanim dojdzie do przewidywanych przez analityków stabilnych zwyżek, inwestorzy mogą się spodziewać wahań cen akcji najwyżej wycenianych spółek. Wszystko przez wygaśnięcie opcji miesięcznych na S&P500, które nastąpiło w ostatni piątek. Handlującymi opcjami, w obliczu terminu ich wygaśnięcia zwykle wykonują większą liczbę transakcji na walorach, aby zachować neutralną pozycję. Charlie McElligott, strateg z Nomura Securities twierdzi, iż to zjawisko na kilka dni obniży stabilność głównego amerykańskiego indeksu.
Podobnego zdania są Vishal Vivek i John Marshall z bank Goldman Sachs, którzy zauważają, że piątkowe wygaśnięcie opcji było trzecim najwyższym pod względem wartości (703 mld USD). Ich badania wskazują, że wahania na kursie S&P500 w dniu upływu ważności opcji w tym roku były podobne do tych sprzed pandemii, natomiast dzień później były one dwa razy bardziej dotkliwe niż w latach 2012-2019.

Przyszły rok zagadką
Mniej klarowne od przewidywań krótkoterminowych są te średnioterminowe, dotyczące koniunktury giełdowej w 2022 r. Prognozę znaczącej korekty, sformułowaną przez Mike’a Wilsona z bank Morgan Stanley podzielają stratedzy z Deutsche Banku, którzy uważają, że amerykańska gospodarka nie uniknie niskiego wzrostu połączonego z wysoką inflacją, a tym samym niekorzystnych konsekwencji stagflacji. Eksperci z Bank of America twierdzą natomiast, że wyceny niektórych spółek są ekstremalnie wysokie.
Kategorycznie nie zgadzają się z taki poglądem z analitycy z Goldman Sachsa. Ich zdaniem wysoka wycena spółek nie będzie przeszkodą do kontynuacji hossy w przyszłym roku, ponieważ - tak jak do tej pory - inwestorzy nie będą mieli równie dobrej jak akcje alternatywy inwestycyjnej. Rekordowo wysoki procent alokacji środków gospodarstw domowych, zagranicznych inwestorów oraz funduszy w akcjach ma być jeszcze wyższy w przyszłym roku.
Oczekiwane zacieśnienie polityki pieniężnej przez Fed przed końcem 2021 r. ma podnieść rentowność amerykańskich 10-letnich obligacji skarbowych do 1,8 proc. Wynikiem tego mają być wyższe spready zarówno na obligacjach o wysokim ratingu, jak i tych śmieciowych. Goldman Sachs twierdzi, że to uczyni je mało atrakcyjnymi dla inwestorów i tylko zwiększy zainteresowanie akcjami.
Bezwarunkowo bycze nastawienie do wybranych walorów, znane dotychczas tylko wśród inwestorów z rynku kryptowalut, zaczęło powoli się przenosić również na inwestorów indywidualnych z rynku akcji. Optymizmem zarazili się również analitycy.
Według danych zebranych przez agencję Bloomberg, analitycy oczekują, że co najmniej jedna piąta spółek wchodzących w skład indeksu S&P500 osiągnie w przyszłym roku 20-procentowy wzrost ceny akcji. Tego typu optymizmu nie zanotowano od 2018 r.
Wśród faworytów eksperci najczęściej wskazywali firmy z sektora handlu detalicznego, jak Gap i UnderArmour, które w ostatnim czasie zmagały się z zaburzonym łańcuchem dostaw. Często wskazywano również spółki Biogen i Bristol Myers Squibb, producentów leków, którzy łapali opóźnienia w produkcji eksperymentalnych medykamentów.