Szalone staruszki Wongi atakują

Eugeniusz TwarógEugeniusz Twaróg
opublikowano: 2013-04-04 08:25

Miecio, Włada i Mira czyli Earl, Betty i Joyce to firmowa trójka animowanych kukiełek z reklam Wongi. Jeden z najbardziej agresywnych graczy na Wyspach rusza do gry w Polsce. Żeby tylko rząd go nie ograł.

Wonga, nowy gracz na polskim rynku pożyczkowym nareszcie rozpoczął działalność. W „Pulsie Biznesu” wyśledziliśmy pożyczkodawcę już pod koniec sierpnia ubiegłego roku. Wczoraj w telewizji pojawiły się pierwsze spoty reklamujące szybkie pożyczki udzielane przez internet w serwisie wonga.pl, w których występują trzy animowane kukiełki, jakby żywcem wyjęte z Loży Szyderców z Muppet Show: Miecio, mocno odjechany staruszek i dwie jego równie leciwe koleżanki – Włada i Mira. W angielskiej wersji to Earl, Betty i Joyce. Jest też jeszcze jeden zestaw tego trójkąta: Felicia, Noel i Frans. W polskiej reklamie, o ile się nie mylę, w tle słychać głos Piotra Machalicy.

Miecio

Na youtube filmiki Wongi cieszą się niemałą popularnością, mnie jakoś niespecjalnie śmieszą. Rzecz gustu. Może też za dużo naczytałem się o Wondze, która na Wyspach uchodzi za kontrowersyjnego gracza i jest oskarżana nie tylko o ściąganie lichwiarskiego oprocentowania (ponad 4 tys. w skali roku), ale o pożyczanie ludziom, których nie stać na spłatę pożyczki, po to żeby potem udzielić kolejnej na spłatę poprzedniej itd. Spirala się zakręca. Reklamy może są zabawne, ale niektórym klientom do śmiechu nie jest.

Włada

 

Oficjalny start Wongi zapowiedziany jest na 10 kwietnia. Premiera odbędzie się w Centrum Kopernika w Warszawie. Widać, że firma stara się zaprezentować z jak najlepszej strony. Podobno polska wersja Wongi od początku przykłada dużą wagę do etyki i zasad fair play z klientami i chce prowadzić czysty biznes.
Pytanie, czy w ogóle uda się go odpalić. Wonga zdecydowała się na start w dość trudnym dla firm pożyczkowych okresie. Niedawno zespół roboczy przy Komitecie Stabilności Finansowej, powołany do zbadania sprawy Amber Gold przygotował zestaw zaleceń jak uregulować rynek finansowy, żeby nie wyrosła na nim kolejna piramida. Na 10 rekomendacji trzy dotyczą pożyczkodawców i jeśli zostaną wprowadzone w życie wykończą biznes pożyczkowy. Najbardziej dolegliwa jest propozycja wprowadzenia limitu na łączne koszty pożyczek do 10-krotności stopy lombardowej (w raporcie taka wartość nie pada, ale kiedyś wymienił ją szef KNF). Sięgające Himalajów oprocentowanie może szokować, jednak wycena pożyczki przyznawanej na 2 tygodnie w ujęciu rocznym nie jest do końca rzetelna.

„Wyliczanie RRSO dla pożyczki 1000 zł na 1 miesiąc jest równie zasadne jak liczenie kosztu biletu do kina (18 zł) w skali roku - podpowiadam, że jest to kwota przekraczająca 6500 zł. Być może warto pomyśleć o wprowadzeniu nowego wskaźnika adekwatnego do rynku pożyczek online jak np. RMSO – Rzeczywistej Miesięcznej Stopy Oprocentowania dla pożyczek poniżej 1 roku” – mówi Loukas Notopoulos, szef internetowego pożyczkodawcy Vivus.pl.

 

 

Post ambergoldowe refleksje zespołu roboczego przy KSF nie są jedynym zagrożeniem dla branży pożyczkowej. W sejmowej podkomisji finansów procedowany jest projekt autorstwa PSL dotyczący tego uregulowania rynku. Tu również jest kilka kwiatków, które biznes pożyczkowy, szczególnie w internecie, kładą na łopatki. Np. obowiązek weryfikacji zdolności kredytowej na takiej zasadzie jak bank. Niby wszystko w porządku, bo w ten sposób ustawodawca chce ochronić klientów przed pułapką kredytową, a cały rynek przed potencjalnym ryzykiem systemowym, tylko że szybkie pożyczki konkurują z bankami szybkością i nie ma tu za bardzo miejsca na zaświadczenia o zarobkach itp. Ten model biznesowy opiera się na weryfikacji zdolności klienta w podstawowych bazach danych. Jeśli petenta nie ma na żadnej "czarnej liście", dostaje przelew z pieniędzmi. W wysoką cenę pożyczki wliczone jest ryzyko, że klient jej, z różnych powodów, nie odda. Słowem, lepsi pożyczkodawcy ponoszą koszty nierzetelnych dłużników. Podobnie jest jednak również w bankach.

Kolejny ciekawy zapis dotyczy obowiązku weryfikacji klienta w bazach Biura Informacji Kredytowej. I znowu wszystko ok, tylko że PSL chce, żeby klient dawał pożyczkodawcy pisemną zgodę na przetwarzanie danych osobowych. Jak to zrobić w Internecie?

 

Betty, Earl&Joyce

W kontekście szykowanych zmian ciekawie ustawia się Provident. Ten największy na rynku pożyczkodawca na początku roku wycofał się z Konferencji Przedsiębiorstw Finansowych, branżowej organizacji, którą zakładał i sponsorował. Plotka głosi, że nie jest mu po drodze z innymi firmami pożyczkowymi. Provident to potężny gracz z 800 tys. klientów i zyskami jak bank średniej wielkości. Ktoś mi powiedział kilka miesięcy temu, że na rynku zaczyna się on pozycjonować jako ktoś pomiędzy bankiem, a firmą pożyczkową. Niedługo potem IPF, spółka matka z Londynu zapowiedziała, że wchodzi na warszawską giełdę w ramach dual listingu. Dla mnie genialny ruch marketingowo-piarowy. Jako spółka publiczna podlega teraz nadzorowi KNF zyskując niezłe alibi. Trudno będzie powiedzieć, że Provident działa na nieregulowanym rynku, skoro oko ma na niego sam nadzór finansowy.

Felicia, Noele&Frans

Nie musi też tak bardzo obawiać się rekomendacji zespołu roboczego, gdyż w mniejszym stopniu mogą uderzyć w jego biznes, ponieważ udziela pożyczek na wyższe kwoty i dłuższe okresy, dla których łączne koszty liczone są inaczej niż dla chwilówek.Proponowane zmiany  mogą natomiast wykosić mu konkurentów. Provident miał się w Polsce jak pączek w maśle. Banki nie były i nie są dla niego konkurencją. To zupełnie inny klient, inny rynek. Konkurencję robią mu firmy pożyczkowe, których w ostatnich dwóch latach sporo weszło  do gry: wspomniany Vivus, Wonga, Vanquis Bank, Dollar Financial Group. To potężni zagraniczni gracze, gotowi dużo zainwestować na polskim rynku, bo uważają, że tu jest biznes do zrobienia. Odsetek nieubankowionych oraz wrzuconych poza światek bankowy jest bardzo duży, a zatem liczba potencjalnych klientów również.

 

Jak byśmy nie patrzyli na biznes pożyczkowy, to pod warunkiem, że zachowuje wysokie standardy etyczne, ma swoje miejsce na rynku, skoro jest popyt na wysokooprocentowane pożyczki. Obroty firm pożyczkowych to zaledwie jakieś 2 mld zł (łącznie z Provedentem, który kontroluje ponad dwie trzecie obrotów). Wobec 59 mld zł kredytów gotówkowych i ratalnych jakie banki udzieliły w 2012 r. to niewiele. Niemniej ktoś te pieniądze pożyczył, ktoś kto najpewniej nie dostałby ich w banku.

Na Wyspach Brytyjskich od przeszło roku trwa gorąca dyskusja na temat firm pożyczkowych, w dużej mierze za sprawą Wongi, bo w kryzysie tysiące ludzi dało się wkręcić w spiralę zadłużenia. Media nie piszą  o pożyczkodawcach działających w internecie inaczej niż po prostu lichwa. Gdyby w Polsce pojawiło się tyle publikacji pewnie głos w sprawie zabrałby sam premier i kazał zamknąć interes jak sklepy z dopalaczami. Brytyjczykom działalność loan sharks też mocno dopieka, ale nadzór finansowy na razie nic nie mówi o ograniczeniach dla pożyczkowego biznesu. W 2010 r. zrobił analizę rynku i doszedł do wniosku, że wprowadzanie limitów cenowych może zabić cały rynek, albo co najmniej ograniczyć dostęp konsumentów do pożyczek i skutki regulacji mogłyby być na koniec niekorzystne dla ludzi.

Czy zespół roboczy przy KSF też analizował jaki będzie wpływ maksymalnej ceny na dostępność pożyczek? Tego nie wiem, żadnego dokumentu nigdzie jednak nie widziałem.