Kilka dni po giełdowej katastrofie, która rozpoczęła się w Wiedniu, tygodnik „Nadwiślanin” pisał: „Tysiące ludzi, którzy się przed niedawnym czasem mienili bogatymi, od razu zubożało, bo papiery stanowiące dawniej bogactwo w ich ręku w jednej chwili straciły swą wartość, której też nigdy odzyskać nie zdołają”. Aż dziw bierze, że inwestorzy nie wspominali przeszłości, widząc objawy podobne do siebie zawsze, gdy nadciąga załamanie. Przez pierwszą połowę XIX w. jak szalone rozwijały się fortuny tych, którzy potrafili zainwestować odpowiednią kwotę w odpowiednim czasie i miejscu.

Rynek nowej Europy, zniszczonej wojnami i rewolucją, łaknął dóbr, sprzyjał konsumpcji, rozwijał handel. Na porządku dziennym były inwestycje, w których zwrot z kapitału sięgał 20 proc. Taki zarobek rozpalał nie tylko „enterprajzerów” — jak mówiono na inwestujących w ówczesne start-upy, ale również bankierów, a nauczka przyszła w latach 70. XIX w.
Wysokie zyski z inwestycji skłoniły instytucje finansowe do oferowania lokat z hojnym oprocentowaniem. Banki oferowały zwrot nie mniejszy niż 10 proc., i to bez strat inflacyjnych, ponieważ na zachodzie kontynentu obowiązywała Łacińska Unia Monetarna oparta na parytecie kruszcu. Sytuację pogorszył kanclerz Bismarck, który po pokonaniu Francji w 1871 r. nałożył na nią kontrybucję równą dzisiejszym 150 mld EUR i część z tych pieniędzy puścił w rynek, wykupując rządowe papiery dłużne.
W ten sposób kapitalizacja niemieckich banków zwiększyła się dwukrotnie, podobnie jak liczba spółek na berlińskim parkiecie. Korzystając z pomocy domu bankowego Rothschildów, Francuzi oparli wymienialność nie na kruszcu, lecz skomplikowanym mechanizmie instrumentów pochodnych, tworząc pierwszą w nowożytnym świecie konstrukcję tego typu. Załamanie przyszło 9 maja 1873 r., kiedy wiedeński oddział małego budapeszteńskiego banku poinformował o niemożności wypłaty 12,5 proc. od powierzonego kapitału. Informacja obiegła inwestorów, którzy ruszyli na banki z żądaniem wypłat. Tego dnia w Wiedniu upadło 20 instytucji finansowych.
W ciągu kolejnych dni zbankrutowało 55 kolejnych, potem gorączka ruszyła na Berlin, a następnie na pozostałe giełdy europejskie. Widmo bankructwa zajrzało w oczy koncernowi Kruppa. W Ameryce po raz pierwszy w historii miliony robotników trafiło na bruk. Kryzysy i wojny kształtują historię. Sytuację uspokoiły do 1876 r. działania rządów i bankierów, m.in. Rothschildów, którym zależało na swobodnym obrocie gospodarczym. Państwa dotknięte kryzysem zaczęły dyskusję nad wprowadzeniem ubezpieczeń emerytalnych i zdrowotnych. Wtedy też narodziły się pierwsze ruchy emancypacyjne, których działaczki żądały dopuszczenia kobiet do decydowania o swoim losie. Mimo to kryzysy wciąż pustoszą rynki finansowe, choć przecież ich początek zawsze jest taki sam.