W niektórych branżach koszty nie są najważniejsze. Tak się dzieje w lotniczej. Dlatego Vac-Aero, kanadyjski dostawca elementów, zamknął w 2013 r. joint venture w Indiach. Dziś jego zakłady znajdują się tylko w Kanadzie i Polsce.
— W tym lub przyszłym roku podwoimy powierzchnię zakładu w Kaliszu, który ma nieco ponad 1 tys. mkw. Decyzja w sprawie dwukrotnego powiększenia obiektu w Rzeszowie zapadnie w tym roku. Obie inwestycje będą kosztować kilkanaście milionów złotych — mówi Michael Miasek, prezes Vac-Aero w Polsce. Rozwój w Polsce pośrednio wiąże się z zamknięciem działalności w Indiach.
— To rynek trudny do zarządzania w obszarze jakości i wykwalifikowanych pracowników o wysokim poziomie specjalizacji. Koszt wytworzenia do jakości i efektywności jest wyższy w Indiach niż w Polsce. Dlatego rozwiązaliśmy joint venture — wyjaśnia Michael Miasek.
Twierdzi, że trudno mówić o przepływie zamówień z Indii do Polski, bo profile produkcji się różniły. — Ale na pewno pieniądze, których firma nie zainwestowała w Indiach, zainwestuje w Polsce — twierdzi Michael Miasek.
W polskich zakładach przybędzie także miejsc pracy, chociaż nie będzie ich podwojenia, bo w Vac-Aero produkcja nie jest związana z dużą liczbą zatrudnionych — pracownicy obsługują maszyny. W Kaliszu pracuje 65 osób, a w Rzeszowie — 35.
W Kaliszu spółka działa od 2003 r., w Rzeszowie otworzyła zakład w mieleckiej strefie w 2011 r. 60 proc. produkcji Vac-Aero trafia dla branży lotniczej. Spółka zajmuje się m.in. obróbką cieplną czy napylaniem plazmowym. Dynamika sprzedaży w Polsce jest imponująca.
— Przez ostatnie 10 lat — z wyjątkiem 2010 r., gdy z opóźnieniem uderzył w nas kryzys — firma rozwijała się na poziomie 20 proc. rocznie — mówi Michael Miasek.
— To szybciej, niż rośnie branża — ocenia Marek Darecki, prezes WSK PZL-Rzeszów i Doliny Lotniczej. W tym roku finansowym, który kończy się we wrześniu, Vac-Aero Polska planuje 20 mln zł przychodów.