Jest przełom, ale niepewność pozostaje. Stany Zjednoczone i Chiny osiągnęły porozumienie w sprawie tymczasowego obniżenia wzajemnych ceł, dając sobie trzy miesiące na rozwiązanie spornych kwestii handlowych. W poniedziałkowym komunikacie poinformowano, że amerykańskie cła w wysokości 145 proc. na większość chińskiego importu zostaną tymczasowo obniżone do 30 proc., natomiast chińskie cła na towary z USA spadną ze 125 do 10 proc. Nowe stawki mają wejść w życie 14 maja.
Giełdy dobrze przyjęły tę wiadomość – chiński Hang Seng China Enterprises Index urósł o 3,6 proc., a szanghajski CSI 300 o 1,2 proc. Paneuropejski Euro Stoxx 50 zyskał 1,3 proc., a amerykański S&P 500 po godzinie sesji zwyżkował o 2,3 proc. Jeszcze mocniej rósł technologiczny Nasdaq (o 3,2 proc.). Indeksy Wall Street odnotowały już straty poniesione na początku kwietnia po wywołaniu burzy celnej przez Donalda Trumpa. Indeksy GPW przełknęły tę pigułkę już wcześniej, dlatego reakcja była stonowana - WIG zyskał 0,2 proc.
Docelowo będzie więcej
Zdaniem ekspertów inwestorzy powinni się jeszcze wstrzymać ze świętowaniem – szczegóły nowych porozumień handlowych nie są znane, co podtrzymuje na rynkach wysoki poziom niepewności, a niedawnym porozumieniem USA z Wielką Brytanią – traktowanym jako pierwszy sygnał deeskalacji wojny handlowej – nie warto się sugerować, uważają analitycy Banku Pekao (umowa zakłada obniżenie stawek na import m.in. samochodów czy stali).
„Porozumienie handlowe Wielkiej Brytanii z USA ma jak dotąd bardzo skromny zakres. Podtrzymujemy opinię, że Stany Zjednoczone nie mają ambicji obniżenia ceł na import z innymi krajami do bardzo niskiego poziomu. Administracja Donalda Trumpa konsekwentnie wysyła sygnał, że chce wysokich ceł, aby obniżyć zależność USA od importu i rozbudować krajowe moce wytwórcze. Sądzimy, że docelowy ich poziom jest wyższy niż rynki finansowe zakładają (indeks S&P 500 jest obecnie na wyższym poziomie niż sprzed „dnia wyzwolenia”) i wyniesie efektywnie około 20 proc., w tym ok. 40-50 proc. w handlu z Chinami” – napisli eksperci.
Wtóruje im Michał Skowroński, zarządzający funduszami w Noble Funds TFI, który uważa, że poziom niepewności na rynkach jest nadal wysoki.
- Nie mam wątpliwości, że administracja Donalda Trumpa ma jakiś plan. Widzimy, że salwa celna z tzw. dnia wyzwolenia była początkiem negocjacji. Nie oznacza to jednak, że kurz opadł i niepewność na rynkach zniknęła. Rozpoczęcie rozmów z Chinami i porozumienie z Wielką Brytania to jednak krok w dobrą stronę – zobaczymy, czy negocjacje z resztą państw pójdą równie dobrze – mówi Michał Skowroński.
Quo vadis, Ameryko?
Dzień wyzwolenia był początkowo bolesny dla światowych indeksów, szczególnie amerykańskich – w okresie 2-8 kwietnia S&P 500 spadł prawie o 12 proc., osiągając najniższy poziom od lutego 2024 r.
- Akcje amerykańskie się obroniły, nie zmienia to faktu, że tamtejszy rząd nadal boryka się z dużym deficytem budżetowym i musi bacznie obserwować poziom rentowności amerykańskich 10-latek, który jest kluczowy dla oceny atrakcyjności amerykańskich walorów. Myślę, że dolar częściowo nadrobi straty, ale w długim terminie pozostanie słaby i pod presją, bowiem utrzymuje się podwyższone ryzyko recesji w USA – uważa Michał Skowroński.
Innego zdania jest Piotr Miliński, zarządzający funduszami w Quercus TFI, który twierdzi, że ryzyko recesji się zmniejsza wraz z ociepleniem relacji gospodarczych.
- Deeskalacja wojny handlowej zmniejsza prawdopodobieństwo recesji w Stanach Zjednoczonych, co przekłada się na mniejszą liczbę potencjalnych obniżek stóp przez Fed. Owszem, wysokie cła mogłyby wywołać przejściowy skok cen i napędzić inflację, jednak Fed raczej nie zareagowałby na nie jastrzębią polityką monetarną. Dlatego efekt wyższego oczekiwanego wzrostu gospodarczego przeważa nad potencjanym spadkiem inflacji – rynek spodziewa się już tylko dwóch obniżek stóp w Stanach Zjednoczonych do końca bieżącego roku – mówi Piotr Miliński.
Akcjom spółek z Wall Street nie pomaga jednak wysoka wycena, uważa Rafał Grzeszyk, zarządzający funduszami w Uniqa TFI.
- Historycznie wyceny wskaźnikowe są nadal wysokie. Moim zdaniem odpływ kapitału z USA do UE i Polski raczej się nie zakończy – uważa Rafał Grzeszyk.
Prognozowany wskaźnik cena/zysk dla indeksu S&P 500 wynosi 21,37. Dla porównania, wskaźnik dla paneuropejskiego Stoxx 600 wynosi 14,87, a polskiego WIG 10,53, wynika z danych Bloomberga.
Polski rajd
Niska wycena sprzyja prognozom kontynuacji dobrej passy na polskiej giełdzie, twierdzi Michał Skowroński. Na wieść o odwilży w relacjach chińsko-amerykańskich korzystały akcje takich spółek jak KGHM, bo Chiny to największy konsument miedzi na świecie. W poniedziałek notowania koncernu rosły o około 3 proc.
- Uważam, że wyceny nadal nie są wygórowane. Jeżeli scenariusz makro dla Polski będzie tak dobry jak w prognozach ekonomistów, a inwestycje przyspieszą w drugiej połowie roku, to jest potencjał do dalszego wzrostu. Jestem optymistą – mówi Michał Skowroński.
Mocno drożały również walory Coal Energy i Milkilandu, spółek postrzeganych przez inwestorów jako eksponowane na sytuację w Ukrainie. Prezydent Wołodymir Zełenski zadeklarował, że jest otwarty na rozpoczęcie rozmów z Rosją, które mogą się rozpocząć już w czwartek, 15 maja, w Stambule.
Pokój między Rosja a Ukrainą zdjąłby z Polski brzemię kraju przyfrontowego, a czynnikiem, który pośrednio temu sprzyja, jest… cena ropy, mówi Rafał Grzeszyk.
- Na Rosji ciąży coraz większa presja polityczna ze strony USA oraz innych państw, a tania ropa również wywiera silną presję na szybsze zakończenie konfliktu przez Rosję. Raczej jesteśmy bliżej zakończenia lub zamrożenia konfliktu, niż byliśmy kilka tygodni temu, a do tego nasze wyceny dalej nie są wysokie. Widzę zatem potencjał do dalszego wzrostu – uważa Rafał Grzeszyk.
W poniedziałek, 5 maja, cena baryłki ropy – wskutek m.in. decyzji celnych Stanów Zjednoczonych – spadła poniżej 60 USD. Było to najmniej od lutego 2021 r. Od tego czasu wzrosła o niemal 10 proc. do ponad 66 USD. Taniejąca ropa ma bezpośredni wpływ na budżet Rosji, ponieważ gospodarka tego kraju jest w dużym stopniu uzależniona od dochodów z eksportu surowców energetycznych m.in. ropy naftowej. Z danych tamtejszego ministerstwa finansów wynika, że przychody z surowca w kwietniu 2025 r. wyniosły 1,09 bln rubli (13,5 mld USD), co oznacza spadek o 11 proc. r/r, podaje agencja Reuters.