Premier przejmuje sprawę ubezpieczeń rolników
Rząd przyjął projekt zmian w KRUS, na którym eksperci nie zostawiają suchej nitki. Dlatego prace zaczną się od nowa.
Jak robić, to porządnie — rząd PO i PSL tej maksymy nie wyznaje. Wczoraj przyjął projekt ustawy zmian w Kasie Rolniczego Ubezpieczenia Społecznego (KRUS), ale ze świadomością, że nie jest to reforma, którą koalicja obiecała.
— W połowie października rząd powoła zespół pod przewodnictwem premiera, który zajmie się długoterminową zmianą systemu ubezpieczeń rolniczych. Chodzi o spójne rozwiązanie, tzn. wysokość składek, ale i kwestie możliwości dodatkowych zarobków rolników — mówi Waldemar Pawlak, minister gospodarki.
To żadna reforma
Projekt przygotowany przez ministerstwo rolnictwa zakłada zróżnicowanie składki w zależności od wielkości gospodarstwa. Większość rolników mających do 50 ha zapłaci tyle, co dziś, czyli: 63,63 zł miesięcznie. Ci, co mają 50- -100 ha, zapłacą 76,4 zł, 100- -150 ha — 152,7 zł, 150-300 ha — 229,1 zł, a ci, co mają powyżej 300 ha — 305,4 zł.
— To żadna reforma. Zakłada się, że gospodarstwa do 50 ha są nierentowne. Wysokość składek jest ustalana bez żadnej zasady systemowej. Politycy chcą decydować o wysokości składek i emerytur, a tak być nie powinno — twierdzi Jeremi Mordasewicz, ekspert PKPP Lewiatan.
Inne zdanie mają zainteresowani.
— To wszystko, co minister Sawicki mógł zrobić w obliczu nagonki medialno-politycznej na polską wieś. Wszyscy w reformie KRUS dopatrują się wielkich oszczędności, a reforma ministra obala ten mit — mówi Władysław Serafin, szef Krajowego Związku Rolników, Kółek i Organizacji Rolniczych.
Rolnik to przedsiębiorca
Eksperci chwalą, że pieczę nad nową wersją reformy będzie miał premier, a nie minister rolnictwa.
— Docelowo powinien być jeden system ubezpieczeń dla wszystkich. Nie ma powodu, by rolników traktować inaczej niż prowadzących działalność gospodarczą. Trzeba wyliczać dochód z gospodarstwa i na tej podstawie wysokość składki, a państwo dopłacałoby tym, którzy nie osiągają 60 proc. przeciętnego wynagrodzenia — mówi Jeremi Mordasewicz.
Nie wszyscy się z tym zgadzają.
— Warsztat rzemieślniczy można dziś otworzyć, a jutro zamknąć. Z gospodarstwem rolnym tak się nie da. Zgodzimy się na traktowanie nas jak podmiotów rynkowych, ale tylko jeśli będziemy mogli swobodnie kształtować ceny produktów. Ale to będzie oznaczało spore podwyżki cen żywności — tłumaczy Władysław Serafin.
— Praca w rolnictwie ma zupełnie inną specyfikę. Występują różne rodzaje ryzyka, których nie ma zwykły przedsiębiorca, np. związane z pogodą. One muszą być uwzględnione i dlatego dotacja państwa do systemu jest racjonalna — mówi Wojciech Nagel z rady nadzorczej ZUS.
Ekspert proponuje inne rozwiązanie.
— Powinno się wprowadzić ścieżkę dojścia w 5,10 czy 15 lat do współpłacenia rolników za składki. Szacowano by dochód gospodarstwa i na tej podstawie wyliczano składkę, którą rolnicy i budżet płaciliby po połowie — mówi ekspert.
Wojciech Nagel dodaje, że dzięki temu budżet zaoszczędziłby połowę obecnej dotacji, czyli 7-8 mld zł rocznie.
Pomysły ekspertów na reformę KRUS
Jeremi Mordasewicz
ekspert PKPP Lewiatan
1Włączenie rolników do systemu powszechnego i traktowanie ich jak małych przedsiębiorców. Płaciliby składkę od 60 proc. przeciętnego wynagrodzenia.
2Wyliczanie dochodu na podstawie wielkości i typu gospodarstwa. Gdyby był mniejszy od 60 proc. średniej, państwo dopłacałoby do składki. Jeśli większy, całość płaciłby rolnik.
3Rolnicy mieliby prawo prowadzić księgowość. Wówczas liczony byłby realny dochód, a nie ryczałt.
4Przeniesienie zwierzchnictwa nad ubezpieczeniami rolniczymi z ministerstwa rolnictwa do ministerstwa pracy. Likwidacja KRUS i przejęcie jego obowiązków przez ZUS.
Wojciech Nagel
członek rady nadzorczej ZUS
Na podstawie wielkości i typu oraz liczby zatrudnionych szacowano by dochód z gospodarstwa i na tej podstawie wyliczano. Rolnik i budżet płaciliby po połowie.
Grzegorz Nawacki