Zaczęła się letnia ofensywa na rynku kredytów mieszkaniowych. Banki liberalizują zasady i obniżają ceny. Jeszcze niedawno wydawało się nie do pomyślenia, by marże na walutowych kredytach hipotecznych spadły poniżej 2 proc. (w szczytowym momencie wynosiły nawet 4 proc.). Owszem, do przewidzenia był spadek cen kredytów złotowych, ale i tu zdawało się, że poziom 2 proc. stawi opór przynajmniej do podwyżki stóp w NBP. Stało się inaczej.

Pierwsze poddały się kredyty złotowe. Dzisiaj już ponad 10 banków oferuje marże poniżej 2 proc. Niedawno pękł front walutowy. Z marszu wziął go DnB Nord. To maleńki bank, który trudno traktować jako rynkowy benchmark. Niemniej konkurenci uważnie obserwują, co będzie działo się dalej.
— Należy zachować proporcje i nie przeceniać znaczenia tej oferty. DnB Nord nie jest wiodącym graczem, nie kreuje cen na rynku — mówi Piotr Zawadzki, szef kredytów hipotecznych w Nordei, który nie spodziewa się, by marże miały pójść w kierunku wskazanym przez rywala.
Powód: koszt pieniądza na rynku nadal jest wysoki. Żeby bankowi opłacało się pożyczać pod hipotekę, musi liczyć sobie marżę rzędu 1,8-1,9 proc., pod warunkiem, że klient ma 20-30 proc. wkładu własnego. Przy LTV (loan to value — stosunek wysokości kredytu do wartości nieruchomości) powyżej 90 proc. cena kredytu nadal wynosi 2,1-2,2 proc.
Więcej w poniedziałkowym Pulsie Biznesu.