Wielotygodniowe remonty dopiero co uratowanego przed złomowaniem auta, spartańskie warunki na trasie ani nawet brak gwarancji dojechania do mety nie zniechęciły 400 ekip z całej Polski do wzięcia udziału w rajdzie samochodów komunistycznej produkcji — Złombol. Ponad 1000 uczestników ekspedycji, która w sobotę wyruszyła z Katowic, przemierzy w pięć dni 2,5 tys. km. Stawią czoła ciągłym awariom często nawet czterdziestoletnich aut, brakowi klimatyzacji, hałasowi, a często także woni cieknącego z nieszczelnych baków paliwa. Celem imprezy, która w ubiegłych latach docierała m.in. na przylądek Nordkapp, pod słynne kasyno w Monte Carlo, do greckiej Olimpii, a także nad jezioro Loch Ness, będzie tym razem słoneczna Costa Brava. Po drodze uczestnicy przejadą nad jeziorem Balaton, zahaczą o włoską Toskanię i triumfalnie przejadą kolumnadą pod luksusowymi hotelami Monako. Skąd twórcy odbywającej się już ósmy rok z rzędu imprezy, w której za pierwszym razem brały udział zaledwie dwa auta, biorą pomysły, gdzie jechać w kolejnym roku? To proste — zakreślają cyrklem na mapie okrąg o promieniu 2,5 tys. km i wybierają punkt, do którego chcą dotrzeć. Wszystko z sentymentu do starych aut, chęci przeżycia przygody oraz — last but not least — pomocy dzieciakom z domów dziecka.

W tym celu każda ekipa musi znaleźć darczyńców, którzy w zamian za miejsca reklamowe na karoserii samochodu wesprą zakupy prezentów. Konsole do gier, farbki, rolki, prenumeratę pism młodzieżowych czy inne atrakcje, których sfinansowanie z państwowych funduszy byłoby niemożliwe, pozwolą podopiecznym śląskich domów dziecka poznać smak beztroskiego dzieciństwa. W tym roku udział w akcji bierze także ekipa „Pulsu Biznesu”. Dołączył do niej producent drzwi — firma Windoor. Czworo uczestników jedzie luksusowym, jak na złombolowe realia, pojazdem pochodzącym z samej końcówki produkcji — wartburgiem.
Ochrzczony na cześć wieloletniego przywódcy NRD mianem „rydwan Honeckera” pojazd z 1990 r. wyposażony jest w 58-konny silnik. Dzięki nieprzekraczającej jednej tony masie za czasów świetności osiągał prędkość 100 km/h w zaledwie 17,5 sekundy. Przy tegorocznym południowym kierunku wyjazdu ogromnym jego atutem jest szyberdach. Zabranie bagaży na trwającą włącznie z powrotem 11 dni wyprawę umożliwia ogromny, 525-litrowy, bagażnik. Ból na stacji benzynowej uśmierzy oszczędny napęd gazowy. „Rydwan Honeckera” nie jest jednak wolny od wad. O ile charakterystyczne kołysanie się nadwozia i warkoczący dźwięk silnika mogą jeszcze wzruszać, o tyle przy nieszczelnym przewodzie paliwowym jedynym sposobem, by pozbyć się ze środka auta zapachu benzyny, jest otwarcie okien. Nic to jednak, bo cel każdego uczestnika rajdu jest jeden: dojechanie do mety, co wcale nie jest takie oczywiste. W ubiegłorocznej edycji imprezy do mety wyznaczonej na najdalej na północ położonym skrawku Europy, przylądku Nordkapp, spośród 197 zgłoszonych ekip dotarło 167.
Relacja z rajdu na portalu Twitter — śledź konto @M_Wierciszewski
