Władze Famu z zarzutami

opublikowano: 06-10-2020, 22:00

Według prokuratury wykup akcji byłej giełdowej spółki wiązał się z oszustwem i niegospodarnością na prawie 0,5 mld zł. To absurd — twierdzą podejrzani

Przeczytaj tekst i dowiedz się:

  • Co zarzuca prokurator Grzegorzowi Bielowickiemu, Pawłowi Relidzyńskiemu i Sławomirowi Chrzanowskiemu
  • Dlaczego opinia biegłego budzi wątpliwości
  • Na jakich zasadach władze THC i Famu zawarły ugody z akcjonariuszami Famu

Ujawniona przez „PB” sprawa wyciśnięcia mniejszościowych akcjonariuszy Famu i przymusowego wykupu ich akcji przez spółki związane z funduszem Tar Heel Capital (THC) zaowocowała zarzutami prokuratorskimi. Grzegorz Bielowicki, znany biznesmen i założyciel THC, Paweł Relidzyński, prezes Famu, i Sławomir Chrzanowski, członek zarządu (wszyscy zgodzili się na podawanie pełnych danych osobowych), są podejrzani o wyrządzenie Famowi szkody na ponad 487,5 mln zł i oszukanie na tę kwotę 1627 mniejszościowych akcjonariuszy spółki. Zarzuty opierają się na opinii biegłego, a ta budzi wątpliwości — nie tylko podejrzanych i ich obrońców, ale też sądu.

ZYSK, A NIE STRATA:
ZYSK, A NIE STRATA:
Przejęliśmy kontrolę nad Famem w 2015 r., płacąc w wezwaniu po 54 grosze za akcję. To dzięki naszej skutecznej restrukturyzacji firma zamieniła straty w zyski, a jej kurs w dwa lata wzrósł ośmiokrotnie. Mniejszościowi akcjonariusze Famu, którzy mogli wyjść ze spółki, odpowiadając na kolejne wezwanie z ceną 4,20 zł za akcję, na naszych działaniach mocno więc zyskali, a nie stracili. W ostatnich latach żadna inna spółka nie pozwoliła akcjonariuszom tak dużo zarobić w dwa lata przed zejściem z giełdy — przekonuje Grzegorz Bielowicki, były szef rady nadzorczej Famu.
WM

Źródło zarzutów

Według Prokuratury Okręgowej we Wrocławiu do przestępstw w spółce, specjalizującej się w antykorozyjnym cynkowaniu elementów stalowych, doszło między majem 2017 r. a lipcem 2020 r. Datę początkową wyznacza termin wezwania, w którym akcjonariusze skupieni wokół THC zaoferowali 4,20 zł za akcję i kosztem 22,3 mln zł zwiększyli udział w Famie z ponad 65 proc. do 81,7 proc.

Umożliwiło im to wycofanie spółki z Giełdy Papierów Wartościowych w lutym 2018 r. Miesiąc później, w Wielki Piątek 30 marca 2018 r., odbyło się walne, do którego porządku obrad w ostatniej chwili wprowadzono megaemisję skierowaną do podmiotu z grupy funduszu — THC SPV10. Cenę emisyjną rada nadzorcza, kierowana przez Grzegorza Bielowickiego, ustaliła na… 0,29 zł za akcję, czyli niecałe 7 proc. ceny obowiązującej w wezwaniu. Właśnie to zaowocowało zarzutami prokuratorskimi.

Kontrowersyjna opinia

Z informacji „PB” wynika, że powołany przez śledczych biegły metodą dochodową wycenił Fam na marzec 2018 r. na prawie 300 mln zł. Po zastosowaniu dyskonta, wynikającego m.in. z utraty statusu spółki publicznej, oznaczało to wycenę jednej akcji firmy na prawie 6 zł. Szkoda Famu i drobnych akcjonariuszy, wyliczona na blisko 0,5 mld zł, powstała przez przemnożenie liczby 86,2 mln akcji nowej emisji przez różnicę między kwotami: prawie 6 zł i 0,29 zł.

— Biegły uznał, że podwyższenie kapitału spółki, w wyniku którego wpłynęło do niej 25 mln zł, wyrządziło jej szkodę. Przecież to absurd. Objęcie podwyższonego kapitału akcyjnego, oznaczające wpływ do spółki dodatkowych środków, to przecież korzyść, a nie strata. Sposób wyliczenia tej rzekomej szkody to już zupełne kuriozum. Oznacza bowiem, że — posługując się logiką biegłego — jeśli Fam wyemitowałby np. 200 mln nowych akcji, to szkoda spółki wzrosłaby do ponad 1 mld zł — komentuje profesor Jacek Giezek, obrońca Grzegorza Bielowickiego.

Podkreśla, że sama wycena spółki również ma rażące mankamenty. — Według opinii biegłego wartość Famu, wyliczana metodą dochodową, między końcem 2017 r. a marcem 2018 r. wzrosła o około połowę — z 200 mln zł do 300 mln zł, choć nic istotnego w ciągu tych trzech miesięcy się nie wydarzyło. Wycena metodą majątkową dla obu tych dat dała wartość spółki na poziomie 30 mln zł — mówi Jacek Giezek.

Kaucja, a nie areszt

Obrońca Grzegorza Bielowickiego podkreśla, że poważne wątpliwości w sprawie opinii biegłego, czyli „fundamentalnego dowodu” prokuratury, wyraził też sąd, który rozpatrywał wnioski śledczych o areszt dla trójki podejrzanych. Już sąd rejonowy uznał, że nie ma potrzeby stosowania aresztu. I nałożył na podejrzanych dozory policyjne, zakazy opuszczania kraju i poręczenia majątkowe w wysokości 700 tys. zł dla Sławomira Chrzanowskiego, 1 mln zł dla Pawła Relidzyńskiego i 2 mln zł dla Grzegorza Bielowickiego.

Stosując te wolnościowe środki zapobiegawcze, uznał jednak, że istnieje „duże prawdopodobieństwo” popełnienia przez podejrzanych zarzuconych im przestępstw. Sąd okręgowy przesłanki „dużego prawdopodobieństwa” już nie badał, bo nie mógł. Od pierwotnych decyzji odwołała się bowiem jedynie prokuratura, co Jacek Giezek tłumaczy „ograniczonym dostępem” do materiału dowodowego, w tym kluczowej opinii biegłego.

— Dopiero w odpowiedzi na zażalenie prokuratury zakwestionowaliśmy przesłankę „dużego prawdopodobieństwa”, jednak sąd okręgowy nie zajmował się tą kwestią, bo — wobec braku zażalenia z naszej strony — nie mógł. W uzasadnieniu podkreślił jednak, że materiał dowodowy zebrany przez prokuraturę „wymaga analizy przez rzetelnego i kompetentnego biegłego”. Nie można tego interpretować inaczej niż jako krytykę opinii sporządzonej na zlecenie prokuratury — ocenia Jacek Giezek.

Grzegorz Bielowicki dodaje, że legalność działań Famu potwierdza ekspertyza prawna współtwórcy Kodeksu spółek handlowych, profesora Andrzeja Szumańskiego. Podkreśla, że wszystkie procesy i spory prawne z mniejszościowymi akcjonariuszami spółki zakończyły się wygranymi Famu bądź ugodami, połączonymi ze zrzeczeniem się wszelkich roszczeń.

Wojna i rozejm

Jak to się stało? Po walnym z marca 2018 r. akcjonariusze związani z THC przekroczyli próg 95 proc. w kapitale Famu i na kolejnym walnym, w czerwcu 2018 r., przeforsowali przymusowy wykup pozostałych akcji po cenie wyznaczonej przez biegłego powołanego przez spółkę, czyli 0,92 zł za walor. W ten sposób jednak THC SPV10 udało się nabyć tylko niecały 1 mln z około 5,8 mln akcji będących w posiadaniu drobnych akcjonariuszy. Część pozostałych postanowiła walczyć i zaskarżyła przymusowy wykup do sądu, a po ich stronie zaangażowała się prokuratura. Ostry spór prawny między „dużymi” a „drobnymi” doprowadził do gigantycznego chaosu.

Dość powiedzieć, że w pewnym momencie zarząd Famu przyznawał, że… nie wie, jaki jest jego akcjonariat. Prawny galimatias udało się częściowo uporządkować, bo władze THC i Famu postanowiły zrobić krok w tył. Najpierw, jeszcze w 2019 r., porozumiały się z tymi z akcjonariuszy, którzy byli najbardziej aktywni w sporze, a potem zaangażowały w mediację Stowarzyszenie Inwestorów Indywidualnych (SII). To właśnie przy udziale SII doszło do zawarcia ugód z kolejnymi akcjonariuszami Famu: w styczniu i lipcu 2020 r. Na jakich warunkach? Tego oficjalnie nikt nie komunikuje, bo umowy zawierały klauzule o poufności. Z ustaleń „PB” wynika jednak, że drobni dostawali po 4,20 zł lub więcej za jeden walor Famu, przy czym 0,92 zł stanowiła zapłata za akcje, a resztę zadośćuczynienie za zrzeczenie się roszczeń i powstrzymanie od działań prawnych.

Część akcjonariuszy nie poszła jednak na ugodę i wciąż liczy na uzyskanie odszkodowań po ewentualnych wyrokach skazujących dla członków władz Famu. Czy zapadną, nie wiadomo. Pewne jest natomiast, że na sądowy finał tej sprawy trzeba będzie zaczekać kilka lat. Śledztwo bowiem trwa i jak zaznacza prokuratura — ma „charakter rozwojowy”.

© ℗
Rozpowszechnianie niniejszego artykułu możliwe jest tylko i wyłącznie zgodnie z postanowieniami „Regulaminu korzystania z artykułów prasowych” i po wcześniejszym uiszczeniu należności, zgodnie z cennikiem.

Podpis: Dawid Tokarz

Polecane