Gdyby rozwinąć wszystkie worki na śmieci, które w ciągu roku wyprodukowała Stella Pack, sięgałyby z Ziemi do Księżyca, bo mają ponad 380 tys. km. A przedsiębiorstwo z Lubartowa (woj. lubelskie) jeszcze nie powiedziało ostatniego słowa. — Jesteśmy największym producentem w Europie Środkowo-Wschodniej. Żeby dołączyć do najmocniejszych graczy na kontynencie, musielibyśmy produkować 4-5 razy więcej. I do tego dążymy — deklaruje Marek Jaszczak, prezes Stelli Pack.
Apetyt na większego
W ciągu najbliższych 2-3 lat spółka chce uruchomić nowy magazyn i zakład produkcji oraz pakowania w strefie ekonomicznej w Lubartowie. Inwestycja pochłonie 20 mln zł, a zatrudnienie znajdzie tu do 110 osób.
— Rośniemy organicznie. W Polsce mamy cztery zakłady i wykorzystujemy około 80 proc. naszych mocy produkcyjnych. Przejęcie mniejszego gracza nie jest dla nas atrakcyjne, bo łatwiej nam po prostu zwiększyć moce. Kuszące byłoby kupienie kogoś większego, co nie jest nierealne, ale z takimi planami poczekamy, aż sami jeszcze urośniemy — mówi prezes Stelli Pack. Spółka podaje, że ubiegły rok zamknęła przychodami wysokości 180 mln zł (o 30 proc., większymi niż rok wcześniej). 160 mln zł pochodziło z polskiego rynku.
— Średnia rentowność netto branży to 2-3 proc. Nasza jest wyższa, zależy od wielkości inwestycji. W 2012 r. sięgnęła 3-4 proc. Przewagi kosztowe uzyskujemy dzięki prowadzeniu całego procesu produkcji w jednym miejscu. Koszty pracy i ziemi w regionie, w którym działamy, są konkurencyjne. Ponadto do produkcji wykorzystujemy folie z odpadów — wyjaśnia Marek Jaszczak.
Właśnie technologia umożliwiająca wykorzystanie surowców wtórnych sprawiła, że polski producent zainteresował się Kanadą. Już tam eksportuje.
— To niezwykle ciekawy rynek, na którym zagospodarowanych jest aż 80 proc. odpadów. Prowadziliśmy wstępne rozmowy o uruchomieniu tam produkcji, ale do finału droga jest jeszcze daleka — zastrzega prezes Stelli Pack.
Grecki konkurent
Stella ma już dwie spółki zależne za granicą — na Ukrainie i w Rumunii. Eksportuje ponadto do Niemiec, Azerbejdżanu, Białorusi, Bułgarii i Grecji. Wciąż ma też wiele do zrobienia na rodzimym gruncie. — Polski rynek rośnie o kilka procent rocznie. Dynamika nie jest duża, ale kierunek zmian — pewny. Ludzie zużywają coraz więcej worków na śmieci i nie przestaną tego robić. W ubiegłym roku urośliśmy w kraju o 15 proc., odbierając kawałek rynku konkurencji. Wszechobecny trend to coraz tańsze produkty. Oprócz marek własnych sieci, które stanowią 60 proc. naszej produkcji, mamy dwie swoje — ekonomiczną i premium — mówi prezes.
Rynek krajowy to, wedle szacunków Stelli, 1,2 mld zł rocznie (wliczając worki na śmieci, rękawice, torebki, woreczki, folie i papiery kuchenne, czyli kategorie, w których działa producent). Swoje udziały firma szacuje na 15-18 proc.
— Zagłębiem worków na śmieci są oczywiście Chiny. Tamtejsi producenci nie są jednak w stanie konkurować jakością. Dlatego naszymi największymi rywalami nie są firmy azjatyckie, lecz grecka spółka giełdowa [chodzi o funkcjonującą pod marką Jan Niezbędny firmę Sarantis Polska — red.] — tłumaczy prezes Stelli Pack.
OKIEM EKSPERTA
Worki z przyszłością
WACŁAW WASIAK
dyrektor Polskiej Izby Opakowań
Polski rynek opakowań, do którego zaliczają się też worki na śmieci, był wart w ubiegłym roku 6,8-7 mld EUR. Jest to rynek stabilnie, choć powoli rosnący. W czasach kryzysu najmocniejsze jego segmenty to przemysł spożywczy, farmaceutyczny i kosmetyczny, bo po ich produkty konsumenci sięgają bez względu na zasobność portfela. Podobnie odporne na koniunkturę jest generowanie odpadów, których powstaje coraz więcej. Przyszłością segmentu worków na śmieci są worki kompostowalne, czyli ulegające rozkładowi. Popyt na nie jest jednak funkcją świadomości konsumentów i zasobności ich portfeli, więc nie spodziewam się, by w niedalekiej przyszłości stały się istotną częścią polskiego rynku. Rodzimi producenci opakowań eksportują niewiele, bo średnio 10-20 proc. produkcji. Najbardziej perspektywiczny kierunek to Azja — to rynek wciąż niezagospodarowany przez dużych zachodnich graczy, a my mamy niegorszą technologię i trochę niższe ceny.