Ogonek firm, które chcą wziąć udział w prywatyzacji Unipetrolu, może drastycznie się skurczyć. Rząd Czech rozważa wprowadzenie dziesięcioletniego zakazu podziału molocha. Na placu boju pozostanie tylko MOL, którego te warunki nie odstraszą.
Rząd Czech stawia firmom zainteresowanym prywatyzowanymi przedsiębiorstwami wysokie wymagania.
— Jednym z naszych warunków jest wymóg, by zwycięzcy przetargów nie sprzedawali kupionych firm ani ich części przez 10 lat — mówi w wywiadzie dla Reutersa Milos Zeman, premier Czech.
Rząd ma już wkrótce wydać w tej sprawie oświadczenie — podaje „Prague Business Journal”. Taka ewentualność budzi kontrowersje wśród firm, które starają się o 63 proc. udziałów w grupie petrochemicznej Unipetrol.
— Nawet Rosjanie nie będą chcieli wtedy nic kupić — mówi przedstawiciel jednego z potencjalnych inwestorów.
Analitycy już zaczęli ostrzegać przed Unipetrolem.
— Ta prywatyzacja może okazać się skomplikowana. Większość oferentów chce stworzyć konsorcja i po przetargu podzielić Unipetrol — uważa jeden z analityków.
Miałoby to sens, bo składająca się z rafinerii, firm petrochemicznych, chemicznych i stacji benzynowych grupa nie pasuje do strategii jednej firmy. Dlatego amerykański Conoco, który ma stworzyć konsorcjum z Shellem, interesował się raczej rafineriami. Krajowa grupa agrochemiczna Agrofert Holding typowana jest na kupca działu chemicznego. Tylko MOL, który złożył ofertę z duńskim ICTS, mógłby być zainteresowany całym Unipetrolem — twierdzą analitycy. Ostrzegają jednak, że jeśli MOL kupi PKN Orlen, to może mu zabraknąć funduszy na czeską firmę.
Na razie aż 20 firm chciałoby wziąć udział w wartej 5,1 mld CZK (564 mln zł) prywatyzacji Unipetrolu. W tym tygodniu rząd chce tę listę skrócić. Jeśli jednak wprowadzi w życie kontrowersyjny wymóg, to lista skróci się samoistnie.