Trump ma rację naciskając na UE w sprawie handlu

Ignacy MorawskiIgnacy Morawski
opublikowano: 2024-12-22 20:00

Donald Trump zagroził w piątek, że jeżeli Unia Europejska nie kupi więcej amerykańskich surowców i nie zredukuje swojej nadwyżki w handlu z USA, nałoży na nią cła. Jest to akurat rozsądny postulat i UE powinna to wykorzystać jako szansę na stabilizację lub wręcz rozwój relacji ze Stanami oraz uniknięcie ceł.

Posłuchaj
Speaker icon
Zostań subskrybentem
i słuchaj tego oraz wielu innych artykułów w pb.pl
Subskrypcja

Donald Trump na razie znajduje się w trybie straszenia wszystkich partnerów handlowych cłami, ale w jego słowach paradoksalnie można dostrzec pewne szanse. W piątek napisał na swojej platformie społecznościowej Social Truths: „Powiedziałem Unii Europejskiej, że muszą zredukować swoją ogromną nadwyżkę wobec Stanów Zjednoczonych poprzez zakup na dużą skalę naszej ropy i gazu. W przeciwnym razie jedziemy cała naprzód z cłami!!!”.

Wszystkie media zinterpretowały to tak, że Trump wzmacnia presję na UE i zastrasza wojną handlową. A moim zdaniem w zasięgu ręki jest tutaj rozsądny deal. Unia jak najbardziej może kupić więcej energii od USA, bo wciąż kupuje ją od Rosji i paru innych krajów, z którymi budowanie politycznych sojuszy może być wątpliwe. Co więcej, z ekonomicznego punktu widzenia Unia ma pole do redukcji nadwyżki handlowej z USA poprzez zwiększenie popytu wewnętrznego, który przełoży się na popyt na importowane towary. Jeżeli to pozwoliłoby uniknąć wojny celnej i zbudować stabilne relacje z administracją Trumpa, to politycy UE powinni ruszyć całą naprzód i dobić takiego targu. I wielu z nich na szczęście to rozumie.

Spójrzmy na kilka danych, które rzucają światło na ten problem.

Przede wszystkim w imporcie gazu przez UE udział Rosji był ostatnio wyższy niż udział USA – jakkolwiek absurdalnie by to wyglądało. Według Bloomberga w drugim kwartale Rosja odpowiadała za 18 proc. przesyłu gazu do UE, a Stany Zjednoczone za 16 proc. Oczywiście udział Rosji jest dużo mniejszy niż przed 2022 r. (kiedy sięgał 50 proc.), a Stanów Zjednoczonych dużo wyższy (wcześniej wynosił ok. 5 proc.), ale mimo wszystko ta struktura jest wciąż zadziwiająca. Co więcej, wśród innych dostawców gazu są takie kraje jak Azerbejdżan czy Katar, z którymi na pewno warto budować dobre relacje, ale od których może nie warto uzależniać się surowcowo.

Kolejna rzecz – nadwyżka handlowa UE z USA. Przekroczyła ona ostatnio 60 mld EUR w skali kwartału, czyli ok. 1 proc. europejskiego PKB. Nadwyżka UE w handlu ze Stanami jest większa w ujęciu bezwzględnym niż deficyt UE w handlu z Chinami. Ta nadwyżka bierze się w dużej mierze stąd, że kraje UE (a głównie Niemcy) notorycznie duszą popyt wewnętrzny i wypychają w ten sposób produkcję na świat.

Oto co w połowie grudnia powiedział Mario Draghi, były premier Włoch i uznany ekonomista, na konferencji think-tanku CEPR w Paryżu: „W europejskiej polityce gospodarczej świadomie akceptowano powolny wzrost wynagrodzeń, traktując to jako narzędzie do zwiększenia konkurencyjności na rynkach międzynarodowych. Podejście to jednak tylko pogłębiało niekorzystny cykl, w którym niskie dochody przekładały się na słabą konsumpcję. Skala tego zjawiska jest wyraźna - od 2008 roku realny wzrost płac w Stanach Zjednoczonych był niemal czterokrotnie wyższy niż w strefie euro (…). Decydenci wyraźnie postawili na określony model gospodarczy - taki, który opierał się na wykorzystaniu popytu zagranicznego i eksporcie kapitału, przy jednoczesnym utrzymywaniu niskiego poziomu płac. Dziś jednak widać, że ten model przestaje się sprawdzać i nie da się go dłużej utrzymać”.

Można powiedzieć, że zachowanie Trumpa zmusza Europę, by zmierzyła się ze swoimi słabościami w wielu wymiarach: militarnym, politycznym, ekonomicznym. Pobudzenie popytu wewnętrznego i zwiększenie importu z USA mogłoby być zupełnie neutralnym kosztem uniknięcia wojny handlowej, której konsekwencje byłyby fatalne. Może nawet udałoby się wrócić do rozmów o pogłębieniu relacji handlowych między UE i USA. Trzeba to wykorzystać i ja dostrzegam tu szansę na zmniejszenie ryzyka politycznego.

Każdy ekonomista na pewno zwróciłby w tym momencie uwagę, że nadwyżka handlowa UE ujawnia nie tylko słabości Unii, ale też cechy samych Stanów Zjednoczonych. Ich deficyt handlowy jest lustrzanym odbiciem europejskiego: bierze się z potężnej stymulacji popytu zadłużeniem publicznym i prywatnym. Jest to też wynik dużego napływu kapitału na amerykańskie rynki, co pozwala podmiotom w USA łatwo się zadłużać i generować wysoki popyt. Nierównowagi handlowej nie rozwiąże tylko jedna strona: większy popyt w UE będzie musiał znaleźć odpowiedź po stronie większych oszczędności w USA. Dla obu stron jest to trudne, ale może spróbują.