Nie będzie upadku, będzie drugie życie — przynajmniej przez kilkanaście miesięcy. W poniedziałek po sześciu tygodniach bardzo intensywnych negocjacji z licznymi wierzycielami giełdowa agencja pracy tymczasowej Work Service porozumiała się ze wszystkimi stronami, spłaciła część długów dzięki pieniądzom pozyskanym od głównych akcjonariuszy, a resztę zadłużenia zrolowała (szczegóły w ramce). Efekt? Dobre nastroje zarządu, który do ostatniej chwili prowadził negocjacje i dopinał szczegóły.
— To chyba największa i najszybsza restrukturyzacja zadłużenia w historii Polski. Udało się ją przeprowadzić w ciągu sześciu tygodni, a nie było łatwo, bo trzeba było zgrać starych i nowych faktorów, kredytujące nas banki, obligatariuszy instytucjonalnych i indywidualnych. Udało się i teraz jako grupa możemy w końcu skoncentrować się na rozwoju biznesu — mówi Maciej Witucki, prezes Work Service’u.
Na ostatnią chwilę
Problemy z nadmiernym zadłużeniem nie były jednak nowe, a o tym, że serie obligacji zapadają na przełomie listopada i grudnia tego roku było wiadomo od chwili ich wyemitowania. Dlaczego więc spółka restrukturyzowała zadłużenie w ostatniej chwili?
— Proces refinansowania zadłużenia prowadziliśmy od ponad roku. W grę wchodziły różne scenariusze, jeszcze latem prowadziliśmy w Londynie rozmowy z potencjalnymi inwestorami, którzy mogli objąć całe zadłużenie grupy. Ten scenariusz nie został jednak zrealizowany, podobnie jak scenariusz pozyskania nowych banków kredytujących w Polsce, głównie z powodu przedłużającego się procesu sprzedaży Exact Systems. Wszystkie strony czekały z ostatecznymi decyzjami do zamknięcia tej transakcji, do czego doszło dopiero pod koniec października — mówi Maciej Witucki.
Exact Systems został wystawiony na sprzedaż ponad rok temu. W listopadzie 2017 r. na łamach „Pulsu Biznesu” prezes Work Service’u zapowiadał, że transakcja ta może zostać zamknięta w ciągu 6-9 miesięcy przy wycenie przekraczającej 10-krotność wyniku EBITDA (co oznaczałoby wartość spółki na poziomie ponad 350 mln zł), pozyskane z niej pieniądze pozwolą na całkowitą spłatę zadłużenia, a „wszystkie obawy o utratę płynności, które przykrywały obraz spółki, odejdą w zapomnienie". Tak się jednak nie stało: ostatecznie Exact Systems kupił Paweł Gos i Lesław Walaszczyk przy wsparciu CVI Domu Maklerskiego, którzy zgodzili się zapłacić prawie 140 mln zł. 104 mln zł z tej transakcji od razu trafiło do kredytujących Work Service banków, niespełna 23 mln zł trafiły na konta Work Service’u, a 13 mln zł miało zostać przelanych w ciągu 9 miesięcy.
— Sprzedaż Exact Systems była skomplikowanym procesem, zaawansowane negocjacje prowadziliśmy z trzema potencjalnymi inwestorami, z których część starała się do ostatniej chwili zbić cenę, wykorzystując trudne okoliczności, w jakich znalazła się spółka. Jej zamknięcie pozwoliło na rozpoczęcie restrukturyzacji zadłużenia bankowego i zrolowanie obligacji, a ostatnia płatność — która początkowo miała trafić prosto do banków — trafiła już na konta spółki po pomniejszeniu o 2,3 mln zł, pozwalając nam na ograniczenie ryzyka i poprawę płynności grupy — tłumaczy Maciej Witucki.
Zagraniczna wyprzedaż
Teraz Work Service ma czas do końca marca 2020 r. na spłatę kredytów bankowych i do maja — na spłatę obligatariuszy. Łącznie to około 150 mln zł. Pieniądze na ten cel mają się znaleźćdzięki sprzedaży innych spółek zależnych.
— Chodzi przede wszystkim o sprzedaż węgierskiej spółki Prohuman. Rozpoczęliśmy już proces wyboru doradcy i uzgadniamy szczegóły z mniejszościowym udziałowcem, który ma nieco poniżej 20 proc. akcji. Po zakończeniu tych rozmów powinniśmy przeprowadzić transakcję w ciągu roku, a wpływy z niej według zleconych przez nas niezależnych wycen powinny pozwolić na spłatę w całości zadłużenia — mówi Maciej Witucki.
W warunkach emisji nowych obligacji zapisano także możliwość sprzedaży spółek zależnych w Czechach i na Słowacji.
— Przewidujemy taką możliwość, ale naszym celem jest pozostawienie tych spółek w grupie. Nie chcielibyśmy ich sprzedawać — mówi Maciej Witucki.
Nadmierna agresja
Gdy Maciej Witucki przychodził do Work Service’u pod koniec 2015 r., wraz głównymi akcjonariuszami — Tomaszem Misiakiem i Tomaszem Hanczarkiem — zapowiadał realizację strategii, przewidującej 1 mld EUR obrotów i ekspansję zagraniczną. Mocarstwowe plany nie zostały jednak zrealizowane.
— Strategia była bardzo agresywna. Oparto ją o akwizycje w kraju i zagranicą, finansowane kapitałem, ale i w dużym stopniu długiem. Model biznesowy spiąłby się tylko pod warunkiem zintegrowania z sukcesem wszystkich przejętych firm, do czego jednak nie doszło — mówi Maciej Witucki.
Zarząd Work Service’u przyznaje teraz, że problemy z akwizycjami zagranicznymi były dwa — jeden na Węgrzech, a drugi w Niemczech.
— Na Węgrzech umowa kupna spółki przewidywała earn-outy dla dotychczasowych udziałowców, które okazały się zbyt wysokie, a niestety ich skali nie ograniczono żadnym zapisem. Nie przewidziano, że spółka będzie rosła tak szybko — w efekcie zobowiązania z tytułu earn-outów w naszych księgach urosły do poziomu 80 mln zł — mówi Maciej Witucki.
W Niemczech na początku 2014 r. za niespełna 30 mln zł Work Service przejął kontrolę nad HR-ową spółką grupy logistycznej Fiege.
— W momencie kupna biznes ten przynosił zyski, ale po pierwszym roku był na zero, a potem zaczęły się straty, co bardzo negatywnie odbiło się na naszych wskaźnikach zadłużenia. W Niemczech struktura biznesu była oparta na jednym kliencie, wciąż pracujemy tam nad uzdrowieniem i zdywersyfikowaniem biznesu — mówi Tomasz Ślęzak, wiceprezes Work Service’u.
Powrót do biznesu
Agencja pracy tymczasowej popadła w problemy w momencie, gdy koniunktura jej jak najbardziej sprzyja — zapotrzebowanie na pracowników jest duże tak w Polsce, jak również na innych rynkach.
— Po zakończeniu rozmów z bankami i obligatariuszami od razu przechodzimy do rozmów w partnerami biznesowymi, w naszym portfelu zamówień na przyszły rok jest już 2,5 tys. pracowników, których będziemy sprowadzać nie tylko z Ukrainy, lecz także z Filipin czy Wietnamu, nie mówiąc już o aktywizacji zawodowej Polaków — mówi Maciej Witucki.
Po trzech kwartałach tego roku Work Service miał 1,57 mld zł przychodów (o 0,6 proc. więcej niż rok wcześniej) i 4 mln zł straty na poziomie EBITDA.
— Spodziewamy się, że po odejściu z grupy Exact Systemu i spółki węgierskiej w przyszłym roku będziemy w stanie generować przychody na poziomie 1,3-1,5 mld zł — mówi prezes Work Service’u.
Za ekspansję trzeba płacić
Work Service, który ugiął się pod ciężarem długów, zaciąganych na agresywną ekspansję zagraniczną, to ostatni przykład w szeregu giełdowych spółek, które rozgrzewały inwestorów zapowiedziami rozwinięcia biznesu w skali międzynarodowej, a potem ich rozczarowały. Pod koniec listopada opisywaliśmy szeroko historię Ursusa, którego stawiano za przykład udanej ekspansji polskiej spółki w Afryce i który zapowiadał m.in. rozwój w segmencie elektromobilności. Na razie jednak spółka pokazała bardzo słabe wyniki finansowe, weszła w przyspieszone postępowanie układowe i zamierza sprzedać część aktywów, by zrealizować plan naprawczy.
Dużym rozczarowaniem na giełdzie skończyły się też mocarstwowe plany Integera.pl, który miał zbudować europejską sieć kilkunastu tysięcy paczkomatów. Zainwestował w nią m.in. fundusz PineBridge (który inwestował także w Work Service), a giełdowy kurs Integera dynamicznie piął się w górę. Nie szły za tym jednak wyniki, a rozstawiane poza granicami Polski paczkomaty nie osiągały rentowności. Paczkomatowa sieć polskiej firmy przeżyła spore perturbacje na początku 2017 r. w związku z problemami Integera z obsługą zadłużenia i pozyskaniem kapitału na rozwój. Zakończyło się to zdjęciem spółki z giełdy przez fundusz Advent, działający w porozumieniu z Rafałem Brzoską.
Poza giełdą w większej skali rozczarowała m.in. Pesa, która kilka lat temu zdobyła wiele kontraktów na rynku niemieckim (na który nie miała homologacji), przy okazji realizując liczne zamówienia na rynek polski. W efekcie czempion stał się dostawcą awaryjnych pojazdów, z których wiele klientów było niezadowolonych, a banki odmówiły spółce dalszego finansowania. Pojawiła się wizja bankructwa, przed którym Pesę mógł uratować inwestor. Wśród potencjalnych kandydatów byli gracze zagraniczni, ostatecznie zainwestował Polski Fundusz Rozwoju. Z niemieckimi odbiorcami udało się porozumieć.
Ekspresowa restrukturyzacja
Pod koniec listopada i na początku grudnia upłynął termin wykupu trzech serii obligacji Work Service'u o łącznej wartości blisko 45 mln zł. W tym samym czasie upływał termin spłaty zaciągniętych w 2015 r. kredytów w konsorcjum banków (Santander, Millennium, BGŻ BNP Paribas, a także PKO BP), które — po spłacie 104 mln zł, pozyskanych ze sprzedaży Exact Systems — opiewały na ponad 110 mln zł. Work Service chciał zrolować obligacje i przesunąć termin spłaty kredytu. W tym celu musiał po pierwsze uzyskać potwierdzenie od faktorów, że udostępnią mu linie faktoringowe o wartości co najmniej 55 mln zł. Takie potwierdzenie uzyskano w poniedziałek. Po drugie trzeba było dogadać się z obligatariuszami. Tomasz Misiak i Tomasz Hanczarek, wiodący akcjonariusze Work Service'u, wyłożyli 7 mln zł w gotówce na nowe obligacje. Z tych pieniędzy spłacono indywidualnych obligatariuszy i część instytucji (a nowe papiery są w zamian uprzywilejowane pod względen kolejności zaspokajania). Reszta obligacji została zrolowana, a przy okazji z warunków emisji zniknęły zapisy o wskaźnikach finansowych, których naruszenie uprawniałoby obligatariuszy do żądania wcześniejszego wykupu papierów. Termin wykupu nowych serii obligacji to 29 maja 2020 r. Wcześniej, do końca marca 2020 r., spłacone mają być kredyty bankowe.
— W większości procesów restrukturyzacji, w jakich spółki, firmy doradcze, banki i prawnicy uczestniczą, podołanie wyzwaniu połączenia różnych grup wierzycieli zajmuje 6-12 miesięcy. Tu udało się to zrobić w półtora miesiąca. To nie tylko merytoryczne, lecz także logistyczne mistrzostwo świata — uważa Michał Lewczuk z PwC, który doradzał Work Service.