Rynkiem kapitałowym ciągle targają afery
Rynek terminowy jest bardzo szybkim rynkiem — szybko weryfikuje umiejętności inwestora. Również szybko ujawnia tych oszustów. W ostatnich miesiącach wypłynęło na światło dzienne zaskakująco dużo spraw związanych z nieprawidłowościami na naszym rynku kapitałowym: podwójna księgowość w BDM, nielegalne transakcje przez jednego z pracowników w oddziale Banku Handlowego, sprzedaż bez pokrycia 1500 kontraktów po 1 zł (zamiast odwrotnie) w biurze maklerskim PBK, no i oczywiście najświeższa sprawa — choć wciąż dokładnie nie wiadomo, o co chodzi — Sur5.net.
Można by się zastanawiać, czy jakiś demon opętał ludzi pracujących w instytucjach rynku kapitałowego? A może po prostu rynek terminowy, na którym skupia uwagę znaczna część inwestorów i który wyjątkowo szybko pokazuje błędy inwestorów, nie pozwala na ukryte manipulacje, tak jak rynek akcji. W końcu Nick Leeson nie zdołał ukryć swoich oszustw, podobnie jak trader Hamanaka z Sumitomo Corp. próbujący manipulować futures na miedź.
Wydaje się, że po dziesięciu latach istnienia naszego rynku, coraz trudniej jest przekonać jego aktywnych uczestników, że wszystko jest w porządku. Co prawda dawno już nie było sygnałów o spółdzielniach, ale tylko dlatego, że na spółkach, które były potencjalnym celem „spółdzielców”, całkowicie zamarł obrót. Wymienione przypadki, do których należy jeszcze dodać upublicznienie na jednej z list dyskusyjnych pliku z danymi klientów oddziału biura PBK oraz manipulacje kursami akcji w dziale zarządzania aktywami BRE Brokers (to sprawa sprzed kilku lat), pokazują, że koncesjonowany rynek w żaden sposób nie zapobiega nieprawidłowościom. Z każdym nowym przypadkiem nieprawidłowości w instytucjach zdaje się tracić na znaczeniu argument przeciwników wykonywania przez doradców wolnego zawodu, sugerujący pojawienie się oszustw i nadużyć.