Wielki Brat zdejmie oko z Niemiec

Katarzyna Latek
opublikowano: 2010-03-03 00:00

Niemieckie prawo o gromadzeniu danych jest sprzeczne z konstytucją. Jeszcze bardziej restrykcyjne obowiązuje w Polsce.

Pojawia się szansa na nową dyskusję o granicach prywatności w sieci

Niemieckie prawo o gromadzeniu danych jest sprzeczne z konstytucją. Jeszcze bardziej restrykcyjne obowiązuje w Polsce.

Operatorzy w całej Europie muszą przechowywać ogromne ilości danych o swoich abonentach. Śledzą niemal każdy ich krok, bo wymaga tego od nich unijna dyrektywa. Wszędzie, gdzie prawo zostało do niej dostosowane, pojawiało się wiele wątpliwości dotyczących tych zapisów. Niemieccy obywatele postanowili się nie poddawać — i wygrali. Niemiecka ustawa o prewencyjnym gromadzeniu danych na temat łączności telefonicznej i internetowej jest sprzeczna z konstytucją — orzekł Federalny Trybunał Konstytucyjny w Karlsruhe. I kazał operatorom usunąć posiadane dane.

Niemieccy operatorzy telekomunikacyjni muszą przez sześć miesięcy przechowywać dane na temat połączeń telefonicznych, korzystania z poczty elektronicznej, używania internetu i położenia geograficznego telefonów komórkowych. Nakazuje im to uchwalona w 2008 r. ustawa. Przepis jednak zaskarżyła rekordowa liczba obywateli — blisko 35 tys.

— Trybunał postawił Bundestag przed poważnym problemem. Trzeba teraz zmienić prawo na takie, które będzie na bakier z dyrektywą. Oczywiście, można spodziewać się, że ta decyzja będzie miała przełożenie na inne kraje. Przez Unię znowu przetoczy się szeroka dyskusja społeczna i prawna na temat dyrektywy o retencji danych — mówi Wacław Iszkowski, prezes Polskiej Izby Informatyki i Telekomunikacji (PIIT).

Problem dotyczy też Polski. Od początku 2010 r. w życie weszło w życie rozporządzenie Ministerstwa Infrastruktury o retencji danych (oficjalna nazwa — rozporządzenie w sprawie szczegółowego wykazu danych oraz rodzajów operatorów publicznej sieci telekomunikacyjnej lub dostawców publicznie dostępnych usług telekomunikacyjnych obowiązanych do ich zatrzymywania i przechowywania). Nakłada ono na operatorów i dostawców internetu konieczność zapisywania danych m.in. na temat lokalizacji każdego abonenta w trakcie połączenia, dotyczących odbiorcy połączenia, czasu trwania rozmowy itp. Rozporządzenie było wielokrotnie krytykowane przez operatorów, a także przez PIIT, który wskazywał, że jest ono niezgodne z konstytucją, niespójne z prawem telekomunikacyjnym, a także… z dyrektywą, która wymusiła jej powstanie. Operatorzy z kolei powoływali się na argumenty finansowe, twierdząc, że przechowywanie danych naraża ich na ogromne koszty — od 1 do 2 mln EUR na każdego. Retencja danych obowiązuje także małych operatorów i zdaniem PIIT dostosowanie się do jej wymogów może spowodować ich bankructwo.

Ustawę krytykował także Główny Inspektor Danych Osobowych, który twierdził, że zbyt mocno ogranicza ona prawa abonentów. Jednak, jak mówi anonimowo nasz rozmówca (przedstawiciel operatora komórkowego), jego zastrzeżenia nie były brane pod uwagę w trakcie całego procesu legislacyjnego.

— Trzeba zwrócić uwagę, że każde państwo na swój sposób wprowadza unijne dyrektywy. Polska zdecydowanie wyszła przed szereg. Nasz okres przechowywania danych wynosi dwa lata, a dyrektywa mówi tylko o 6 miesiącach — mówi Wacław Iszkowski.

Retencja danych miała, według założeń, pozwalać na wykrywanie i zwalczanie przestępstw, w tym terroryzmu. To nie jedyna zmiana w prawie, która wywołała oburzenie obywateli. W Polsce przetoczyła się ostatnio dyskusja na temat Rejestru Stron i Usług Niedozwolonych, który miał zostać wpisany do nowelizacji ustawy hazardowej. Internauci wygrali. Rząd przedstawił swoją koncepcję współpracy z obywatelami w zakresie praw podstawowych w sferze nowych technologii. Zakłada ona konsultacje społeczne. Może — wraz z wyrokiem niemieckiego trybunału — otworzy drogę do zmian także w zakresie retencji?

Katarzyna Latek