Złoty wstrząśnięty, ale niezmieszany

Marek MuszyńskiMarek Muszyński
opublikowano: 2022-11-16 20:00

Panika na złotym po informacji o uderzeniu rakiety w Przewodowie przy granicy z Ukrainą była krótka i polska waluta szybko wróciła do wyjściowych poziomów. A te pokazują kilkutygodniowe umocnienie wspierane przez państwowe banki nieoczywistą interwencją.

Z tego artykułu dowiesz się:

  • jakie są prognozy dla złotego na najbliższe tygodnie,
  • dlaczego zagranicznym graczom nie opłaca się grać przeciwko złotemu,
  • w jaki sposób BGK wspiera polską walutę.
Posłuchaj
Speaker icon
Zostań subskrybentem
i słuchaj tego oraz wielu innych artykułów w pb.pl
Subskrypcja

Spadek rakiety w miejscowości Przewodów blisko granicy z Ukrainą spowodował nocny wstrząs na polskiej walucie. Złoty stracił 9 gr do euro oraz 10 gr do amerykańskiego dolara. Jednak w środę sytuacja już się ustabilizowała, a dolara można kupić za 4,52 zł, podczas gdy euro jest notowane po 4,71 zł, czyli podobnie jak wczoraj.

– Panika się skończyła, przynajmniej na razie. Na razie potwierdzono jedynie, że były to rakiety rosyjskiej produkcji. A czy to ukraińska rakieta przeciwlotnicza czy rosyjska, która zeszła z kursu, nie wiadomo. Rynki podchodzą do tego spokojnie. Jeżeliby okazało się, że to jednak pocisk wystrzelony z Rosji, to obawy powrócą. Dotyczy to głównie złotego, a nie dolara, na którego wciąż negatywnie wpływają oczekiwania na szybkie obniżki stóp Fedu. Dlatego reakcja w panice była mniejsza niż np. przy sabotażu Nord Streamu – mówi Piotr Popławski, analityk ING Banku Śląskiego.

– Rynki się przestraszyły, że jest jakaś forma eskalacji napięcia geopolitycznego lub rozszerzenia konfliktu. Warto zwrócić uwagę, że ten incydent wydarzył się dzień-dwa po tym, jak polski rząd przejął w zarządzanie aktywa Gazpromu w Polsce – EuRoPol Gaz. Mogło zatem być to interpretowana jako zemsta lub prowokacja rosyjska. Spokojna reakcja rządu oraz ostatnie doniesienia wskazują na przypadkowy charakter tego incydentu. Stąd rynki po chwilowym stresie szybko wróciły do wyjściowych poziomów – mówi Jarosław Kosaty, analityk Banku Santander.

Na razie wszystko wskazuje na przypadkowy charakter incydentu, a rynki mogły uwierzyć prezydentowi USA Joemu Bidenowi, który mówił, że trajektoria pocisku nie wskazuje, aby został on wystrzelony z Rosji.

Retoryka wyznacza kurs:
Retoryka wyznacza kurs:
Sugestia prezesa NBP Adama Glapińskiego rychłego zakończenia cyklu podwyżek stóp procentowych spowodowała, że na rynek wkroczyły państwowe banki.
Piotr Małecki/Bloomberg

Kilka tygodni mocnego złotego

Szczyt słabości polskiej waluty w październiku znacznie się oddalił. Względem euro złoty w ciągu miesiąca umocnił się o 2 proc., a jeszcze lepiej poszło z dolarem – tu wzrost sięgnął 7 proc. Kurs USD/PLN znalazł się 50 gr niżej w okolicach poziomów z przełomu czerwca i lipca, co wynika z odwrócenia trendu na EUR/USD.

– Umocnienie złotego przez ostatnie tygodnie ma dwie podstawy. Jedna to sygnały z amerykańskiego Fed o możliwym spowolnieniu tempa podwyżek stóp procentowych w USA. To spowodowało, że dolar zaczął stopniowo tracić na wartości. To efekt tego, że gdzieś na horyzoncie jest recesja, więc cykl podwyżek będzie musiał się skończyć. Sentyment się poprawił, bo zacieśnienie polityki monetarnej w głównych gospodarkach zwykle niekorzystnie oddziałuje na notowania rynków wschodzących. Wolniejsze tempo zatem przyniosło im ulgę, co widać było również w notowaniach złotego. Drugi aspekt umocnienia złotego, to fakt, że operacje płynnościowe na polskim rynku powodują, że polski złoty jest relatywnie słabo dostępny na krajowym rynku. To sprawia, że nie opłaca się zbyt długo grać przeciwko złotemu, przez co umocnienie złotego na poprawie globalnego sentymentu jest tak wyraźne – mówi Jarosław Kosaty.

Wiele wskazuje na to, że kurs złotego się ustabilizuje w najbliższych tygodniach.

– To będzie wypadkowa globalnego sentymentu oraz tego, że RPP nie chce podnosić stóp procentowych. O ile eurodolar będzie dalej rósł w końcówce roku, to na EUR/PLN możemy zobaczyć poziomy 4,70-4,80. Natomiast, gdy dolar przestaje się osłabiać, to presja na złotym się pojawia, ale ona nie jest jakaś szczególnie duża, bo koszty finansowania pozycji przeciwko złotemu są dosyć wysokie – cały czas finansowanie kosztuje ok. 12 proc. Stąd ciężko budować wielkie pozycje przeciwko złotemu. Wiele wskazuje na to, że oczekiwania zagranicy co do wpływu wojny na polską gospodarkę były za silne. U nas się nic tak drastycznego nie stało, czego się zagranica obawiała. Oni się masowo ustawili na słabszego złotego, co niebotycznie podniosło koszty finansowania tych pozycji. To już było widać w wakacje – mówi Piotr Popławski.

Cicha interwencja na rynku

Ograniczona płynność na rynku wspierała szybkie umocnienie polskiej waluty.

– Słaba dostępność złotego powodowała, że zajmowanie pozycji przeciwko naszej walucie stało się nieopłacalne, ponieważ wiąże się ze sporym kosztem dla inwestorów. Natomiast ta sytuacja ułatwiała zajmowanie przeciwnych pozycji - na korzyść złotego. Ten element nie miał decydującego wpływu, ale w momencie pojawienia się pozytywnych okoliczności związanych z rynkami globalnymi pomogło to w umocnieniu złotego – mówi Jarosław Kosaty.

Niebagatelna pozostaje rola BGK w kształtowaniu kursu polskiej waluty.

– Gdy wybuchła wojna na Ukrainie, to mieliśmy kurs euro przejściowo w okolicach 5 zł. W tym czasie trwał cykl podwyżek stóp procentowych w Polsce, a NBP sygnalizował, że zrobi wszystko, aby walczyć z inflacją. W tamtym czasie bardzo to pomogło umocnić złotego i kurs EUR/PLN szybko zszedł do 4,50-4,60 zł. Natomiast w okolicach czerwca retoryka się zmieniła – prezes NBP zaczął sygnalizować zbliżanie się końca cyklu zacieśniania polityki pieniężnej. Chętnych do grania przeciwko złotemu zaczęło przybywać, gdyż wielu uczestników rynku uważało, że ta zapowiedź jest przedwczesna, a to dlatego, że mieliśmy po drodze m.in. przyśpieszenie tempa podwyżek stóp w USA. EUR/PLN zaczął się wówczas stopniowo wspinać w okolice 4,90 zł, a w tym czasie aktywny był BGK, który próbował małymi wolumenami, ale jednak skupować złotego – wyjaśnia Jarosław Kosaty.

W ten sposób doszło do tego, że cena kontraktów swapowych znacząco się różni od stóp procentowych NBP.

– Rynek jako większość ustawił się przeciwko złotemu i w zasadzie jedynie państwowe banki chciały go kupować. Doszło do sytuacji, że podaż złotego skomasowała się w rękach kilku instytucji. Na rynku zaczęło brakować złotego, co znalazło przełożenie w kosztach swapowych. W rezultacie chociaż stopa podstawowa NBP wynosi 6,75 proc., ale z uwagi na słabą dostępność polskiego złotego na rynku wszyscy ci, którzy chcą grać przeciwko złotemu muszą się liczyć z ponoszeniem kosztów takich, jakby stopa procentowa była powyżej 10 proc. To wpływa na decyzje inwestycyjne, spekulacyjne czy zabezpieczanie pozycji – dodaje Jarosław Kosaty.

Przełożyło się to także na rynek obligacji, gdzie rentowności przejściowo przebiły 9 proc. i stworzyło dodatkowe problemy z finansowaniem dla rządu, który wyszedł z emisją obligacji w dolarze. Dlatego niewykluczone, że sytuacja może się zmienić w związku z potrzebami pożyczkowymi na kolejny rok.

– Elementem, który mógłby zwiększać płynność na rynku i powodować, że złoty może podlegać osłabieniu z tego tytułu jest to, że przed emisjami obligacji na poczet przyszłorocznego budżetu, może być prowadzona polityka zwiększania płynności, aby wzrost podaży złotego na rynku zachęcał do zakupu rządowych obligacji. Polityka płynnościowa w tym zakresie będzie więc w dużym stopniu zależała od tego, jak będzie szło finansowanie budżetu w przyszłym roku – mówi Jarosław Kosaty.