Jednocześnie w biznesie panuje dość optymistyczne przekonanie, że ten proces zakończy się w najbliższych kilku miesiącach. Takie wnioski można wyciągnąć z wyników miesięcznych badań PMI w Polsce i na świecie.
W latach 2021-22 doszło do ogromnej akumulacji zapasów w firmach produkcyjnych i handlowych. Wynikała ona z dwóch przyczyn: zaburzeń w dostawach i szybkiego wzrostu cen. Dla polskiej gospodarki miało to szczególnie duże znaczenie, bo wytwarza dużo półproduktów – części, akcesoriów, materiałów służących dalszemu przetwarzaniu, opakowań (patrz wykres). Doświadczaliśmy więc potężnego wzrostu PKB. Teraz ten proces się odwraca, a wszystko trwa dłużej od oczekiwań. Zapasy są redukowane, bo popyt na produkty finalne jest niski, ceny spadają, a zaburzenia w dostawach ustąpiły. To sprawia, że produkcja półproduktów się załamała.

Widać to w skali całego świata. Indeks PMI dla przetwórstwa na świecie utrzymuje się poniżej granicy 50 pkt oddzielającej ekspansję od recesji. W kwietniu wyniósł 49,6 pkt, tyle samo co w marcu. Prowadząca badanie firma Markit napisała: „Globalnie nowe zamówienia produkcyjne nadal spadają. Pogorszenie popytu na towary związane jest z rosnącymi kosztami życia, postpandemicznym przestawieniem się konsumentów na usługi oraz preferencją do zmniejszania zapasów u klientów”.
Ten ostatni element jest szczególnie ciekawy. Sugeruje bowiem, że firmy mogą rezygnować z polityki utrzymywania wysokich stanów magazynowych. W czasie pandemii mówiło się dużo o tym, że łańcuchy dostaw przestawią się z systemu just-in-time, w którym stany magazynowe są niskie, a system produkcji jest oparty na punktualnych dostawach komponentów z fabryk w różnych miejscach świata, na system just-in-case, w którym stany magazynowe są wysokie, a firmy starają się zabezpieczać przed zaburzeniami u dostawców. Możliwe, że to przestawienie było krótkotrwałe, tak jak wiele rzekomych rewolucji wywołanych przez pandemię, które wygasły, zanim zdołały się zakorzenić. To jest oczywiście tylko hipoteza, na razie dane na jej potwierdzenie są ograniczone.
Jeżeli rzeczywiście firmy produkujące towary końcowe (np. sprzęt AGD, meble itp.) chcą utrzymywać mniej zapasów, to cały cykl redukcji zapasów może być dłuższy i głębszy. Poziom zapasów będzie musiał zmaleć nie tylko ze względu na spadek produkcji towarów końcowych, ale też ze względu na redukcję relacji zapasów do produkcji. Nakładać się będzie efekt cykliczny i efekt strukturalny.
Takie zjawisko może ciągnąć w dół polski przemysł i gospodarkę przez wiele miesięcy.
Na wysokie stany magazynowe klientów wskazuje też polskie badanie PMI. Mowa jest w nim o wysokich zapasach firm handlowych i produkujących dobra końcowe.
Ta przedłużająca się słabość popytu sprawiła, że polski PMI dla przetwórstwa zatrzymał trend wzrostowy i spadł do poziomu 46,6 pkt w kwietniu wobec 48,4 pkt w marcu. Wygląda na to, że polscy producenci zostali zaskoczeni przedłużającym się marazmem zakupowym klientów.
Na tym tle najbardziej zaskakującym elementem jest optymizm wyrażany w badaniach PMI dotyczący przyszłych zamówień. Zarówno w badaniach światowych, jak też na naszym podwórku oczekiwania dotyczące przyszłej produkcji są pozytywne – powyżej 50 pkt. Interpretować to można w ten sposób, że przedsiębiorstwa rozumieją naturę obecnego cyklu i wyjątkowo mocne wahania zapasów i uważają, że cały cykl w końcu się odwróci. Mogą mieć rację. Spadek cen energii poprawia stopniowo siłę nabywczą konsumentów, co powinno przełożyć się na poprawę zakupów dóbr trwałych, a w końcu także na stabilizację popytu na półprodukty.